Urszula Kozioł „Przelotem” Nominowani do nominowanych Nike 2008

Urszulę Kozioł pamiętam od zawsze, czyli od momentu, gdy po mojej maturze dokonał się mentalny rozpad spowodowany geografią. Strefa wpływów krakowskiego „Życia literackiego” ustąpiła wrocławskiej „Odrze”. Wiślańska strona poezji różniła się od odrzańskiej tym, że miesięcznik „Odra” był dostępny w sprzedaży tylko we Wrocławiu stając się dzięki temu natychmiast pismem elitarnym, podczas gdy warszawska „Poezja” była w każdym kiosku dostępna zawsze.Toteż, gdy przeczytałam słynne „pośladki w pąs” w wierszu Urszuli Kozioł na stronach tego luksusowego pisma, moja 19 letnia dusza zawstydziła się na równi z podmiotem lirycznym z wiersza autorki i w tym zawstydzeniu nieprzerwanie tkwię po dziś.Czytam w internetowej Wikipedii, że poetka debiutowała, gdy ja miałam roczek. Polonistycznego magistra broniła długo po ukończeniu Wrocławskiego Uniwersytetu, a epizodyczna kariera nauczycielki została zastąpiona szybko karierą urzędniczą: od piastowania godności radnej Dzielnicowej Rady Narodowej we Wrocławiu po wszelkie dyrektorskie funkcje wrocławskich ośrodków kulturalnych.Czytam o nieprawdopodobnej ilości państwowych nagród poetyckich, po których najbardziej wątpiący tomaszowy charakter uwierzyłby w to, że jest nośnikiem najczystszej poezji i jej najwłaściwszym medium.Nic dziwnego też, że zgodny chór opisujący fenomen poetycki Urszuli Kozioł nie waha się używać na tę okoliczność tonów najwyższych, najtrafniej tę poezję uświetniających.Nie inaczej dzieje się w ocenie nominowanego do tegorocznej nagrody tomiku wierszy najnowszych. Czytam właśnie w „Tygodniku Powszechnym” piórem Jacka Łukasiewicza permanentny hymn pochwalny na cześć minorowego tonu tomiku „Przelotem”, kokieteryjnie anonsowanego przez poetkę jako zbiór ostatnich i ostatecznych wierszy o śmierci:„I jest świadoma, doświadczona poetka, tymi mechanizmami języka w swoich poruszających wierszach świetnie władająca.”Niewątpliwie poetka zna na pamięć słynną analizę Hugo Friedricha „Struktura nowoczesnej liryki. Od połowy XIX do połowy XX wieku” spolszczonej i wydanej u nas w 1978, toteż powściągliwość jej poezji i minimalizm jest zamierzony i konsekwentny, ale zewnętrzny.Egzystencjalna cela śmierci, w której poetka się obecnie znajduje – a ponieważ jest tyko człowiekiem, wyrok kary śmierci z wiekiem staje się coraz czytelniejszy – to cela więzienna, z której idzie się już tylko na szafot końca życia. Urszula Kozioł uczyniła z niej poletko pisarskie. Czytelnik dostaje więc poetyckie doświadczenie indywidualnego radzenia sobie z czymś co przecież trudno zwerbalizować, oswoić i zrozumieć.Śmierć dopaść nas może w każdej chwili, ale zazwyczaj dopada nas już po daniu nam losowych możliwości, po których tę wielką podróż staramy się przygotować, a przede wszystkim po sobie posprzątać.I wiersze Urszuli Kozioł nie są sprzątaniem, nie są też „Wymazywaniem” Thomasa Bernharda, raczej opisem stanu 77 letniego podmiotu lirycznego o dość niejasnej tożsamości.Kim zatem jest podmiot liryczny? Jest poetą. Ale poetą specyficznym, pogodzonym z własnym fenomenem bycia poetą, gdyż bycie poetą jest w tym wypadku oczywistością dziejową. Podmiot liryczny jest też bezpłciowy i o dość zamazanym światopoglądzie. „Traktat o duszy” nie daje czytelnikowi żadnych rozpoznawalnych tropów włożonego weń wysiłku zrozumienia tego arcytrudnego zagadnienia, a dywagacje nad wyobrażeniem sobie duszy nie wychodzą poza dziecięce domniemania. Podobnie rzecz się ma odnośnie „Traktatu o przecinku” i „Małego traktatu o wierszu” gdzie być może abstrakcja rozważań jest bardziej fachowa ze względu na filologiczne, a nie teologiczne wykształcenie autorki.Jednak większość wierszy mówi o niedowładzie pamięciowym podmiotu lirycznego, co może i miałoby znamiona ulgi i wyzwolenia, ( bowiem każde właściwie życie jest nie do zniesienia w tak dużej dawce, a jeszcze obrzydliwość doświadczeń wojennych i powojennych z pewnością przyjemne nie jest), ale zarazem stają się niepotrzebne. Podmiot liryczny jest pamięciowo wybiórczy, czyli w konsekwencji letni, co czytelnika satysfakcjonować nie może, gdyż tak okaleczone doświadczenie życia jest zbyt stereotypowe i schematyczne. Zresztą, sam podmiot liryczny przyznaje się bezwstydnie w „Raporcie z końca dnia”, że„tak mnie składa na nowopowiedzmy jakiś serial w TVbyleby zgrabnie skrojony- żeby trzymać się przyjemniejszychdoznańniekoniecznie umocowanych zaraz na wyżynach„struny gie”I tak czytając sobie ten bardzo szczupły tomik zastanawiam się, kto właściwie ma tę ciężką robotę poetycką wykonywać jeśli nie poeci, którzy sięgają właśnie struny gie.A minimal-art powinno się pozostawić tym wszystkim amatorom, którzy coś sobie z długiego życia przypominają, ale nie bardzo. W końcu każdy coś tam pisze, maluje, na czymś gra…

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na Urszula Kozioł „Przelotem” Nominowani do nominowanych Nike 2008

  1. Ania pisze:

    Nie odzywałam się, gdyż miałam kłopoty z siecią od piątku i dopiero po tym meczu jakoś wszystko nagle się ustabilizowało i nawet mogłam dzisiaj w internetowej GW dowiedzieć się, kto z kim grał, w jakiej dyscyplinie i jaki był wynik.
    Być może robiono osiedlowe, miedzy blokami, zakłady na tę okoliczność i sieć była przeciążona.
    U takiego Baudelaire zainteresowanie tak gminnym, masowym, barbarzyńskim widowiskiem jak sport byłoby wielką kompromitacją, ale widać dandysi noszą teraz szaliki, stąd może na forum Nieszuflady ocena poezji Urszuli Kozioł nie jest za bardzo precyzyjna.
    Rysiu, może podasz jakiś przykład?

  2. Ewa pisze:

    Ja też nie wiedziałam, co się dzieje, dopiero obrzydliwy dźwięk za oknem, już mi dobrze znany z upiornego odgłosu piekielnej tuby, instrumentu muzycznego, na którym grają tylko kibice, uzmysłowił mi, że będę słyszeć to okropne narzędzie tortur usznych cały dzień, aż mecz się skończy.
    Pomyśleć, że ludzie tym haszują się dobrowolnie!

  3. Rysiek listonosz pisze:

    Nie ma chyba sensu tutaj wklejać wyjątkowo pełnokrwistej dyskusji o poezji nominowanych do Nike z ostatnio bezbarwnej Nieszuflady.
    Dam tylko mały fragment. Warto go przytoczyć, bo przecież nikt w Polsce pod własnym nazwiskiem nie odważy się mówić takich rzeczy. Wtedy już są zachowania niesportowe i wypada się z gry. A w Polsce sztuka ma strukturę sportową:

    „A Ewa Lipska i Urszula Kozioł to poetki od dawna całkowicie nieistotne, którym pomaga jedynie silne towarzyskie zamocowanie – jedna jest, czy była, “ambasadorówną” polskiej kultury w Austrii, druga zajmuje się nałogowo uwalaniem co lepszych poetów w “Odrze” i drukowaniem miernot – nie ma więc o czym mówić. Pisać zajmująco, tak na marginesie, nie potrafi żadna z nich. Imho. Imho.

    Jak Jacuś | 2008-05-17 16:48:13”

  4. Ewa pisze:

    Tak Rysiu, trzeba udokumentować na blogu sygnały oddolne, które alarmują i przypominają o odwiecznej prawdzie, że bycie urzędnikiem i bycie artystą to sprawy wykluczające się i niemożliwe.

    Przygotowuję pospieszną notatkę z książki „Twarz Tuwima” Piotra Matywieckiego i tam autor przytacza wspomnienie o Tuwimie Edwarda Kozikowskiego. Czytelnik może wnioskować, że potrzeba takich euforycznych przeżyć grozi bezbolesnym moralnie potem przejściem od sportu do polityki (Tuwim zachwycony obserwował parady militarne na Placu Czerwonym w powojennej Moskwie).

    „Na parę lat przed wojną spotkałem Tuwima na stadionie Wojska Polskiego i zobaczyłem, jak powstawszy z miejsca, entuzjastycznie oklaskiwał Kusocińskiego (…). Zaciekawiony obecnością poety na zawodach i silną reakcją z jego strony, zapytałem wręcz, czy nie szuka czasem tematu do swych wierszy. W odpowiedzi Tuwim uśmiechnął się łagodnie i rzekł po chwili zastanowienia:
    – Nie! Przyszedłem tu, aby odetchnąć pełną piersią! Poezji mojej zresztą niewiele brakuje do sportowych wyczynów: też biegnie, skacze i rzuca młotem!
    I w tym miejscu zacytował fragment ze swego wiersza:
    „- Poezja – to jest proszę panów skok, skok barbarzyńcy, który poczuł Bogal”

  5. Bolek Kalafior pisze:

    W końcu lekkoatletyka to nie piłka nożna.
    W odradzającej się Polsce międzywojennej sport bardziej przypominał starożytną dzielność greckich igrzysk. Dzisiaj to wulgarny przemysł.

    Szkoda, że ta dyskusja w Nieszufladzie taka ordynarna, byłaby bardzo pożyteczna, gdyby była prowadzona z klasą. Ale w sumie taka urzędowa grzeczność i poprawność też jest w jakimś sensie ordynarna.

  6. Przechodzień pisze:

    Stanisław Srokowski dowiedział się w Warszawie, rzekomo z absolutnie kompetentnych źródeł, że Urszula Kozioł pomimo gwałtownej zmiany kursu należała do osób bezpośrednio chronionych i protegowanych przez Łukasiewicza z KC. Podobno, jak twierdzi Srokowski, Łukasiewicz osobiście zastrzegł w cenzurze jej nazwisko – to znaczy – nie wolno było publikować żadnych krytycznych uwag na temat twórczości Urszuli Kozioł, we wszystkich wydawnictwach miała także glejt pierwszeństwa. Dowodem na tę szczególną sytuację była też jej nietykalność we Wrocławiu. Podobno, ilekroć zgłaszano w KW jakieś krytyczne uwagi pod jej adresem, zostawały one pomijane milczeniem lub uwagą, z której wynikało, że trzeba jej dać spokój. Protekcji Łukasiewicza zawdzięcza ona też stypendia na wyjazdy zagraniczne – były to Włochy i Belgia, gdzie prywatny wyjazd i pobyt (bez motywacji oficjalnej – zawodowej) zostały sfinansowane przez władze polskie – na polecenie Łukasiewicza. Takie same przywileje objęły ją w kwestii mieszkaniowej i w wielu innych. Jeden z wydawców krakowskich powiedział Srokowskiemu, że Koziołówna złożyła „grafomańskie felietony z Odry” celem wydrukowania ich w postaci książkowej – pomimo skrajnie negatywnych recenzji, nie mógł odrzucić tych tekstów, gdyż naraziłby się Łukasiewiczowi.

    TW „Zabłocki” o Urszuli Kozioł, 9.01.1981 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *