ODRAZA
Zaproście mnie do stołu.
Skąd pewność jadalności dań?
Głód nasyceniem elit dworu,
więc może starczy mi wigoru,
kiedy wstręt wyprze moja krtań.
Mówić pochwały? Wady w złoto
mleć midasowo i pokrętnie,
za każdym razem się z hołotą
bratać, aż powie: chodzi o to!
Po co uparcie mówić nie!
Lecz czy jesteście jeszcze strawni?
Samotność wszak tak uwrażliwia,
że szczypta toksyn rzecz umartwi
i będę jak ten smutek karpi
po wigilijnym stole pływać.
A może później przyjść, cierpliwie
czekać, aż bierność weźmie górę?
A może wejść, jak w czarną dziurę
panoszyć się w niej, w niej żyć żywiej
w wolności pławić się ponurej.