Piotr Matywiecki „Twarz Tuwima” Nominowani do nominowanych Nike 2008

Czytam w wywiadzie Gazety Wyborczej, że Piotr Matywiecki Tuwima nie kocha, natomiast kocha Jana Śpiewaka. Ale jednak zdecydował się na to monumentalne dzieło właśnie o Tuwimie. Tajemnica literacka polskiego fenomenu negatywnego stosunku do obiektu, z którym przebywa się bardzo długo (750 stron), jest zapewne materiałem socjologiczno – psychiatrycznym godnym penetracji, będącym może przeniesieniem zakorzenionego w polskim społeczeństwie dozgonnego czepiania się swoich małżonków, których się nienawidzi, ale to już całkiem nieliterackie zagadnienie.Dla mnie to wielka szkoda i żal, że autor jedynej właściwie monografii Tuwima napisanej nowocześnie, z użyciem wszystkich dostępnych dzisiaj możliwości komputerowego zbierania danych, Tuwima nie kocha, gdyż ja jestem w Tuwimie zakochana permanentnie i bezwstydnie się do tego przyznaję.Tak, kochać Tuwima to wstyd wielki, Gombrowicz wyśmiał, Miłosz zakwestionował, pamiętam Kisiel napisał w swoim „Abecadle”, że ta poezja to Nic, a ja i tak Tuwima kocham.Oczywiście, nikogo moja miłość do Tuwima nie obchodzi, toteż pora przejść do istoty niekochania Tuwima przez Matywieckiego.Jeszcze raz piszę: szkoda. Wszyscy, którzy piszą biografie są obiektami swoich fascynacji raczej zachwyceni, rozmodleni, a przynajmniej bronią przedmiotu swoich uczuć, jeśli to nie jest Hitler czy Stalin, ale i tam wyczuwa się jakąś perwersyjną ambiwalencję. Matywiecki czasami też daje się unieść swojemu zadziwieniu, gdy nagle analizując wiersze i skrupulatnie je grupując pod względem zawartości (seks, demonizm), ulega bezwiednemu zachwytowi. Bo kto potrafi tak napisać?„Męką się podźwignąłTen majowy ranek.Weźcie swe kochankiNa zielone łąki,Dręczcie chciwe usta,Męczcie piersi pąki!”Mimo, że autor nie chce pisać konwencjonalnej biografii i wiele jest tam tzw. pracy własnej nad Tuwimowskim tekstem (ach, ileż tam symulakrów!), to jednak najbardziej fascynujące są nieznane dotąd fakty z życia Tuwima i chyba to czyni książkę naprawdę pasjonującą, gdyż temat jest gorący i opowiada o postaci wyjątkowej.Może właśnie temperatura podwyższona niezamierzenie przez sam fakt podejmowania tematu naprawdę gorącego wymyka się Matywieckiemu, który chce być taki akuratny, taki sprawiedliwy, taki obiektywny? Taki dzisiejszy poeta, wychłodzony, wyspekulowany, umiarkowany i wyciszony?A przecież Tuwim to histeryk, neurotyk permanentnie chory fizycznie, ogarnięty pielęgnowaną agorafobią, dandys przyjmujący w łóżku gości leżąc w odprasowanym garniturze, który uznawał tylko kawiarnie i „wódkę za wódką w bufecie…”A Tuwim, to król życia który wolał błyszczeć niż nędzować w Nowym Jorku po Lechoniowsku, który jeszcze zdołał zrekonstruować strzępy spleśniałych zapisków zakopanych w ostatniej chwili przed ucieczką do Rumunii w piwnicy warszawskiej kamienicy, które obok trupa warszawskiego powstańca przeleżały do jego powrotu.Tuwim wraca i to właściwie budzi największą odrazę, gdyż Tuwim jest faktycznie odrażający wbrew nawet „Dziennikom” Marii Dąbrowskiej, która przedstawia go łagodniej, jako człowieka przestraszonego i udającego, bowiem jest autentycznym apologetą narastającego reżimu. Ujawnione listy do siostry (Matywiecki słusznie oddaje hołd ogromnemu talentowi Ireny Tuwim za genialny przekład „Kubusia Puchatka”) dokumentują wiedzę poety o zbrodni katyńskiej… Dokumentują zachwyt nad paradami militarnymi na ulicach Moskwy…Matywiecki przywołuje łkania Jana Lechonia w jego „Dzielniku”, który w nieutulonym żalu zamiany swojego najdroższego przyjaciela na kanalię pisze aż śmiesznie:„wielbi bolszewików nie pomimo ich morderstw – ale podświadomie, dlatego, że są mordercami”Demonizm Tuwima jest o tyle smutny, że propagandowo swoim autorytetem i talentem wsparł najciemniejsze moce, które utorowały najmarniejszym artystom kariery w na literackiej, najczulszej niwie polskiej kultury, którego skutki odczuwamy do dzisiaj.Ale kto tego nie robił? Na sylwestra w Zakopanem, do którego nie doszło, gdyż antysemickie anonimy tak nadwątliły serce poety, że zmarł nagle tuż przed zakończeniem 1953 roku mieli bawić się Szancerowie, Ważykowie z Tuwimami i Szyfmanami u Ludwików Morstinów.Reżim zaoferował Tuwimowi egzystencję książęcą w nędzarskiej Warszawie, a jednak najpiękniejsze wiersze pisał Tuwim w kapitalistycznej, niesprawiedliwej społecznie Polsce.Matywiecki neguje pomysł stawiania Tuwima obok Hölderlina, Rilkego, Celana za brak integralności filozoficzno – poetyckiej, mimo tego jednak taka dywagacja na kartach książki zaistniała.A jednak jak to masochistycznie i perwersyjnie sadysty Tuwima nie kochać, który w dalszym ciągu krąży w obiegu jako liryk dający nam to, czego inni nie dali?W liceum, mimo wyczytania na prasówce literackiej języka polskiego wyroku Artura Sandauera jakoby Tuwim to poeta anachroniczny, nasza polonistka, po zapoznaniu nas z poezją Białoszewskiego, Brylla i tuzinem genialnych poetów Górnego Śląska odpytywała uczniów i niezmiennie doczekiwała się na pytanie jakiego znają poetę współczesnego, jedynie Juliana Tuwima. I podobnie było na studiach. Gdy całą grupą poszliśmy na wrocławski recital Ewy Demarczyk, nikt przed sztalugami już nic innego nie gwizdał, a każdy, kto skończył frazę „Czy pamiętasz jak ze mną tańczyłeś walca”, podejmował ktoś inny, zza następnej sztalugi. A przecież to czasy Jerzego Grotowskiego, Tadeusza Kantora, Józefa Szajny, zimnych konceptualistów…Warto jeszcze pod koniec wrócić do tytułu książki, który jest o tyle znamienny, że słynna myszka na twarzy Tuwima, źródło jego kompleksów i oszpecające piętno wyjątkowo urodziwego mężczyzny miało jakoby odcisnąć się na efektach poetyckich Tuwima. Mimo, że Matywiecki poświęca temu zagadnieniu wiele miejsca chcąc zgodnie z tytułem zbudować na tej problemowej osi jakiś trwalszy światopogląd, wszystko się niespodziewanie wymyka i sypie. Levinasowska twarz nie chce się dać oświetlić ani skonfrontować nie tylko z czytelnikiem, autorem, ale też z samym sobą.Całe szczęście do końca nie wiemy, kim był Tuwim i multyplikacja jego wizerunku ustami i piórami świadków epoki przybliża go tylko plotkarsko. Nie pasują też liczne przymiarki filozoficzne, od Bergsona, poprzez Hegla Husserla, Heideggerowskie „się” i Maurice Blanchota poprzez Franza Kafkę po Merleau-Ponty.I to tak jest z Tuwimem. Wielki zmarnowany talent. A książka o Tuwimie? Nie ma tam Tuwimowskiej rzeczy, jest tylko wielka, profesjonalna rzetelność opisu kogoś, kogo się nie rozumie.Rewelacyjnie są natomiast wybrane liczne cytaty, dlatego też pozwolę sobie dodać tutaj mój ulubiony, który od czasów licealnych znam i cytuję tutaj z pamięci, a który namawia, by jeśli się Tuwima kocha, raczej o nim milczeć:Zakochanemu tak szczęśliwie,Tak nieszczęśliwie, jak ja umiem,Najlepiej spędzić noc w zadumie.Nad czym? Nad niczym. Ale tkliwie.Między zachodem a jutrzenkąWdać się w milczenie, jak w rozmowę,I powtarzać w myśli Norwidowe:”Nic od ciebie nie chcę, śliczna panienko”…Julian Tuwim: „Milcząc”

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Piotr Matywiecki „Twarz Tuwima” Nominowani do nominowanych Nike 2008

  1. Rysiek listonosz pisze:

    A czytaliście „Oczy poetów” – esej Adama Michnika w GW? http://wyborcza.pl/1,76498,5287627,Oczy_poetow___esej_Adama_Michnika.html

  2. Ania pisze:

    Jestem po lekturze wymienionej przez Michnika książki „Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu” Anny Bikont i Joanny Szczęsnej. Ten esej w kontekście wymienionej tam tej książki jest absurdalny.
    A właśnie ją wymienia! To, że interesują Michnika śledzie, to nie znaczy, że inne rzeczy się nie wydarzały. Nic w przyrodzie nie ginie, jeśli się zgodzimy na obecność śledzi.

    A w „Twarzy Tuwima” nie podoba mi się buchalteria. Ponieważ nie bardzo Matywiecki lubi pisać o tym wszystkim, o czym Michnik też pisać nie chce, pozostają te „śledzie” skatalogowane, czyli sporządzane, na różne sposoby.
    I tak jest szeregowana twórczość Tuwima – tematycznie, a nie problemowo.

  3. Ewa pisze:

    Mnie też się esej Michnika nie podobał, nie ma dla tych czasów żadnych usprawiedliwień, Ważyk na kartach „Lawiny” jest upiorny.
    Dzisiaj poeci nie mają takich wyborów ostatecznych, nie grozi im śmierć i zabranie im rodzin, a jednak jak widzę na portalach literackich potrafią ześwinić się o byle ochłap uznania. Co dopiero przy takich stawkach, gdy pole literackie było zupełnie wyczyszczone i to już nie była pokusa, ale zupełnie coś innego!

    A jeśli chodzi o katalog, to m Aniu rację. Znalazłam nazwisko poety współczesnego, którego osobiście znam, jeszcze z Gliwic – Jana Strządałę (poeta, pisarz, wieloletni prezes oddziału katowickiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i prezes Klubu Związków Twórczych w Gliwicach), wymienionego obok innych poetów, którzy pisali o brzozach.
    Matywiecki bardzo dziwnie hierarchizuje informacje dotyczące Tuwima. Piszę to z całym szacunkiem dla poezji Janka, chodzi mi tylko o to, że tak można pisać właściwie o wszystkim, np., katalogować pisarzy na tych, którzy lubią jeść śledzie i tych, co nie lubią (ja lubię!):

    “Motyw „rzezi brzóz” zrobił, za sprawą Tuwima, niezwykłą karierę w polskiej poezji. Oto lista – z pewnością niepełna – utworów do niego nawiązujących: Stanisława Czernika Pościg i ucieczka i Okrucieństwo, Jana Brzechwy Brzoza, Jana Bolesława Ożoga Bez blagi i Ukrzyżowanie, Jana Winczakiewicza Brzoza. Podjęli go także poeci młodszego pokolenia: Krystyna Lars Obdzieranie ze skóry, Milena Wieczorek Wędrówka, Krzysztof Karasek Do brzozy, Jan Strządała Brzozy. Ta sprawa godna jest osobnego eseju, uwzględniającego szerszy materiał, również bowiem poeci innych języków obraz „rzezi brzóz” – niezależnie od Tuwima – wykorzystywali.”

  4. Ania pisze:

    To ja też dam cytat z „Lawiny…”:

    “Pierwszy numer pisma z 3 września 1944 roku – otwierała „Modlitwa” Juliana Tuwima z „Kwiatów polskich”, która przesłana z Nowego Jorku krążyła po kraju w odpisach „(Chmury nad nami rozpal w łunę,/ Uderz nam w serca złotym dzwonem,/ Otwórz nam Polskę jak piorunem/ Otwierasz niebo zachmurzone)” oraz zbiorowy nekrolog kilkudziesięciu polskich pisarzy, artystów i uczonych, którzy zginęli bądź zostali zamordowani w czasie okupacji. Raczej symboliczny, bo lista była niekompletna, a w pojedynczych przypadkach informacje o śmierci okazały się nieprawdziwe.
    W drugim numerze to Ważyk jako jeden z pierwszych przypisał zbrodnię katyńską Niemcom: „Obok garsteczki dawnych oficerów polskich i oficerów Polaków z Armii Czerwonej, którzy przybyli do nas, aby zapełnić tę straszliwą lukę, jaką Niemcy wyrąbali w naszych kadrach swoim mordem w Katyniu, wyrosła nowa kadra oficerska, do której dostęp ma każdy bez względu na pochodzenie społeczne czy cenzus naukowy”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *