DZIENNIK WROCŁAWSKI (4)

26 stycznia 2023, czwartek. Wysiadam z siedemnastki na przystanku przed mostem Szczytnickim, skąd do ulicy Wojciecha z Brudzewa jest niedaleko. Blok mieszkalny „Bliźniak” na 700 studentów medycyny jest bardzo dobrze widoczny zza bezlistnych drzew, teraz z tęczowymi osłonami na balkonach. Ponieważ mieszkałam w „A”, pytam chłopaka przy samochodzie, czy to prawe, czy lewe skrzydło, gdyż są dwa wejścia. Jest Ukraińcem i wyjaśnia, że drugie skrzydło, lewe, jest nieczynne. Idę do recepcji i trochę rozmawiam z siedzącą tam kobietą.
Wtedy we wrześniu akademik ten, gdzie zakwaterowano wszystkich, którzy dostali się na studia, by odbyć praktyki robotnicze wydawał mi się ponury, mimo, że pokoje były tylko dwuosobowe, a za oknami widać było Odrę. Przychodziła do naszego pokoju z Bożeną Halinka i chyba Cerata, w swoim sławnym czarnym lakierowanym płaszczu.
Niebo jest zachmurzone, ale nie ma mrozu i kwitną na trawniku stokrotki. Grupka młodzieży stoi na rogu, jest wiata na rowery, wszystko bardzo młodzieńcze.
Skręcam alejką Parku Szczytnickiego w kierunku Ogrodu Japońskiego, oprócz dziewczyny z wózkiem dziecięcym nie ma tu nikogo, ale jest bardzo przyjemnie. Park jest zadbany, żywopłoty i pojedyncze krzewy wystrzyżone. Park Japoński uśpiony, zamknięty, ale jak tylko się zbliżam do ogrodzenia z budki wychodzą strażnicy, pytam ile będzie kosztować wstęp na wiosnę, nie wiedzą, pewnie dużo, sądząc po cenach biletu do pobliskiego ZOO.
Siadam na ławce blisko jeziora, stamtąd widać japoński mostek i pływające kaczki, jem kanapkę popijam wodą z termosu. Już widać kopułę Hali Stulecia, przechadzam się podcieniami, wchodzę na teren gigantycznej fontanny nieczynnej w zimie, wszystko zamknięte, ale odnowione, luksusowe, niklowane, oszklone, nowoczesne. Docieram do Pawilonu Czterech Kopuł gdzie w Wytwórni Filmów  Fabularnych pracował Witek.
Teraz jest tu wystawa sztuki współczesnej, której jestem bardzo ciekawa, kupuję bilet i nim go skasuję, oglądam muzealną księgarnię i całe jasne otoczenie zorganizowane w nowoczesnym, funkcjonalnym stylu, jestem zachwycona. Okazuje się, że czytnik przy wejściu przestał działać, kieruje się nas zwiedzających wobec tego bez kasowania biletów. Jak już jestem w środku i oglądam pastele Witkacego i sztukę międzywojnia, nadbiega pracownica Muzeum i każe wszystkim przejść z powrotem do holu i czekać. Posłusznie wychodzimy i czekamy, po jakimś czasie obsługa nakazuje zrezygnować z dzisiejszego zwiedzania i na bilety skasowane przyjść w dowolnym dniu, za nieskasowane zwracają pieniądze. Pytam czyja to wina i co się stało, nie wiedzą, ale wina jest Tauronu.
Podjeżdżam trochę tramwajem by zobaczyć Panoramę, za moich czasów ciągle się o niej mówiło, ale nic nie robiło. Wielka budowla rotundy widoczna jest z daleka, wchodzę do środka, są seanse i szkoda mi tyle czasu, ale jak będzie zniżkowy bilet dla emerytów, to wejdę. Nie ma, więc rezygnuję. Poszłabym tylko ze względu na mamę, która jako dziecko co roku chodziła oglądać Panoramę Racławicką w Parku Stryjskim we Lwowie, gdyż dziadek jeździł tam z Przemyśla na Targi Wschodnie i zabierał dzieci.
W pobliżu jest moja uczelnia, do której wchodzę ze wzruszeniem. Hol zmieniony, brak rzeźby Dunikowskiego, replika Mojżesza Michała Anioła z brązu, a była z marmuru. Budynek na zewnątrz i wewnątrz odnowiony, wymieniono okna, dodano windę, ale łuki sklepień i posadzki pozostały z niemieckiego Staatliche Akademie für Kunst und Kunstgewerbe.
Idę najpierw po wszystkich piętrach zaglądając przez okna na podwórze, na Plac Polski, gdzie stały rzeźby dziekana Boronia. Widok na Odrę i Ostrów Tumski jest tylko z pracowni, do których po walce z sobą decyduję się wejść. Przyjmują mnie serdecznie, studenci poszczególnych pracowni rzeźby na parterze i malarstwa na pierwszym piętrze są chętni do rozmowy. Radzą, bym o moim projekcie komiksu z lat siedemdziesiątych porozmawiała z dziekanem, podobno niedługo będzie prowadził rysunek i nazywa się Piotr Kielan. Ale ja już odchodzę, już znikam za drzwiami budynku, już mam dość.
W czasie zajęć wymykałam się do sąsiadującego Muzeum Narodowego pooglądać prawdziwe obrazy, tak też zrobiłam i teraz.
Nic już nie pamiętałam z tego szlachetnego wnętrza budynku, nawet obrazów Malczewskiego nie pamiętałam i tego wszystkiego co to muzeum w swoich zbiorach ma. Chodząc po salach, gdzie nawet był zimowy obraz Bruegla, niczego nie pamiętałam, a może coś się zmieniło, jakaś wymiana z innymi muzeami, nie wiem.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2023, dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *