Chodzi o człowieka, który ani się nie uśmiecha, ani jest mu do śmiechu, wręcz przeciwnie. Operacja plastyczna wykonana w dzieciństwie mająca na celu oszpecenie jego twarzy pozostawiła upiorny grymas wiecznego śmiechu:
(…) Gwynplaine pobudzał do śmiechu śmiejąc się. A jednak się nie śmiał. Śmiała się jego twarz, nie myśl, nie świadomość. Ten niezwykły rodzaj twarzy, ukształtowanej przez przypadek czy też przez osobliwszą sztukę, śmiał się sam przez się. Gwynplaine nie brał w tym udziału. Powierzchnia nic nie miała wspólnego z wnętrzem. Nie on położył sobie śmiech ten na czole, na policzkach, na brwiach, na ustach i nie mógł zdjąć go ze swej twarzy. Śmiech spoczął na niej raz na zawsze. Był to śmiech automatyczny, skamieniały i tym bardziej nikt oprzeć mu się nie był w stanie. Nikt nie mógł się przed tym grymasem uchronić.(…)”
[tł. z fr. Hanna Szumańska-Grossowa]
Arcydzieło Hugo nie tylko przepowiada dzisiejszy keep smiling i dominację kultury masowej oddzielonej od świata w którym żyje nie pełniąc już roli jego lustra, ale także analizuje śmiech jako odwieczne narzędzie opresji. Gwynplaine w czasie swojego płomiennego wystąpienia w Izbie Lordów mającego na celu upomnienie się o los skrzywdzonych i poniżonych, gdyż jako jedyny w zgromadzeniu znał go z autopsji, zostaje wyśmiany nie tylko za grymas jego twarzy. Śmiech jest także pretekstem, by Izba Lordów odrzuciła jego postulaty.
Śmiech jako manipulacja zilustrowana postaciami dworu królowej Anny, zbrodniczej władczyni jakby wyjętej żywcem z kart „Alicji w krainie czarów” przetrwała następne wieki w życiu politycznym. Parada błaznów – polityków to nie wymysł satyryków, lecz ich autentyczne, osobowościowe kreacje. Wyreżyserowane pozy Hitlera, czy Stalina, to przecież na rzecz spektaklu dla mas stworzone od podstaw postacie.
Śmiech niedojrzałego zgromadzenia o mentalności dziecka, które nic nie rozumie, ale cieszy się z oglądanego spektaklu, ze śmiesznie poruszających się kukiełek wywoływany jest schematycznymi zasadami zawsze przewidzianymi. Można wspomagać się śmiechem z offu, lub klakierami na widowni, jeśli spektakl jest na żywo. Jednak zazwyczaj tłum reaguje zawsze spontanicznie pozbawiony indywidualności, jest na tę chwilę jednoznaczną jednością o identycznym guście i ocenie. Samo uczestniczenie w spektaklu niejednokrotnie wznieca aprobatę, gdyż widzowie współtworzą wspólnie klimat występów dzięki swojemu śmiechowi.
Jeśli śmiech to zdrowie, to warto się zastanowić, jak śmieje się człowiek śmiertelnie chory.
Zrozpaczony Gwynplaine wyskakując za burtę w otchłań oceanu śmiał się do rozpuku w dalszym ciągu.
Wstrząsające i ważne pytanie.
W kontekście portali mam tylko skojarzenie z upiornością śmiechu z offu, i dobrze, że Pani własnie o nim wspomniała. Śmiech z offu można podłożyć pod wszystko, a często podsuwa się go w marnych komediach, gdy naprawdę nie ma się z czego śmiać. Od jakiegoś czasu jest on w życiu na forach literackich stale obecny w tle (“beka”), głuchy pogłos, chociaż mam wrażenie, że nawet sami “podkładacze śmiechu” nie bawią się dobrze, czuje się nerwowość, histerię, niebezpiecznie blisko ociera się śmierć; w ciągu 2 ostatnich lat odeszło na zawsze z Liternetu 4 autorów, ostatnia śmierć była samobójcza. Niektórzy są zagrożeni, to się czuje lub jest wiadome.
Koszmarnym dla mnie przeżyciem było, gdy już wiedziałam, że Roman jest śmiertelnie chory, a wciąż oblewano go błotem, wtedy jeden jedyny raz Romek stracil cierpliwość wobec trolla, sam go (ją) sklął i napisał m.in.: “ty nawet nie jesteś trollem, nie potrafisz być trollem, bo to co robisz to zaświnianie a nie trolling, do trolingu ci daleko, bo jednak trolling wymaga rozumu, giętkości umysłu, dystansu, poczucia humoru, błyskotliwości, tego wszystkiego czego ci brakuje. (…)” Oraz, dalej:
“Trudno się nie wkurwić, jak ktoś od pół roku robi ciągle jedną i tą samą kupę, jeszcze jakby od czasu do czasu nasrał inaczej, raz taka kupka, raz inna, jeszcze innym razom insza (jak to robi Bolewski, dekonstruując forum tego tematycznego portalu swoimi wątkami od czapy), a tu ciągle to samo, takie klonowanie własnej kupy. Zupełny brak inwencji. Wbrew pozorom nie mam nic przeciwko tem, jak ktoś atakuje mnie, Ciebie, Małgo, X, ale niech to chociaż robi błyskotliwe, z klasą :)))
Raczej się już nie przydam, zwłaszcza tu, myślę że większość z nas czeka po prostu na jakiś nowy portal poetycki, zdolny udźwignąć zarówno różnorodność charakterów userów jak i zdolny utrzymać w ryzach tematykę literacką, bo na razie bywamy tu tylko z braku laku, coraz bardziej znudzeni i zniechęceni, ale nowe kiedyś przyjdzie no nie?”
– Miejmy nadzieję.
Rozpatrując jednak główne pytanie Pani eseju, czyli: “Jeśli śmiech to zdrowie, to warto się zastanowić, jak śmieje się człowiek śmiertelnie chory” w szerszym zakresie, niż tylko manifestowanie się zjawiska na tym czy tamtym literackim portaliku, ale jako fenomen powszechny, w komentarzach gazet i blogów, na wszystkich portalach społecznościowych, gdzie aby być trendy należy przynajmniej raz dziennie wkleić status wyrażający jeżeli nie głęboką pogardę do wszystkiego, to przynajmniej gryzącą ironię, można podejrzewać, że skoro śmiech jest tak natrętny, kompulsywny i spazmatyczny, a sytuacja na świecie jednak dość smutna, to stan pacjenta jest gorszy, niż to wygląda na pierwszy rzut oka.
przepraszam, że nie odpowiedziałam na komentarz, ale jestem w szpitalu i dopiero teraz mogę.
Pani mi zabroniła pisać, kto jest kto, jeszcze naćpana na nieszufladzie z ostrymi pogróżkami, dlatego ograniczę się jedynie do domniemania obecności Trojanowskiego, skoro tak bezkarnie używa się jego wizerunku.
To, że napisałam „list rozwodowy” miesiąc przed tym, jak Trojanowski ogłosił na blogu, że mnie wyrzuca, mam udokumentowane i właściwie dopiero teraz miałam czas to poszukać.
Jednak nie chciałam o tym, tylko, jeśli Trojanowski macza w tym wszystkim palce (przecież dotyczy to tylko jego i mnie) teraz i jak Pani napisała o czterech zgonach, to miejmy nadzieję, że przynajmniej on żyje – to to wszystko, co się dzieje teraz na portalach literackich byłaby taka nietzscheańska wykładnia „poza dobrem i złem”, czyli stwarzanie wszystkiego na nowo bez kontekstu moralnego. Ponieważ, jak widzimy, wykonanie jest fatalne, można jedynie mieć nadzieję, że to nie Trojanowski, bo to kompromitacja dla filozofa, tylko banda nieudanych jego sobowtórów i klonów chce jego wizerunek i dobre imię zniszczyć. Przecież na końcu bardzo ładnie się zachował, oddał rekompensatę za wygrany proces z uczelnią na charytatywny cel i widać, zależało mu na dobrym imieniu. Komu zależy teraz po latach na skompromitowaniu go tak bardzo, na wypowiadaniu się o nim podejrzanych kobiet, okrutnych maglar, zakłamanych indywiduów i wklejaniu jego twarzy firmującej jakieś żałosne donosy na ludzi kwalifikujące się jedynie jako sprawa dla prokuratora.
A śmiech w powieści Hugo jest jeszcze romantyczny i niemniej okrucieństwo jest takie samo. Ma Pani rację, Roman Knap miał dowcip w bardzo dobrym gatunku i o tym pisałam. On, podobnie ja, dał się omamić Trollom, ale ja od wejścia „Borowskiego”, jako Władysława Gomułki na blog już wiedziałam, że muszę odejść, gdyż Trojanowski mnie nie obronił. Myślałam, że to jego drugi nick i te napaści na Trojanowskiego, groźby wewnątrz bloga, które skasował, były po to, bym je przeczytała i by tę postać uwiarygodnić. Bardzo bym chciała, by to jednak był osobny człowiek, który Trojanowskiego jakoś usidlił i szantażował i Trojanowski był jego ofiarą i jak widać, jest w dalszym ciągu.
Musiałam to napisać, może nie na temat, ale cieszę się między innymi, że mam blog, dlatego, że mogę napisać to, co muszę.
Inny portal nie ma sensu, niech Liternet trwa, bo Trolle natychmiast przychodzą, jak się coś wartościowego dzieje. Pan Onak powinien wprowadzić lepsze zabezpieczenia by uniknąć pracy kasowania. Wiem coś o tym, bo co pół godziny mam na blogu po 300 komentarzy spamu, a co dopiero przy tak dużym portalu.
Pani Ewo, bardzo mi przykro, że jest Pani w szpitalu i nawet nie wiem, czy to dobrze, że ma Pani tam internet. Zależy, na ile potrafi Pani odsunąć od siebie tę ponurą fikcję. Tak czy inaczej życzę szybkiego powrotu do zdrowia, z netem czy bez.
To tutaj, w sieci, to życie niegodne brania go w pełni poważnie. Wiem, myślałam i pisałam wcześniej co innego, widziałam ludzi po drugiej stronie ekranu, nawet pod maską, wierzyłam w przekladalność zasad a przede wszystkim w celowość komunikacji, bo brakło mi wyobraźni aby uwierzyć, że człowiek może specjalnie wysyłać komunikaty zafałszowane czy nawet sprzeczne ze sobą – toż to nie miałoby żadnego sensu, myślałam naiwnie. Jednak oparte to było na prostym błędzie, czyli zakładaniu podobnej emocjonalności, uczłowieczaniu trolla. Tymczasem troll nałogowo tworzący maski i żyjący w sieci tylko anonimowo, nie ma (w sieci) ludzkiej emocjonalności, raczej coś w rodzaju maszynowej i w gruncie rzeczy niewiele się różni od programu komputerowego: zaprogramowany jest na ściemę, klonowanie się, a jego maski na udzielanie możliwie dużej ilości sprzecznych informacji. Traktowanie tych informacji jako punktu wyjściowego do stworzenia sylwetki, która się za nimi kryje, jest równie naiwne, jak dobra wola ludzi rozmawiających z maszyną i rozpatrujących poważnie dane z losowo uzyskanych odpowiedzi (efekt Elizy).
Ponieważ każdy przestępca robi kiedyś błąd, zapewne dowiemy się wcześniej czy później, kto obrzydzał nam życie w sieci, nie ma przestępstw doskonałych. Nie byłabym zdziwiona, gdyby trollami okazały się osoby znane skądinąd, których nikt by o to nie posądzał. Niektóre z masek pętających się od lat dziesięciu czy więcej na portalach mogą nawet wreszcie nauczyć się w miarę poprawnie pisać, a nawet wydać książkę pod swoim nazwiskiem – dzisiaj to żaden problem.
Jako tylko maski prowadzą żywot upiorny i przeważnie nie są to dobre duchy.
Jeżeli powstrzymywałam Panią przed strzelaniem ślepakami po nazwiskach, (nie “zabraniałam”, jakże bym mogła!) to tylko dlatego, że bardziej prawdopodobne jest zranienie niewinnego niż upolowanie szczwanego lisa. Najprawdopodobniej odpowiedź ma Pani w swojej korespondencji, jak i ja ją mam, należy tylko zaczekać aż zlożą się wszystkie elementy ukladanki. Jednak poświęcanie temu jakiejkolwiek emocji jest błędem, stratą energii, doszłam do tego wniosku już dawno. No i trochę dziecinne, bo jak można się wściekać na części puzzla pod szafą? Wyjdą kiedyś same przy przypadkowych porządkach 🙂
Napisała Pani: “(…) jeśli Trojanowski macza w tym wszystkim palce (przecież dotyczy to tylko jego i mnie) teraz i jak Pani napisała o czterech zgonach, to miejmy nadzieję, że przynajmniej on żyje (…)” – w zeszłym roku żył na pewno a nawet zalogował się na chwilę na Liternet. Nie stracił więc komputera i dostępu do sieci, nie wyjechał do dżungli amazońskiej, żyje i ma się najprawdopodobiej świetnie. Wiem to poza tym jeszcze z dwóch innych źródeł, jedno jest niepodważalne. Proszę nie martwić się o Trojanowskiego, tak jak on się o Panią nie martwi.
Obawiam się, że trochę z tego, co napisałam wyżej o zmianie reakcji wraz ze zmianą roli, działa nie tylko u trolli, ale i u części ludzi w różnych sytuacjach, w których zwykly człowiek ‘przestaje być sobą’ – zakłada maskę, wchodzi do grupy, jest w sytuacji kibica czy udaje się w podróż, gdzie nikt go nie zna. Proszę więc wziąć pod uwagę fakt, że doktor Marek Trojanowski, wykładowca, ten, który napisał dysertację o Platonie czy książkę o Hitlerze (wspomniała Pani?), i któremu Pani przypisuje określony zespół cech, to trochę inna osoba niż ta, która prowadziła prześmiewczego bloga. A ukrywający się w sieci MT, z powodów, które są nam nieznane, to teraz zapewne jeszcze ktoś inny.
Nic nie stałoby przecież na przeszkodzie, aby, skoro i tak już wiadomo, że jego śmierć była sfingowana, odezwał się i ukrócił konfabulacje ‘Borowskiego’ i Naćpanej na Pani temat, tyle mógłby zrobić dla osoby, która poświęcila mu sporo czasu. Tymczasem Marek Trojanowski milczy, a więc albo jest mu to na rękę, albo nic go nie obchodzi – to moje zdanie obserwatorki. Może Pani bronić się sama, ale wcale Pani nie musi, nie ma obowiązku przytaczania korespondencji, udowadniania kto komu pierwszy itd. Nieudane związki, o ile nie kończą się przyjaźnią, najlepiej zapomnieć.
Swoją drogą zadziwiające jest to zaangażowanie tutaj trolli. Jak się okazuje, nawet istoty w dużym stopniu zmechanizowane radośnie i energicznie reagują na nowe podniety (nowe?) w tej sprawie.
Proszę nie tracić czasu i zdrowia na czytanie trollerskiej tablicy ogłoszeń na Nieszufladzie, Paani Ewo, nie otwierać tych ich wszystkich durnych linków, od lat na jedno kopyto, nie stresować się. Szpital jest znośniejszy z dobrą literaturą 🙂
Ach, wielkie dzięki za życzenia!
Dzisiaj też dostałam list zapytaniem, dlaczego ja tych moich „recenzji” o poetach i książkach nie drukuję w pismach literackich. Odpowiedziałam, że mimo bardzo dużej ilości odwiedzin na moim blogu i dużej mojej pracowitości, nikt mi niczego nigdy nie zaproponował. Jedyną propozycją współpracy literackiej, jaką uzyskałam od 11 lat mojej obecności w Internecie, to był blog Marka Trojanowskiego. I widzi Pani, czym to się skończyło! Aż strach komukolwiek zaufać i coś od życia jeszcze chcieć. Dlatego tak mi przykro.
Nic to, widzę na Liternecie anons, że 5 września w Warszawie odbędą się X Manifestacje Poetyckie i tam wszyscy z nieszuflady w glorii i sławie. Życie jest gdzie indziej, Pani Małgosiu, a Trolle tylko są po to, by Sieć literacką zniszczyć i by było bez żadnej alternatywy, po staremu, jak za moich młodych lat, kiedy powstał w komórce Literackiej Młodzieży Socjalistycznej „Nowy Wyraz”. Bo przecież nie każdy ma czas i pieniądze, by z drugiego końca Polski, jak Kamil Brewiński, jechać do Warszawy, by zaistnieć.