CZARNY ATRAMENT

Utrwalę czarnym atramentem
dnia godzin ciche przesuwanie
i wydobędę ich istotę
na moją modłę, na wytrwanie,
na mądrość i głupotę.

Oddzielę od bieli zeszytu
treść czarną, jak odcięcia zabieg
w jednoznaczności ją pogrążę,
by poukładać cząstkę bytu
i się dowiedzieć, i postarzeć,
czy zdążę.

4 kwietnia 1986

Zaszufladkowano do kategorii 1986, Nie daję ci czytać moich wierszy | Dodaj komentarz

Monika Jaruzelska „Towarzyszka Panienka” (2013)

Próżność jako ewangeliczny grzech główny spowodowało powstanie tej książki, bo, jak donosi autorka w swojej biografii, z brakiem pieniędzy nigdy problemu nie miała. Nie miała też nigdy problemów z religią katolicką, gdyż potajemnie ochrzczona przez babcię była od zawsze córą kościoła katolickiego zarówno w czasie wizyt z rodzicami u Ojca Świętego w Watykanie, jak i w momencie ochrzczenia swojego syna. A jednak permanentne łamanie przykazań bożych jest w tej beznamiętnej narracji jakimś według autorki pozytywnym rysem jej osobowości, sygnalizującym witalność i dzielność.
Nie da się tej książki przyjmować jako dzieło artystyczne, nie jest też dokumentem i nie jest fałszem, mającym na celu dowartościowanie autorki. Jej letniość polega na rozwadze i przyjęciu niezłomnej postawy niezależności wobec losu ludzkiego, któremu Monika Jaruzelska ani nie przeczy, ani się na niego nie skarży, ani też się nim nie chwali. Ta neutralność byłaby nawet wartością, gdyby nie zwykła oczywistość, że los zdeterminował jej życie, a nie ona los. I tak jest w greckich tragediach. Bohaterowie poddawani boskim eksperymentom wracają – być może tylko ze względu na dydaktyczne przesłanie mitu – do pierwotnych sytuacji wyjściowych, kiedy ich deformacja była jeszcze w boskich planach. Nacisk Historii na życiorys Moniki Jaruzelskiej, przeczy anonsom wydawcy książki, jakoby ten literacki utwór miał na celu przywrócić pisarce normalność i pokazać czytelnikowi, że jest taka sama, jak on, jest takim samym człowiekiem. Ale przecież nie można od czytelnika żądać rzeczy niemożliwych, jak i nie można żądąć ich od autorki. Gdyby Monika Jaruzelska nie była córką swojego ojca, w życiu bym tej arcynieciekawej książki nie przeczytała. Stan wojenny w Polsce pod koniec ubiegłego wieku to moja młodość, to najważniejszy okres w moim życiu i naturalną moją potrzebą jest sięganie właśnie po takie książki, jak „Towarzyszka Panienka”. Spisane przez tytułową towarzyszkę panienkę czyny i rozmowy mają uzupełnić lukę, którą mój życiorys domaga się wypełnić. Poszukuję odpowiedzi na pytania, których wtedy zadawać nie było wolno i ich tutaj nie znajduję, a mogłabym, gdyby Monika Jaruzelska zechciała na nie odpowiedzieć. Ale nie, mimo psychiatrycznej i psychologicznej edukacji, certyfikatu psychoterapeuty, autorka książki unika wszelkich konkretów wodząc czytelnika za nos, ale nigdy siebie na pokuszenie ekspiacji. A więc dowiaduję się w kim kochała się towarzyszka panienka w serialu „Czerech pancernych” i w serialu z Kapitanem Klossem. Z kim ze znanych artystów estrady i kina chodziła na spacery, do kawiarni, kto się z nią kumplował i kto przysyłał samochód, by mogła poprawić coś w złożonych w redakcji artykułach. Dowiaduję się, kto z władców ówczesnego świata, oprócz Fidela Castro, który zatroskał się o jej talerz w czasie bankietu w jednej ze swoich willi na wyspie z koralowej, zauważył jej człowieczeństwo i kobiecość. Właściwie cała książka jest właśnie o tym, że jesteśmy wszyscy takimi samymi ludźmi, tylko że trochę różnią się nasi ojcowie. Ale, rodzina to rzecz święta, figura ojca to przecież coś, co nie podlega ocenie. O ewangelicznym Ojcu uczymy się już na religii i takie chrześcijańskie przesłanie przesyca całą książkę, szczególnie, że generał Wojciech Jaruzelski, mimo zdeklarowanego ateizmu przez swoje całe zawodowe życie, miał też przecież Ojca a ten… wierzył w nieskazitelnego Boga Ojca.

Zaszufladkowano do kategorii czytam więc jestem | Otagowano , , , , | 16 komentarzy

NA WSI WESELE

Ordynarne dźwięki płyną
między toastami,
leżę z głową owiniętą
czterema jaśkami.

Jak drążąca kropla wody
mózg swą rytmicznością
tak szał mowy, akord nowy
gwałci ciszę nocną.

Gorzko! Gorzko! Głos solisty
słodki lep na muchy,
cisza. Jedzą kryształ nocy
i znów… Jak się chce być głuchym.

16 sierpnia 1989 

Zaszufladkowano do kategorii 1989, Nie daję ci czytać moich wierszy | Dodaj komentarz

LAMENT ROŚLINY

W spiekotę dnia, w bezduszny upał
leję mą całą życia treść,
jak pot, jak nalot i jak pleśń
prastarych i umarłych chęci.
Lato ocali i poświęci
od dawna zakończoną pieśń
o życiu wolnym i koniecznym…

Być tu wśród chwastów kimś serdecznym,
spijać kropelki rosy chłodne
w niebo spoglądać, czy pogodne
i drżeć, czy przyszło już odchodzić
w nieznany kres, do przednarodzin,
w bankach nasienia czarnej skiby,
w legendy zapomnianą treść…

Jak światło rozpryśnięte słońcem
w wilgoć ogrodu czarne liście,
wdrgana pomiędzy jabłka, wiśnie,
omdlewająca i jaskrawa
żyję, oddycham tym zachwytem
rzucając cień, gdzie rośnie trawa
moim upalnym, letnim byciem.

1 sierpnia 1988

 

 

Zaszufladkowano do kategorii 1988, Nie daję ci czytać moich wierszy | Dodaj komentarz

PIEKARNIA

Napisać o wąziutkiej ścieżce
w dół schodzi do zapachu chleba,
w zimowe, białe popołudnie
wychodzą chleby w torbach, siatkach,
zziębniętych rękach, wózkach taczkach,
marzną, gwałtownie w mróz wyjęte
(jak moje ciało rano wcześnie
odkryte przypadkowo we śnie)…

Było szczęśliwych ze dwudziestu
nim zostawiłam ślady w śniegu
i podniebienia znany smak,
już ktoś powiesił: CHLEBA BRAK.

18 stycznia 1978

Zaszufladkowano do kategorii 1978, Nie daję ci czytać moich wierszy | Otagowano , | Dodaj komentarz

STANY LĘKOWE X.

Za szybą mojego oka
trwa projekcja, jak w kiepskim filmie.
Wszyscy w oddali, choć wszyscy są przy mnie,
jak przez tubę mówię, jak przez megafon.

Mój strach jest tym w oszołomieniu,
czym dla dziecka podniesiony głos.
Oniemiał od spojrzeń rzucanych na wprost
mój profil i stopił się w cieniu.

6 sierpnia 1986

Zaszufladkowano do kategorii 1986, Nie daję ci czytać moich wierszy | Dodaj komentarz

BOCIAN

Patrzyliśmy długo na trawie półleżąc
wodząc oczami punkcik, co bielał i znikał,
wracał, kołował w przestrzeni niczym baletnica
i cieszył się sobą, nic o nas nie wiedząc.

Patrzyliśmy półleżąc w naszym zachwyceniu
zazdrośnie wodząc wzrokiem po półkolu nieba,
a ptak swym dostojeństwem i w swoim imieniu
królował nad świata stronami czterema.

to tylko o skrzydeł dwoje, dziób i trochę pierza,
a my, to przecież nie jakaś na ziemi dżdżownica…
Patrzyliśmy zdziwieni na trawie półleżąc,
nad nami tańczył bocian, niczym baletnica.

31 marca 1986

Zaszufladkowano do kategorii 1986, Nie daję ci czytać moich wierszy | Otagowano | Dodaj komentarz

STANY LĘKOWE VI.

Słuchaj… słyszysz istnienie
odległe dniami i wymiarem
miast śpiących nocą niespełnienia,
drgające strachem w przekroczenie
granic zwykłego oddychania?
Ujarzmić gest? Skleić słowa?
Niechaj trwa cisza kryształowa
czystej martwoty obrzydzeniem.
To dla niej poród jest koszmarem,
a zgon ostatnim wyzwoleniem.

Popatrz… Czy widzisz spiętrzające
uczuć najwyższe rozmodlenie?
Miłość jak czas z upływem wzrasta…
Przez podział rodzi się wciąż słońce,
dzieli nas sen… dzielą nas miasta…
Dzieli nas chaotyczny świat,
zimna odległość świetlnych lat…
Dzieli nas zimne i gorące
chociaż to samo jest marzenie
i oczy zawsze konające.

Dotknij… W pierś z sercem pulsującym
włożyłeś palec Tomaszowy,
a on nie znalazł tam oporu.
Dowód, że umysł masz błądzący?
Że twoje zmysły bez koloru
lub, że twojego palca nie ma,
rodziców, dzieci, pokolenia
tylko istnieje ślad zdumiony?
Bo poród zawsze jest grobowy
i brzuch, i jaja, i kokony.

12 lutego 1984

Zaszufladkowano do kategorii 1984, Nie daję ci czytać moich wierszy | Dodaj komentarz