29.
Moje serce nie chcące wiecznego powrotu
wciąż powraca bez woli tak jak pory roku,
z determinacją rzeźbię słowa w natłoku
pchających się rzygowin, śluzu i potu.
Co minęło dawno, mam to tam, to tu,
a zawsze się łudziłam, że wyszłam już z mroku,
i to zwykła codzienność, żadne hokus-pokus,
prosta instrukcja obsługi, lecz nie dla idiotów.
Marzył mi się powrót w kolorach papuzich,
w pochodzie drzew jesieni, w ich barwnej perfekcji,
gdzie zestaw tonów nigdy oka nie znużył,
marzył mi się myszkinowski bezwstyd
nagiej prawdy, braku miejsca w kolekcji,
jak jesieni imperatyw, jak jej cud.