W spiekotę dnia, w bezduszny upał
leję mą całą życia treść,
jak pot, jak nalot i jak pleśń
prastarych i umarłych chęci.
Lato ocali i poświęci
od dawna zakończoną pieśń
o życiu wolnym i koniecznym…
Być tu wśród chwastów kimś serdecznym,
spijać kropelki rosy chłodne
w niebo spoglądać, czy pogodne
i drżeć, czy przyszło już odchodzić
w nieznany kres, do przednarodzin,
w bankach nasienia czarnej skiby,
w legendy zapomnianą treść…
Jak światło rozpryśnięte słońcem
w wilgoć ogrodu czarne liście,
wdrgana pomiędzy jabłka, wiśnie,
omdlewająca i jaskrawa
żyję, oddycham tym zachwytem
rzucając cień, gdzie rośnie trawa
moim upalnym, letnim byciem.
1 sierpnia 1988