WIERSZE ZIELONE (1)

Wróbli już nie ma. A gołębie w szarościach połyskują bielą,
jakby z krzyżówek dobra ze złem wysnuły przypadkowe klony;
każdy z nich inny. Bo gawrony wciąż takie same pod drzewami
umorusane pędzlem bożym.

Ach, po co chłód przezwyciężany z dnia na dzień karmić tą niedzielą,
kiedy odświętność już nie taka i nie oczyści sprzeniewierzeń…
Nic to, że ja wierzyłam w ciebie, cóż, same z siebie się powielą
rozczarowania i przegrają frakcje najlepsze z gorszych wcieleń.

Wilgoć jest ciągle taka sama, puchną trawniki ziemi gąbką,
struktura poplątanych wątków korzeni zwiąże nerwy w supeł,
zanim wychyną kłącza, pąki, zanim udrożni drogi rodne
ciepło jak pokarm, błogosławione, rozgrzeje,
nowe się stanie. Wszędzie jest życie. Nawet na Marsie.
nawet tam, gdzie być nie powinno.

Najłatwiej przeczyć jest minionym i żyć na nowo,
warstwy przykryje nowa ściółka, kwiatów pył…
i zajmie miejsce to co modne,
bardziej płodne,
co się rozmnoży, co i tak się działo i dzieje,
ale pod inną nazwą, pod inną gwiazdą,
coś, co wszystkie soki wyssie,
jak każde zło.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *