TRZYDZIEŚCI SONETÓW WRZEŚNIOWYCH (12)

12.
Czy pamiętasz Iwonko
ten nad morzem wrzesień?
Nas dziewcząt było dziesięć
w jednym pokoju. Ja nosiłam poncho.

Profesor w ubraniu białym, pobrudzony mąką
lubił świeże ryby prosto z kutra jeść,
błyszczał bielą w słońcu jak blejtramu część,
wylew miał w dniu ostatnim, pożegnał nas z pompą.

Pochówek miał w Zakopanem.
Uczelnia dała autobus. Mowy takie same
jak na wiecach.

A przecież to był malarz.
Nie wiem, czy uważasz
tak jak ja po latach.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2012, Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na TRZYDZIEŚCI SONETÓW WRZEŚNIOWYCH (12)

  1. Iwonka pisze:

    Tak, pamiętam! Ponieważ plener odbywał się od lat w tym samym miejscu, profesor miał zaprzyjaźnionego kapitana kutra i tam smażyli po połowie ryby i pili. Garnitur był chyba przedwojenny. Mów na pogrzebie nie pamiętam, w autobusie jechały same sławy lokalne i ogólnopolskie. Było wszystko przygnębiające, już był początek października, deszcz, zimno. Profesor spędził w komie w szpitalu chyba tydzień. Tę pracownię wzięła Wandzia.

  2. Ewa pisze:

    To dzięki Iwonko za wizytę, nigdy nie wiem, kto mnie czyta. Dużo pamiętasz, kogo pytam, to nikt na wszelki wypadek nic nie pamięta.
    Tak, sławy, w autobusie był np. Stanisław Rodziński, jeszcze nie rektor, wysiadł po pogrzebie w Krakowie (miał za darmo przejazd do domu). Pamiętam jego wąsy i ten ruch naciskanej klamki w autobusie, było już na dworze zupełnie ciemno.
    Profesor był podobno w AK, chowany w grobowcu rodzinnym i w tym wspomnieniu chciałam jakoś ująć tę niemożność bycia prawdziwym artystą i prawdziwym mistrzem i prawdziwym uczniem w tych czasach. Można było być tylko prawdziwym pijakiem. Miał sześćdziesiątkę, więc jak widać, nie dawało się nim być długo. A podobno malarz jak stare wino, im starszy, tym lepiej maluje.

  3. Robert Mrówczyński pisze:

    Większe wrażenie niż tajemniczy Profesor uwalany mąką (należy rozumieć, że popojki odbywały się we młynie) robi Iwonka, którą Twój sonet odnalazł i zmaterializował. To bardzo rzadki wypadek, jestem naprawdę niezwykle zdziwiony. Zazwyczaj wiersze czytają obcy ludzie i nic z nich nie rozumieją, a Ciebie czytają bohaterowie Twoich wierszy, nadto świetnie zorientowani w zamierzchłych sprawach.
    To dziwne, ale ja też mam we wspomnieniach pogrzeb takiego profesora, choć nie malarstwa, a wuefu, za to pedofila i alkoholika, na którego pogrzeb musiała iść cała szkoła. I na tym pogrzebie pierwszej klasy wszyscy dowiedzieli się, że był wybitnym człowiekiem, Ustanowiono nawet memoriał jego imienia. Wtedy zrozumiałem, że Polska jest w rękach alkoholików.

  4. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Przecież nad morzem je się ryby smażone panierowane tylko w mące. Nie wiem jak teraz, ale w latach siedemdziesiątych tylko tak się jadło.
    A cały nasz pokój 23 jest na fb. Nie doceniasz Robercie dzisiejszych możliwości komunikacji. Iwonka ma tam aż dwa konta. Ja żadnego, ale oglądam przez profil męża. Nie doceniasz roli plotki. Za Gomułki było takie powiedzenie: „wiedzą sąsiedzi, za co kto siedzi”.

    A pomijając wszystko, fikcja literacka zawsze – wcześniej czy później – się urzeczywistni i urealni i przemówi ludzkim głosem. Dlatego w sumie jest to zawsze niebezpieczne, bo można przywołać tych, których się nie chce znać.
    Psychiatrzy dowodzą, że każdy symulant w końcu zapada na tę chorobę, którą udaje.

  5. Robert Mrówczyński pisze:

    Ale przecież klient sam nie panieruje, ta mąka po obróbce w oleju zamieniała się w chrupiącą panierkę, więc dlaczego Profesor był utytłany tą mąką? Chyba, że sam sobie te ryby smażył. No nic, nie ma się co czepiać, widocznie tak Ci utkwił w pamięci z tą mąką na białym garniturze, a nie wytłuszczonym, co byłoby bardziej prawdopodobne. Ale na wspomnienia nie ma rady, to są rzeczy nieobiektywne, ale dobrze opisujące naszą rzeczywistość, a obiektywne są nie do zniesienia.
    Przeceniasz literaturę, mimo wszystko jest wtórna, zawsze o jeden krok za życiem. To literatura urzeczywistnia się inspirowana życiem, a nie odwrotnie, czego dowodem są choćby Twoje piękne sonety.

  6. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    tak, sami sobie smażyli ryby. Profesor bratał się z kapitanem kutra poprzez smażenie z nim ryb, które zostały złowione.
    Masz rację, nigdy się nie pamięta jak było, ale jeśli jest się uczciwym (artystą), to przechowa się w sobie zawsze esencję. I ona wystarczy. Dzięki za wsparcie, jestem na półmetku i nie wiem czy dam radę trzydziestu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *