Tomasz Konecki, Andrzej Saramonowicz „Lejdis”

Po bardzo dobrym “Testosteronie” tych samych twórców – Tomasza Koneckiego (reżyseria), Andrzeja Saramonowicza (scenariusz i produkcja) i Tomasza Madejskiego (zdjęcia) żeńskie wydanie podjętych tam problemów jest, jak w przeciwieństwie płci, żenujące, okropne i zupełnie nieudane.

Nie mogę pozbierać się z oburzenia i niesmaku po dwóch godzinach życia których oddanie zaryzykowałam wiedziona doskonałym „Testosteronem” i jak widać, nieuzasadnioną wiedzą, że jak coś się udało polskiej kinematografii, to wiadomo, że artyści poza pewien poziom nie zejdą.
Zeszli. W najgorszy serialowy banał, w najbrudniejsze, ordynarne prostactwo dialogowe z nieodłączną „kurwą”. Słowo tu nie jest posiłkowe, nie pasujące, wzdragające widza. Być może tak się teraz mówi, być może, że blog internetowy, z którego scenariusz został wysnuty ma taki styl. Ale na planie widać, że cztery piękne kobiety, które komediowa intryga splotła w tragikomiczne losy tak prywatnie nie mówią i dając sobie rzemieślniczo doskonale radę niezamierzenie powodują ich oderwanie. W absurdalnych dialogach słowa same odskakują od aktorów, alienują się, są osobne i to powoduje u widza to nieznośne zażenowanie i niesmak.

Właściwie ten przegadany, histeryczny film –  jak zauważa Jacek Szczerba w GW – czerpie z najlepszych światowych wzorów: z Pedro Almodóvara, Richarda Curtisa i Woody Allena. I może te wysokie ambicje zniszczyły wysiłek bardzo dobrze granych postaci, których perypetie i problemy są jak najbardziej aktualne, mówią o kryzysie związków damsko męskich i zarazem wzmożeniem wzajemnych potrzeb.
Jak donoszą recenzje, sale kinowe szaleją z zachwytu, film rezonuje wśród publiczności, podoba się, jest zrozumiały i widzowie się w nim odnajdują, co jest jeszcze bardziej niepokojące, gdyż film adresowany jest do jaśniejszych, inteligentniejszych widzów.

Oczywiście, filmów tak złych na całym świecie pojawia się mnóstwo, ominięcie ich zdaje się stosunkowo łatwe. Jednak pokusa zaglądnięcia od czasu do czasu na brudne podwórko polskich produkcji dzisiejszego kina jest niebezpieczna, gdyż rekomendowane są przez autorytety branży filmowej którzy film, posiadając odpowiednie narzędzia krytyczne – beztrosko polecają.
I ja głupia w ten piękny czerwcowy wieczór sobotni uwierzyłam.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *