Film „Borgman” z ubiegłego roku Alexa van Warmerdama jest trochę podobny do „Funny Games” Michaela Hanekego, ale bardziej współczesny. W obu filmach jednak zilustrowane jest takie samo zjawisko, gdzie bezinteresownie zabija się ludzi bez sprecyzowanego powodu.
Zabijanie bez przyjemności – w przeciwieństwie do libertynów de Sade’a – w dzisiejszym świecie tzw. „sprzątanie” u Borgmana nie ma już znamion zabawy, a na taki trop naprowadzał nas jeszcze tytuł obrazu Hanekego.
Nikt do końca nie wie, dlaczego w filmie „Bogrman” zatytułowanym tak od nazwiska herszta, szefa, czy guru szajki przestępczej, wszystkie postacie filmowe tak żywiołowo i z takim entuzjazmem dążą do destrukcji bez żadnego konkretnego motywu.
Film ten nie ma na celu obnażenia stosunków społecznych, nie ma też pokazać, jak się wzbogacić, czy uwieść czyjąś żonę. Jedynym efektem gwałtów, morderstw, przemocy jest werbowanie nowych członków (w filmie dzieci i młodzież) bandy. Kończąca scena film, kiedy grupa przestępcza porzuca zniszczoną posesję wymordowanej rodziny zabierając ze sobą dziatwę zachwyconą czekającą ich przygodą, zapowiada akty zbrodnicze jeszcze drastyczniejsze.
Można ten niezwykle aktualny film porównać do zjawisk sieciowych i przeanalizować przyrównując do trollingu na portalach literackich.
Ktoś, kto tak jak ja od lat czyta portale i blogi literackie zachwycony dzisiejszymi możliwościami komunikacji między artystami nie ma pojęcia, dlaczego pewna grupa użytkowników Sieci łazi po wszystkich dostępnych miejscach, gdzie mówi się o literaturze siejąc strach i terror.
Nie mam pojęcia, kim jest Borgman w filmie, a Troll w literackiej Sieci. A jednak wiele cech wspólnych pozwala scharakteryzować te całkiem nowe zachowania naszych czasów, umownie nazwane Borgmanem.
Filmowy Borgman to ktoś przeciwny Hitlerowi, mimo, że stosuje te same środki uwodzenia, wspomaga się hipnozą i tzw. czarną magią. Ale, kiedy Tomasz Mann w „Doktorze Faustusie” martwi się o zdrowie moralne narodu w nazistowskich Niemczech sugerując, że naród padł ofiarą zbiorowej hipnozy, Alex van Warmerdam ogranicza się tylko do pokazywania beznamiętnych kadrów filmowych dowodzących, że jego mordercy to zwyczajni, wrażliwi ludzie skrzywdzeni być może przez los. Upływ czasu wypełnionego ludzką egzystencją ilustrowany jest oszczędnie. Wszystko, co się roi w bohaterach pod wpływem nacisków manipulacyjnych Borgmana i jego ekipy – jak aplikowanie środków halucynogennych czy prostego zabijania kulą z rewolweru lub traktowanie trucizną – to efekt działań mimochodem, jakby naprędce montowanych nie z premedytacją, tylko ze skutków postępującej narracji. Borgman – demiurg porusza marionetkami swojego teatru grozy uzurpując sobie prawa artysty. Mord poprzedzony jest teatrem ogrodowym, w którym grają aktorzy rekrutujący się z jego szajki i jest przeznaczony jedynie dla swoich ofiar. Borgman zatem nie ma ambicji bycia artystą w szerszym znaczeniu i przerabiania swoich domniemań filozoficznych tak jak robił to de Sade, na papierze. Borgman robi to wszystko naprawdę i dla niego i jego ludzi jest to forma istnienia.
Holenderski reżyser porzuca ubiegłowieczne metafizyczne motywy zbrodni, odkłada do lamusa Hitchcocka u którego Zło przychodziło z zewnątrz i czaiło się wszędzie. Zło u Borgmana jest zawsze wewnątrz człowieka i wynika wyłącznie z wewnętrznej decyzji bohaterów. To żona wydaje wyrok śmieci na męża i tylko przy jej przyzwoleniu Bogrman go zabija. To dzieci złaknione inności i barwności życia wydają wyrok śmierci na rodziców opowiadając się po stronie Borgmana, który jedynie ciekawiej opowiada dobranocki niż ich tatuś który je jedynie czyta odbębniając ojcowską pańszczyznę. Kuszenie, omamienie jest zawsze ciut tylko inne od świata, którym żyli dotychczas bohaterowie. Dzieciom zamiast wyjazdu do szkoły proponuje się wagary w kanałach, żonie obietnicę pozamałżeńskiego seksu, a niani seks w altance. Głowie rodziny, mężowi, na wszelki wypadek nic się nie proponuje by skamlał i kruszał w niewiedzy i dezorientacji.
Jest jakaś bezwzględna determinacja w tym filmie, gdy pasożytujący na rodzinie ludzie Borgmana opuszczają zdewastowaną posesję, by szukać nowego żywiciela. Czyż nie jest to opowieść o blogach i portalach literackich, które upadły skutkiem zagnieżdżonych tam Trolli, zaproszonych na własne życzenie użytkowników znudzonych sobą i złaknionych innego, ciut tylko zmienionego świata, niż ten w jakim współistnieją i w jakim się ze sobą kitwaszą?
I to nie jest nawet zwyczajne zło, jak pisała Hanna Arendt, ani nawet żadne Zło. Bo cóż to jest od czasu do czasu sobie poświntuszyć, trochę ponabijać się z innego użytkownika, lub sprowokować na niego polowanie z nagonką, wybrać kozła ofiarnego, prowokować lincze, dyby, tortury, masakry i wojny. Wszystko jest dozwolone, bo to przecież literatura, bo to przecież jest sztuka.
Ale, jak widzimy w „Borgmanie”, taka sztuka nie uwalnia się od rzekomych artystów.
Jest jedynie sztuką przetrwania.
https://www.youtube.com/watch?v=Bg65TbeHtCE