VII.
To wszystko wokół nie jest poezją
tak jak rośliny nie są potrawami,
a jednak w dekoracjach wnętrza
dusza jest na wakacjach.
I jakże łatwo o obojętność
i jakże trudno, kiedy drży, o pewność.
Nawet nie asekuracja,
bo gwiazdy zawsze są sierpniowe
i kiedy spada coś na głowę, przecież to przybytek.
W wersie tylko spacja.
Wiersz bez woli wzrasta osobny i niebyły. Skąd przyszedł, nikt nie wie,
staje się zaraz świata elementem.
Nic nie ma wspólnego z niebem, a jednak na niebie
bliższy jaskółkom, co kreślą
ślady kręte.
Tak wiersz w sobie narasta i staje się
integralny, zawsze w podnieceniu,
chciałby zapładniać Bóg wie, co,
napięty jak tafla stawu o zachodzie
na którą komary lecą,
jakby chodziły po wodzie,
a wszystko na niby, wszystko się nam tylko zdaje,
nikt się nim nie naje.
Ot, tak niewiele, lecz to wyzwania najśmielsze
w kręgu przydomowym, powiedzmy, intymne,
bo jak zabronić mrówkom zapasów na zimę
i roślinom siać nasiona, by nie rosły inne,
i wierszom, co wciąż rosną cicho i niewinnie,
aż staną się jak drzewa, zablokują drogi, wnikną bez kontroli
i wzniecą pożogi.