VI.
No tak, ja wiem, wątłości niepodobna znieść w nienasyceniu,
osobowości kurczą się, jak lato odchodzące niemo
i sił starcza na jedno życie i na śmierć jedną
byle dojść, za nas nie żyje nikt inny:
nie rodzą się, lecz stwarzają heteronimy.
I kiedy aksamitki już w ogrodzie więdną
nadymając się nasion wielokrotnym plonem,
nie powtórzą już siebie, ani żadnym wschodem
demiurg nie wskrzesi ich siarkowej żółci.
Wiatr rozproszy, rozkłóci, mróz obróci w badyle brunatne
i tylko ja przechowam garść nasion w pudełku,
i powielę je wiosną, być może ostatnią.