Smutek Liternetu

Portal literacki Liternet umożliwił możliwość komunikacji i wyrażenie swojej ekspresji artystycznej wszystkim pokoleniom i reprezentantom różnorakich kierunków literackich. Ta właśnie różnorodność w możliwości eksponowania swojej osobowości słowem lub grafiką była największą wartością portalu.
Mimo zwalczającej się frakcji obecnej awangardy z reprezentantami ubiegłowiecznej konwencji będącej wtedy awangardą, konstrukcja portalu umożliwiała bezkolizyjną wypowiedź wszystkim, kto chciał artystycznie zaistnieć. To, że przy tak wspaniałym zapleczu technicznym i wielkiej popularności i zaufaniu wartościowych użytkowników portal nie tylko zszedł na psy, ale na demony, zastanawia tym bardziej, że zdroworozsądkowo należałoby wykluczyć teorię spiskową.

Dzisiejszy smutek upalnego lata powodowany jest przede wszystkim zmarnowaniem szansy na dojście do głosu ludzi utalentowanych, którym portal umożliwiał wypowiedź bez względu na miejsce przebywania i stan posiadania, gdyż uczestnictwo nie tylko nic nie kosztowało, ale nie wymagano wykazania się dotychczasowym dorobkiem artystycznym. W tej idyllicznej sytuacji demokratycznej, gdzie ludzie rozmawiający ze sobą niemal codziennie zżywali się, nawiązywali ciepłe relacje, wspierali w trudnej drodze twórczej i pomagali sobie nawzajem, Liternet jak Pepperland z “Żółtej łodzi podwodnej” Beatlesów, został zaatakowany przez nienawidzących sztuki Sinych Smutasów. Lecz czy faktycznie tak było?
Dla mnie, obserwatora, tzw. podczytującego i nie uczestniczącego w życiu portalu, wygląda to bardziej dramatycznie i diabolicznie, niż w baśni Beatlesów. Jakbym widziała bojówki faszystowskie na ulicach Berlina ze słynnych scen filmu “Kabaret”. To tak, jakbym uczestniczyła w “kadrylu literackim” w “Biesach” Dostojewskiego. Waga obrzydliwych zdarzeń na Liternecie, być może dla użytkowników tego portalu znieczulonych już powtarzającymi się cyklicznie ekscesami nie jest taka, jak dla bezstronnego obserwatora. We mnie nieustannie budzi przerażenie. Cały czas mam świadomość, że w sąsiednim wątku kogoś niewinnego i bezbronnego biją, a równolegle ludzie wklejają wiersze, jak gdyby nigdy nic, komentują i dzielą włos na czworo, podczas gdy wszyscy powinni się natychmiast rzucić na pomoc tam, gdzie jest przemoc i bezprawie, bo przecież wszystko dzieje się pod jednym dachem, dachem portalu Liternet.
Nie tylko terroryzowanemu użytkownikowi portalu nie pomagają, zachowując martwe milczenie i udając, że nic się nie dzieje, ale wielu chętnie przyłącza się do faszystowskich bojówek. Szczególnie upodobano sobie prześladowanie rudowłosych i niebieskookich.

Strach przed nawrotem barbarzyństwa trawił świat od postępów cywilizacji i jak widać, nie był bezpodstawny. Wszystko się powtarza i wszystko wraca, jak się na to przyzwoli. A przyzwolenie na Liternecie jest wszechobecne. Jest nim śmiech. Formy literackie dopuszczają drwinę i pastwienie się na dowolnie wybranym ze społeczności portalowej człowieku. Te nieudolne utwory literackie mające za zadanie rozbawić towarzystwo kiszące się we własnym sosie trafiają na podatny grunt prymitywnych osobowości podobnej formacji umysłowej, co twórcy. Śmiech jako forma okrucieństwa wyżywa się dopiero w kolektywie.

Być może są to skutki wychowania pokolenia wzrastającego w stanie wojennym Polski Ludowej pod koniec ubiegłego wieku.
Nim to pokolenie wymrze, będzie trzeba długo czekać i doświadczać swawolenia i spustoszeń pod pozorem tworzenia artefaktów.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2014, dziennik ciała i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

54 odpowiedzi na Smutek Liternetu

  1. Małgorzata Köhler pisze:

    Naćpana mnie też przepraszała, abu chwilę później oblewać mnie błotem. Nie przywiązywałam wagi do przeprosin ani do prób przedstawienie się w lepszym świetle.
    To jednak nie to samo. Nie wiem, w jaki sposób Romek obraził Panią; bywał uparty jak osioł i widział rózne rzeczy inaczej niż my, potrafił ukłuć, ale chodziło mu zazwyczaj nie o dołożenie komus, ale o problem. Znam wszystkie jego komentarze na liternecie z kilku lat – nigdy nie padła z jego strony wobec osoby bezbronnej ordynarna inwektywa, co najwyżej “grafoman(ka)”; kiedyś obraził tak panią Sarę i gdy ta rozżalona powiedziała mu, co o tym myśli, wytłumaczył się jak umiał ze swojego rozdrażnienia i przeprosł, chociaż wiersz, o który poszło, uważął za słaby; mysle, że przekonał tym ostatecznie panią Sarę.

    Może nie jestem obiektywna, bo cenię humor i potrafię śmiać się też z siebie, nie znoszę natomiat tepej wulgarności i kłamstw. A Romek był jednym z najbardziej uczciwych ludzi, jakich poznałam w sieci.

  2. Ewa pisze:

    Może w ten sposób Panią werbowała, bo mnie tak.
    Nie da się zaprzeczyć, że Roman Knap był żywym człowiekiem w odróżnieniu od wielu piszących na portalach trupów, bez względu na wiek. I dlatego tym bardziej żal, że go już nie ma bo był jak doktor Żywago.
    Mnie interesuje ten zawsze prześmiewczy ton Trolli, nigdy właściwie ich perswazja i manipulacja nie odbywała się w innym tonie, zawsze w wyśmianiu. W klasie szkolnej jest podobnie, tzw. głupek klasowy daje klasie najwięcej relaksu i zadowolenia. Wtedy następuje wspólnota z nauczycielem, to tak jak tłumy szły na publiczne wieszanie, czy ścianie i wtedy konsolidowały się z władzą, której na co dzień nie cierpiały i bały się jej. W tym sensie, śmiech ma coś upiornego w sobie.

  3. Małgorzata Köhler pisze:

    Nie demonizujmy samego śmiechu, kocham śmiech, a w tym, co Pani opisuje, śmiech jest jedynie narzędziem represji i kamuflażu, chodzi o ‘zwykłe zasady dziobania’ i strach, żeby nie być na ostatku.

    Mam od pierwszej klasy wstręt do bezmyślnych zachowań stadnych, na tę samą alergię chorowały moje dzieci. Tudno mi wierzyć, że dorośli ludzie pozostają uzależnieni od takich samych mechanizmów, co ogłupiane i często sterroryzowane dzieciaki szkolne. Ten śmiech, o którym Pani pisze, to nie humor, tylko histerycne rżenie, tuszowanie strachu i zabijanie własnej pustki i bezznaczenia. Jeżeli ludzie wchodzą po to na portale, no to dziękuję bardzo!

    A z drugiej strony życie bez humoru jest jakby półżyciem, jawi się jako punura dość sprawa do załatwienia. Trochę złośliwości a nawet konfliktów znakomicie ożywia marazm i pobudza umysły. Najgorzej jest, jeżeli rwą się do nadawania tonu i robienia wiców osoby z ambicjami, ale nielotne czy wręcz tępe, wtedy jest żenada i tragedia, i to jest dopiero straszna nuda.
    Nie winiłabym tu więc humoru jako takiego, a wykonania. Większość trolli i osób okresowo trollujących to banda partaczy, po prostu 🙂

  4. Ewa pisze:

    wielu jest nienawistników w Sieci, tylko nie każdy się odważa być Trollem. Wolą sycić się bierną obserwacją, jak przy telewizorze. Nienawiść zawsze była, jest i będzie, jest nieśmiertelna. Jeśli ktoś chce prowadzić publiczną działalność musi wprowadzać zabezpieczenia na portalu, np. takie, jakie jest na Allegro.

    Bardzo dobrze o nienawiści napisał Hugo, bo cały ten dzisiejszy incydent uświadomił mi, że byłam hodowana na blogu Marka Trojanowskiego i od samego początku skazana na pożarcie. Dziwi mnie tylko, skąd aż takie oburzenie Trolli, takie bombardowanie mojego bloga komentarzami i postami mozolnie wypisywanymi na innych portalach. Co to ja nagle stałam się taka ważna, kim to ja jestem, że trzeba tyle o mnie pisać i liczyć się z moim słowem, skoro, według nich, wszystko, co piszę to kłamię i jestem beznadziejna na każdym froncie. Takich miernot jak ja jest cała masa, blogów jest mnóstwo, co to oznacza, że mnie tak wyróżniono?

    (…)Umysł, tak jak i natura, nie znosi próżni. Natura wypełnia próżnię miłością; umysł wypełnia ją często nienawiścią. Nienawiść — to zawsze coś.
    Zdarza się nienawiść dla nienawiści. Sztuka dla sztuki spotykana jest w naturze o wiele częściej, niż byśmy to przypuścić skłonni byli.
    Człowiek nienawidzi. Musi przecież czymś się zająć w końcu. Bezinteresowna nienawiść — potężne to słowa. A więc nienawiść, która sama sobie jest zapłatą.
    Niedźwiedź potrafi żyć ssąc własną łapę. Nie w nieskończoność jednakże. Łapę taką trzeba odżywić. Trzeba pod nią podsunąć cokolwiek. Nieokreślona, niewyraźna nienawiść —; słodkie to uczucie i wystarcza na pewien czas; w końcu trzeba jednak znaleźć je] jakiś przedmiot. Niechęć rozproszona na wsze stworzenie wyczerpuje jak każda samotnicza rozkosz. Nienawiść pozbawiona przedmiotu podobna jest do strzału bez celu. A przecież serce, w które trafić i które przebić należy, jest niewątpliwie stawką w tej grze.
    Nie sposób nienawidzić z samej zasady tylko. Potrzebna jest tutaj jakaś przyprawa, jakiś mężczyzna czy też kobieta, ktoś, kogo można zniszczyć. Urozmaicić tę grę, dostarczyć celu, podniecić nienawiść przez jej umiejscowienie, zabawić myśliwca widokiem żywej zdobyczy, roztoczyć przed czatującym urzekające widoki krwi, co popłynie, dymiąca i ciepła, podniecać ptasznika tak bezużytecznie uskrzydloną łatwowiernością skowronka, być zwierzęciem, które ochrania się po to, żeby je później zabić — przysługa to nie lada jaka, i słodka, i straszna, a wyświadczana zawsze nieświadomie. (…)

    [Wiktor Hugo „Człowiek śmiechu” tł. z fr. Hanna Szumańska-Grossowa]

  5. Małgorzata Köhler pisze:

    Dlaczego Pani? Jak rodzi się nienawiść, impuls wybierający tę a nie inną osobę na obiekt tak gwaltownego uczucia – o tym napisano całe tomy. Zraniona próżność, głuszone poczucie winy itd.
    Co mnie naprawdę interesuje w tym fenomenie, to siła i trwanie uczucia, w wielu wypadkach przypominającego chorobliwą, nieodwzajemnioną miłość, gdzie jej obiekt dawno już nie pamięta o chwilowej przygodzie, a porzucony parner żywi się sztucznie podsycanymi emocjami nieraz do śmierci, stalkując na wszelkie mozliwe sposoby.

  6. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    tak chyba jest, Pani Małgosiu. Jak się widzi tę stratę energii, te pokasowane komentarze, które przewędrowały tutaj z całego świata, to pozostaje tylko smutek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *