Napisać o wąziutkiej ścieżce
w dół schodzi do zapachu chleba,
w zimowe, białe popołudnie
wychodzą chleby w torbach, siatkach,
zziębniętych rękach, wózkach taczkach,
marzną, gwałtownie w mróz wyjęte
(jak moje ciało rano wcześnie
odkryte przypadkowo we śnie)…
Było szczęśliwych ze dwudziestu
nim zostawiłam ślady w śniegu
i podniebienia znany smak,
już ktoś powiesił: CHLEBA BRAK.
18 stycznia 1978