TRZYDZIEŚCI SONETÓW WRZEŚNIOWYCH (6)

6.
W zorane pola poprzez twarde skiby,
w pochylonej nawłoci żółć,
w czerń lasu. Nie zmieści się przybysz,
ciasno w kadrze. Nie obejmie mnie już.

Mogłabym, oczywiście, wędrować na niby,
mogłabym nawet za tobą pójść,
a jednak nie mogę, bo jestem zza szyby,
to tylko lustro weneckie. Ot, ciut

pozostałości po zapale!
Horyzont rwie się czasem
wyrasta drzewo nagle

i jest coś trwale wieczne
pomnożone lasem.
Jak czyste powietrze.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2012, Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *