PÓŹNA JESIEŃ NA WSI

Jest krystaliczne zimno wokół,
jak komar brzęczy w rytm dmuchawa,
listopadowy zmierzch wieś przykrył,
życie się toczy jak protokół,
jak bezustanna z Bogiem zwada
w trzech knajpach ćmiąca popijawa,
a prokurator nic nie wykrył.

Nie drży w kominach dym jesienny
ostatnie liście mrą na wietrze,
dni się skurczyły w hibernacji,
każdy następny nieprzyjemny,
każdy następny jak krok w wieczność,
życie jak przymus i konieczność
w knajpie jest wódka bez kolacji.

Jeszcze bełkocze coś w dnie duszy
niepokój się wyzwolił sam,
bezradnie siedzą. Patrzą tępo,
dym nikotyny lekko głuszy
egzystencjalny trans,
egzystencjalny marazm,
trzeba pokonać noc przeklętą.

9 listopada 2000 Regulice

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2000, Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *