Dziennik amerykański (18)

8 października 2010 piątek. Ewa Orłowska, którą poznałam w Domu Polskim skontaktowała mnie z profesorem Uniwersytetu Waszyngtona w Seattle, Kazimierzem Poznańskim i nim przyjechał po mnie samochodem, usiłowałam szybko w Sieci dowiedzieć się, kim jest ten Polak, który pisze wiersze i maluje, a pracuje w Seattle w swoim, wynikłym z polskiego wykształcenia, całkiem innym zawodzie.
Zajechał czarnym Volkswagenem Passatem przed dom, z tyłu siedziała jego córeczka, która w piątek nie miała przedszkola, a on wyszedł, wysoki, szczupły mężczyzna w okularach przywitać się, ja wchodząc do samochodu przywitałam się z córeczką i tak pojechaliśmy w górę uliczkami osiedla domów nad jeziorem Washington, domów, gdzie priorytetem planowania ich zabudowy był widok z okna. Profesor mieszkał wysoko, toteż jak weszłam po schodach do tego domu wybudowanego przed wojną przez architekta z Bauhausu, widok z pokoju gościnnego był najpiękniejszy, jaki oglądałam dotychczas, można było objąć wzrokiem całe niemal jezioro i horyzont niczym nie przesłonięte. Do pokoju z przedwojenną sofą, zabytkową komodą i kredensem wpełzł cicho airedale terrier, a za nim wsunęła się Janka, córeczka profesora miętosząc piaskową sierść psa. W Polsce psy tej rasy są wyjątkowo agresywne i służą właścicielom willi do pilnowania, rasa która zawsze wygląda identycznie, wzorcowo, zawsze ma wielkość barana, a sierść wygląd gręplowanej wełny. Niedawna śmierć naszego kilkunastoletniego Podzwona, umożliwiła nam wprawdzie wspólny wyjazd do Ameryki, mojej i męża i to szczęście w nieszczęściu nie było takie oczywiste. Toteż dotykanie tego łaszącego się tutaj, łagodnego psa, rozczuliło mnie bardzo i jakoś psychiczne wsparło. Czułam się niepewnie, przeczytałam rano w Internecie, że profesor jest autorem książek naukowych o ekonomi, a ja tak nie lubię, jak mam oglądać prace jakiś nudzących się amatorów, którzy, jak Churchill, malują sobie, bo się nudzą, bo ich na to stać. Nie maluję już trzy lata, malarstwo to moja wielka rana, malarstwo jest tak zachłanne, że można albo malować non stop, albo nie robić tego wcale.
Więc obecność dziecka i psa mnie rozczuliły i zanim Profesor wniósł swoje prace, czekałam pełna niepewności w tym milczącym, pełnym znaków zapytania otoczeniu. Pod oknem stał duży olej, na którego widok odetchnęłam z ulgą, trochę mnie udobruchał i rozbroił. Przynajmniej nie żaden landszaft, pomyślałam, bo po zobaczeniu obrazów wiszących w holu Domu Polskiego w Seattle, byłam pełna najgorszych przeczuć. Obraz był taki cézanne’owski, pojemny w widoczne liczne przemalowania świadczące o trudzie przedzierania się przez warstwy znaczeń, budowany poprzez kolejne eliminacje szczegółów i mozolne dążenie do syntezy wszystkich składowych konwencjonalnego malarstwa.
Ludzie malują różnie, bo tak ma być, bo sztuka to przecież nieskończona ilość dróg i możliwości, i wszelkie nawroty i nawiązania do całej, ciążącej na nas kultury to przecież wielkie bogactwo dla inspiracji i powiązań. Ludzie malują zazwyczaj w estetyce czasów, w których przyszło im żyć, w tej panującej modzie jaka im jest dana, bo język który używają ich identyfikuje z otoczeniem i w tym wielkim strachu jakim jest rzucenie się w nieznane w procesie twórczym, styl obowiązujący jest zawsze jakimś zabezpieczającym artystę przed niezrozumieniem zakładem. Jest takim parasolem ochronnym, pod którym się kryje i nawet jak go zamyka, to jest on zawsze w pogotowiu. I tak było z estetyką Profesora, który używał środków formalnych właściwych jego pokoleniu, kiedy kapiści zawładnęli polskimi uczelniami, wprowadzając wpływy kubizmu, strukturalizmu i minimal artu. Jednak formy roślinne w obrazie, który oglądałam teraz w amerykańskim domu słonecznego południa w Seattle miały jeszcze warstwy kosmopolityczne, były oprócz obowiązującego konturu, scalającego formy, by nie uciekły w nieskończoność, wpływy ornamentyki wschodniej, jej ascezę i powściągliwość. Jest zawsze w pracach artystycznych sztuk wizualnych, w ich konwencjonalnym taktowaniu ubiegłowiecznymi narzędziami – czyli farbą i pędzlem – nostalgia, nie za efektem, który ma doprowadzić dzieło sztuki do arcydzieła, ale w modlitewnej kontemplacji, w czasie utraconym, zawartym w tych wysiłkach, które w miarę trwania aktu twórczego wsiąkają w wysiłek poszukiwań. Tak było tutaj. Profesor najwyraźniej budował obrazy z małych etapów twórczej egzaltacji, kiedy nie widomo nigdy co powstanie i tymi niespodziankami cieszył się jak dziecko.
Na ziemi leżał karton A0 malowany bielą i czernią przedstawiający dziewczynkę w oszczędnej formie zdefiniowanego konturu, który w przewadze bieli, był jedynie arabeską i odchodził już od przedstawienia, jednak w dalszym ciągu stanowił ten pierwotny, wiodący temat. Kiedy Profesor wniósł kilkanaście kartonów największego formatu, byłam już wprowadzona w klimat tych prac, na poły dzikich i niereformowalnych, a na poły zdyscyplinowanych i ascetycznych. Monochromatyczne kartony, zawsze wychodzące z pierwotnej fascynacji pejzażem, były też często łamane wprowadzeniem dysonansu, kolorem z innej jakości, który ożywiał, bądź łamał płaszczyznę przybliżał plany, oddalał tło, ale wszystko to co się rozgrywało w granicach czworoboku kartonu było zawsze traktowane mimochodem, bez egzaltacji, bez uniesień, a zarazem stawało się intrygujące i żywe. Nie czytałam jeszcze wierszy Profesora ale bardziej przypomniały mi te kolorystyczne struktury, frazy muzyczne niż poetyckie wersy, ponieważ ta na pół abstrakcja drążyła bardziej rejony budowy obrazu poprzez rytmy i nawarstwiające się barwne pociągnięcia pędzlem, niż odzwierciedlała widziany świat.
Profesor poszedł po nowe kartony, a ja znowu popatrzyłam na spokojny, bukoliczny obraz widziany przez okno na jezioro Waszyngtona, gdzie płynął właśnie biały żagiel i wydawało się, że nic nie jest w stanie zachwiać jego spokojem. Tym razem rysunki przedstawiły wyraźnie miasto po katastrofie i pożodze, a z twardych i bezwzględnych mocnych pociągnięć pędzla, wynikało, że przedstawia kamieniczki miasteczka i wieże kościoła.
-To Kazimierz nad Wisłą – powiedział Profesor, a ja zobaczyłam tam holokaust i prehistoryczne klimaty całkowitego rozpadu ledwo zasugerowanej pędzlem architektury, malowanej czarną farbą z wielką ekspresją i przejęciem. Wszystkie tematy kartonów nie były lekkie, zawierały duży ładunek emocji, a zarazem nie miały nic wspólnego z bebechowym nadrealizmem, czy surrealizmem. Ta ekspresja była artystycznym wyzwoleniem i swobodnym przepływem energii twórczej, a powstałe wskutek tego procesu obrazy zawierały w sobie zawsze niepowtarzalny i nie powtarzający się motyw rozwijający się w odbiorze widza w różne interpretacje, ale zawsze ta wieloznaczność prowadziła do pewnych twórczych skojarzeń i interpretacji zbliżonych intencjom autorskim. Woda? pytałam Profesora, wskazując na plamę czerni między liniami przypominającymi mi górskie ścieżki, a profesor ucieszony potwierdzał: tak, woda! Ogród? pytałam na złamane zielenie skołtunione i oszalałe, a Profesor potwierdzał, wskazywał inspiracje i miejsca tych inspiracji. Nim poszedł po następną porcję zwijanych jak dywanik rulonów papieru ryżowego, które przywiózł z Chin, Janka milcząco przechodziła między nami wchodząc często w kadr pokazywanych mi obrazów.
Potem długo rozmawialiśmy o tych rycinach, malowanych farbami wodnymi, bardziej już eterycznych i nie tak dramatycznych, jak te z Kazimierza, których przesłaniem było pogodzeniem i afirmacją oglądanego świata i ćwiczeniami zachwytu.
Profesor poszedł zrobić herbatę. Janka przysiadłą się do mnie na sofę i wyciągnęła z pokrowca leżącego na stole mały laptop, który otworzyła, i pokazując mi cały proces uruchamiania go, wykonała nad nim jedynie pantomimę, nie dotykając klawiszy, tylko udając ich naciskanie. Usłyszawszy zbliżające się po schodach kroki ojca zamknęła klapę laptopa i szybko włożyła go do futerału.
Piliśmy herbatę w filiżankach, jej zielone liście pływały po dnie. Popatrzyłam jeszcze na duży olej z namalowanymi żółtymi owocami, a Profesor zastanawiał się, czy jego wystawa w Kazimierzu Dolnym dojdzie do skutku. Nasze spotkanie dobiegało końca, byłam zadowolona, że będąc gościem nie musiałam kłamać i mówić wbrew sobie słów jedynie grzecznościowych. Prace Profesora mnie zaskoczyły swoją dojrzałością i tym, że nie było to rozrywkowe malowanie, ale bardzo poważnie traktowana profesjonalność.
Już się żegnałam, pies gdzieś się ulotnił, natomiast Janka położyła się przy drzwiach na jego legowisku. Przekroczyłam więc Jankę i się pożegnałam.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2010, dziennik ciała i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

26 odpowiedzi na Dziennik amerykański (18)

  1. M.R pisze:

    Akurat przez przypadek natrafiłem na stronę
    http://www.obywatel.org.pl
    a tam wśród fotografii (na naszych łamach z tym, że fotografie te zmieniają się losowo, więc trafić niełatwo) rozpoznałem prof.Poznańskiego
    i wywiad z nim
    http://obywatel.org.pl/index.php?module=pagemaster&func=viewpub&tid=3&pid=444

  2. kazimierz poznanski>MR pisze:

    Dopiero teraz zauwazylem ta wymiane z odniesieniem do starego tekstu z “Obywatela”.
    Ten miesiecznik jest jesli sie nie myle z Krakowa.
    Nic bym nie zmienil z tego wywiadu z wyjatkiem uwspolczensienia jednej kwestii. Jak byl ten wywiad byla w kraju stagnacja. Potem gospodarka z niej wyszla. Tyle, ze stopy wzrostu sa bardzo srednie. Z tymi stopami wzrostu gospodarki Polaska jest ciagle na trzecim mmiejscu od konca w regionie – Europy Srodkowej — pod wzgledem dochodu na mieszkanca, czyli zamoznosci. Z tymi stopami Polska nie ma tez szansy na dogonienie Europy Zachodniej, mysle, nawet za piecdziesiat lat. Daje co trzeci zdolny do pracy nie pracuje tylko jest na bezrobociu lub pracuje zarobkowo za granica. To nie jest zaden sukces, to nie jest nawet pol-sukcesu.

  3. M.R pisze:

    “Najbardziej zatrważa mnie brak perspektyw. Nie wiadomo, w jaki sposób miałoby dojść do wyrwania się z tego szlaku samozagłady. Można snuć wizje, że kurs zmieni młode pokolenie, które dojdzie kiedyś głosu. Będzie wolne od brudu obecnej generacji. Ale o­no wyrasta przecież w obecnych warunkach. Nowe pokolenie, w tym jego przyszła elita, dowiaduje się wciąż, że ta nienormalna rzeczywistość jest normalna, że dzięki rządzącym cud goni za cudem. Ponadto za normalne uchodzą sposób myślenia obecnych elit oraz ich zachowania. Dlatego wymiana pokoleniowa nie przynosi wielkiej nadziei na wyjście z obecnego kryzysu”

    też aktualne

    Najbardziej zatrważa MNIE (także) brak perspektyw. I coraz większym jestem pesymistą… nawet pisać się nie chce

    A Obywatel… chyba jest z Łodzi, taki kwartalnik
    Lewica jak sami się określają
    lewica niepodległościowa, demokratyczna, patriotyczna… jednak marginesowa bo dziś króluje lewica KP (Krytyka Polityczna)

  4. Ewa pisze:

    Myślę, że przeciętny obywatel, taki jak ja, nie ma możliwości niczego sprawdzić, skazany jest na oficjalne komunikaty, które są w najlepszym wypadku podawane, ale w niezrozumiałej formie, takiej, jak ostatnio czytałam w wypowiedzi Balcerowicza.
    Natomiast stan kultury polskiej, mimo, że też tajony i nieproporcjonalnie przewartościowywany rzekomymi sukcesami polskich artystów na arenie światowej (np., wysyłanie polskich, fatalnych filmów po Oskara i wmawianie, że one się tam podobają) dla trochę bardziej pracowitego jej odbiorcy natychmiast jest widoczny. Zaniedbania w tej dziedzinie widać gołym okiem. W tej chwili publiczne pieniądze idą na konkursy i nagrody i spektakularne, pozorne przedsięwzięcia, i to bardzo kosztowne, to jest publikowane i podawane do publicznej wiadomości.. To są realne pieniądze, nie takie, jak w ekonomi, gdzie się mówi tajemniczym językiem. Prześledziłam ten proces teraz przy okazji tłumaczenia na polski musicalowej wersji sławnej amerykańskiej piosenki „Ol’ Man River”. Cały przepiękny musical jest na YouTube, „Show Boat” (1936). W tym czasie przed wojną w Polsce kręcono fatalne, żenujące filmy. Od tego czasu – sto lat – niewiele zrobiono, by zasypać zaniedbania np. translatorskie, mogące przybliżyć dokonania światowe np. literatury. Patrzę, że „Show Boart” oparte jest na powieści Edny Ferber, której z bogatego dorobku ani jednej nie przetłumaczono i nie wydano w Polsce. Wystarczy zresztą wejść w Sieci do katalogów bibliotek innych demoludów po transformacji, by zobaczyć, ile zakazanych dzieł światowego dorobku w Komunie tam przywrócono własnemu krajowi, by obliczyć, na którym miejscu jesteśmy od końca.
    A bezrobotni, wykształceni literaci polscy siedzą na literackich portalach i wypisują bzdury całymi dobami beztrosko się bawiąc. To takie sieciowe sarmackie jedz pij i popuszczaj pasa, tylko pokarm jałowy.

  5. Hanna pisze:

    Ewo, przykre to z Edną Ferber.
    Wydawca polski, kiedy kupuje prawa do tlumaczenia nie kieruje się tym, żeby podnieść stan kultury czytelniczej w Polsce i np. przybliżyć Ednę Ferber. Zdziwiłam się bardzo, że dopiero niedawno przetłumaczono w Polsce “Krwawy Południk”, Cormaca McCarthy. Ale motyw wydawcy polskiego to głównie dochód – więc wybierze książkę, która TERAZ się w Stanach dobrze sprzedaje. Może są też inne powody, dlaczego Edny nie ma na polskim rynku. No i wydaje się w Polsce sporo polskich książek, bez konieczności płacenia za kupno praw zagranicę i tłumaczowi za pracę.
    Z filamami polskimi też przykra sprawa – choć podobno się poprawia…

  6. Ewa pisze:

    To Haniu taki przykład nawiązujący do wywiadu Profesora, nazwałabym roboczo „ekonomią pojęć”. Jeśli Polak ogląda w Polsce „Olbrzyma” (był w telewizji kilkakrotnie) i nie wie o istnieniu pisarki, a na podstawie jej powieści napisano scenariusz, a się jej nie wymienia, bo jest podane tylko nazwisko reżysera i scenarzysty, to nie bardzo już wie o Jamesie Deanie, na którym wzorował się Marek Hłasko i wszystkie powiązania biorą w łeb, bo mamy takie dziury kulturowe, które wypadałoby załatać, a się tego nie robi. I się cały czas tłumaczy, że nie ma pieniędzy, a wystarczy zapłacić tylko absolwentom wyższych uczelni i oni by to robili. Ale nie, lepiej im dawać zasiłki dla bezrobotnych i działać fasadowo. Było takie wydawnictwo „Zielona Sowa” w Krakowie, które tanio drukowało klasykę i zatrudniało młodych ludzi do redakcji i tłumaczeń, i to padło. Nie wiadomo, komu zależy na takiej autodestrukcji. Kultura to ciągłe przetwarzanie, mielenie starego, powroty, aluzje, pomosty, nawiązywania. Jeśli się nie będzie tego budować, to wszystko się rozsypie. Podobnie pewnie jest z gospodarką.

  7. M.R pisze:

    “W tej chwili publiczne pieniądze idą na konkursy i nagrody i spektakularne, pozorne przedsięwzięcia, i to bardzo kosztowne, to jest publikowane i podawane do publicznej wiadomości.. ”

    Właśnie jestem świadkiem czegoś takiego
    Spektakularne, pozorne przedsięwzięcie… pozorne ale bardzo kosztowne… akurat teatralne, ściągnięto światowe sławy, będą miejscowe elity, celebryci, politycy, media, władza. Bizantyjskie zwyczaje, władza chce oprócz samej władzy dodatkowego prestiżu płynącego z kontaktu z artystycznymi, światowymi sławami …

    Próba przeciwstawienia się czy choćby wyrażenia wątpliwości jest prawie niemożliwa, skazuje na banicję i odsunięcie na margines

    I jeszcze jedno dotyczące teatru i poezji…były poeta Z.Jaskuła został dyrektorem Teatru Nowego, powołał go p.o prezydenta (pełniący obowiązki) tuż przed końcem swej kadencji (kiedy nie powinno podejmować się wiążących decyzji), a już w niedzielę są nowe wybory. Dziwne tylko, że były poeta niedawno organizował komitet poparcia dla obecnego prezydenta i angażował się wyraźnie w politykę po jednej ze stron, a następnie został mianowany na dyrektora przez polityka z tej samej partii
    No a teraz były poeta jest “aktualną elitą” czy też establishmentem w tym mieście… cóż z tego wynika… jak być poetą to najlepiej byłym? nie wiem…

    czy ten sposób myślenia obecnych elit i ich zachowanie jest normalne

  8. kazimierz poznanski>MR pisze:

    Chcialbym zapytac na czym polega lewicowosc Krytyki Politycznej – tak w paru slowach. Wyczulem ironie a ich publikacji nie czytam – z braku czasu. Rzucilem tylko okiem na ksiazki, ktore drukuja. Przez chwile myslalem, ze czytam liste tytulow wydawnacyh przez “Gazete Wyborcza”, ktora nie jest przeciez lewicowa.

  9. M.R pisze:

    Na czym polega lewicowość KP… no właśnie w tym problem, dla mnie to zabawa “lewicowych” elit czy nawet samych elit (bez tego określenia lewicowe)

    Jest strona Krytyki Politycznej, a tam
    Krytyki Politycznej Przewodnik Lewicy
    (idee, daty i fakty, pytania i odpowiedzi)
    i oni tam wykładają co i jak… każdy może sam wyrobić sobie swoje zdanie

    zakładka “Przewodnik lewicy”

    jest to tzw lewica “kulturowa” czy też w pewnym zakresie LGBT lewica, zresztą jest tam taki nawet rozdział

    ciekawe, że fundusze pozyskują np. z
    Open Socjety Institute znanego spekulanta giełdowego G.Sorosa

    ogólnie KP to głownie lewica “kulturowa” co oznacza m.in iż ich działania ograniczają się jak dotychczas głownie do sfery kultury i promocji swoich ludzi, swojego rozumienia teatru, literatury, poezji… czekają albo zwlekają z wejściem do polityki

    np taki bardzo wpływowy krytyk teatralny Roman Pawłowski (etatowy i ustosunkowany pracownik centralnej GW i stąd jego siła rażenia) prowadzi jakieś seminaria dla KP…

    ale również np prof. Z.Bauman
    czy ostatnio słuchałem wykładu (mp3)
    filozofa prof. C.Wodzińskiego

  10. Ewa pisze:

    W paru słowach, to zgodnie z tytułem witryny sieciowej, Wydawnictwa i wszystkie kluby tej organizacji mieszczących się na terenie kraju w galeriach sztuki (na Śląsku mieści się w Galerii Kronika w Bytomiu), celem KP jest upolitycznienie sztuki. Czytając Igora Stokfiszewskiego dowiedziałam się, że nie istnieje sztuka niezaangażowana w politykę i tylko, według wytycznych pewnych lewicowych filozofów, wolno ją uprawić. Chwała Krytyce Politycznej, że przybliża dzieła anarchistów i lewicy, chociaż w wielu wypadkach dostajemy bardzo, może ze względów finansowych, namiastki (tak było z wydaniem Blanchota jedynie w opisach polskich autorów). A „Wyborcza” w tej chwili jest postkomunistyczna, a nie lewicowa (postkomunistyczna w sensie ochrony dóbr osobistych ludzi zaangażowanych w budowę PRL.

  11. Hanna>M.R.>Ewa pisze:

    Mysle, ze przeciez potrzeba kontaktu ze swiatowymi slawami, nawet w festiwalach, koncertach – potrzebny jest wlasnie ten bezposredni kontakt tworcow i artystow polskich i ich sztuki z artystami z innych krajow, rozmowy itd… wiec trzeba na to tez wydawac pieniadze. Byc moze nie ma jednak balansu: ile wydawac na te kontakty ze swiatem, a ile na kultywowanie miejscowych

  12. M.R pisze:

    po prostu żyjemy w innych światach… ta lewica KP i ja…Ja postrzegam ich jako elitę uczestniczącą w obecnym systemie władzy. Są beneficjentami tego systemu, pomimo tych ich bojowych pokrzykiwań, ale finansowo korzystają z przeróżnych funduszy, mają także wsparcie innego filaru władzy jakim są media… Ja ostatnio jechałem prywatnym busem (22 miejsca siedzące 3 stojące) weszło 40 osób, bo linie kolejowe regionalne są zamykane. Trasę 80 km pokonuję w 3 godziny właśnie z powodu braku linii kolejowej, która z komuny funkcjonowała. Dobrze że raz na 2,3 miesiące. Ale priorytety władz są takie, iż wolą organizować spektakularne festiwale kultury niż wyremontować tory dla tzw “zwykłych, szarych ludzi”. Rozbudowuje się autostrady, bo samochody, bo koncerny samochodowe…

  13. M.R pisze:

    Należałoby cofnąć się do Marksa, który w klasie robotniczej widział jedyną klasę, która poprzez wyzwolenie siebie wyzwoliłaby jednocześnie całą ludzkość zmieniając jednocześnie i sposób produkcji i stosunki produkcji na bardziej sprawiedliwy (próbuję coś sobie przypomnieć, ale kiedyś studiując matematykę ekonomiczną czy coś w tym sensie miałem ekonomię polityczną kapitalizmu a następnie socjalizmu z prof. C. Józefiakiem… późniejszym politycznym promotorem Balcerowicza…)

    Teraz ponieważ jednorodnej, wyodrębnionej i prześladowanej klasy robotniczej brak… tym wybawcą ludzkości, tą grupą która walcząc o prawa dla siebie jednocześnie walczy o zbawienie całej ludzkości są środowiska LGBT ale także artyści czy ludzie kultury oraz nauk humanistycznych…
    KP zaczyna więc nie od bazy ale od nadbudowy, a zwłaszcza o kultury… być może dlatego, iż najłatwiej tu o pozyskanie funduszy

    tak więc lewicą można być głosząc bojowy antyklerykalizm a jednocześnie wprowadzając podatek liniowy… a przecież progresywny podatek dochodowy jest to podstawa lewicowości (w Polsce mamy w istocie rzeczy degresywny podatek dochodowy tzn najbiedniejsi płacą największe podatki)

  14. Ewa pisze:

    Wszystko jest polityczne, nawet Święto Niepodległości musi być bijatyką, a nie obywatelską radością. Nie ma też elit, które byłyby niepolityczne. Zdzisław Jaskuła jest bardzo średnim poetą i musi z czegoś żyć. Ale zastanawia zdziecinniała Szymborska, która woli kupić Barańczakowi krasnala z gołymi jajami niż ufundować za te pieniądze jakieś stypendium poecie. Podobno ma jakąś fundację, ale widać, nie bardzo się nią interesuje. Olga Boznańska w Paryżu była podobno tak dobrym człowiekiem – rozdawała swoje honoraria za portrety – że sprzedawali sobie artyści jej adres i na tym jeszcze zarabiali. Irytuje zmarnowanie, bo właśnie to, o czym mówisz Haniu, to działania maskujące. Sztuka miała odwiecznie rolę demaskującą i wywlekania tych rzeczy zamiatanych pod dywan. W tej chwili pozbawia się nas narzędzi, by to robić. Likwiduje się pociągi, by się nie spotykać, książki spolszcza się straszne.

  15. M.R pisze:

    Tzn jeśli o mnie chodzi to dla mnie lewica to głównie sprawy ekonomiczne jest to warunek konieczny (ale nie wystarczający). Kwestie światopoglądowe są wtórne, agresywny antyklerykalizm to wystarcza na partię antyklerykalną. Podkreślam jednak to, że jestem właściwie agnostykiem, a z Kościołem katolickim zerwałem he, he… w 4 klasie szkoły podstawowej, kiedy to braciszek (religię miałem u franciszkanów) oblał mnie, bo mu podpadłem.
    Ponoć miałem diabła za skóra (słowa braciszka), co było dziwne bo zawsze byłem bardzo grzeczny z tym że być może chodziłem własnymi ścieżkami i nie uznawałem “całowania w rękę” i “gładzenia po główce” czy też “chodzenia po obrazek” a generalnie łaszenia się do wszelkiej władzy. Było to za komuny… później powtarzałem klasę (religia była oddzielnie od szkoły) i po komunii przestałem chodzić. Było to jednak pewne wykluczenie… zostałem wykluczony i sam siebie wykluczyłem w pewnym sensie

  16. M.R pisze:

    Eh nie chcę wklejać, ale robię to…
    bo jest to fragment oddający najbardziej wg mnie istotę lewicowości KP
    Lewica kulturowa, z całkowitym pominięciem innych kwestii (a jeśli nawet coś tam poruszają to jest to zasłona dymna)

    “Lewica kulturowa dostrzegła, że istnieją warianty społecznych niesprawiedliwości związane z cechami wychodzącymi poza sferę ekonomii (do której redukował wszystkie zjawiska obowiązujący dotąd na lewicy marksistowski sposób myślenia, zgodnie z teorią ekonomicznej „bazy” i zależnej od niej kulturowej „nadbudowy”). Zwróciwszy uwagę na wzrastającą dyskryminację ze względu na płeć, seksualność czy rasę, lewica zaczęła zauważać, że obok ekonomii czynnikiem wykluczającym grupy społeczne jest dominująca wizja kultury, a zatem przekonań, które uchodzą za naturalne, gdy tymczasem faktycznie są narzucane przez większość…”

  17. kazimierz poznanski>MR pisze:

    Wrocilem na strone Krytyki Politycznej, rzucilem wzrokiem na teskty jej szefa – Sierakowskiego, no i pare innych, to jest jakby pisemko akademickie, na zasadzie, ze kazdy sie moze wypowiedziec, jak nalezy do redakcji, teksty Sierakowskiego na internecie sa glownie ekonomiczne, tyle ze od tego pismo powinno miec ekonomiste, nie socjologa, rzucilo mi sie w oczy, ze zdaniem Sierakowskiego wybor Obamy na prezydenta oznaczal koniec tak zwanego neokonserwatyzmu, tyle, ze on sie nigdy nie skonczyl, po dwoch latach, w wyborach na psolow i senatorow, Obama i jego partia – wcale nie lewicowa – poniosla ogromen straty na rzecz konserwatystow, w tym – oczywiscie – rowniez tych neo, ale to prawda, ze Krytyka Polityczna nie jest od ekonomii tylko kultury, nazwanie ich grupa zajeta “nadbudowa” wydaje sie bardzo trafne, a przy okazji, jest to prawda, ze nowe pokolenie nie wniesie zmian, to Krytyka Polityczna byc moze jest przykladem tego, ze wzgledu na jej rozglos, bardzo chyba wymownym

  18. kazimierz poznanski>Ewa pisze:

    w ostatnim zdaniu powinno byc “jesli to prawda” and nie “jest to prawda”, a przy okazji, jaka to role odgrywa Krytyka Polityczna w ujawnianiu tego kryzysu polskiej kultury o ktorym napisalas – pewnie ich czytasz

  19. M.R pisze:

    Krytyka Polityczna jako ekonomistę “poleca”
    prof T.Kowalika… nie wiem na ile jego poglądy są w pełni popierane przez KP… Ale tak jak Pan zauważył w składzie szeroko rozumianego zespołu nie ma uznanych ekonomistów czy też ogólnie rzecz biorąc naukowców o uznanej pozycji. Są to młodzi ludzie po filozofii, socjologii, polonistyce niektórzy na początku drogi akademickiej, niektórzy to krytycy literaccy czy teatralni, PEŁNI PYCHY i przekonani o swojej ważności i ważności swoich poglądów i co gorsza bardzo agresywni na niwie kultury w obronie swoich niby-racji, a zwłaszcza w obronie swoich (reżyserów, pisarzy, poetów jeśli pisarzem można nazwać np. taką S.Chutnik)

    czyli lewica “kulturowa” odgrzewająca w Polsce stare i nieświeże kotlety np. rewolucję kulturalną 1968 np w Ameryce… H.Marcuse, T.Adorno

    Dla mnie jest to jakaś elita szeroko władzy będąca beneficjentem tego systemu (no ale ja jestem absolutnym outsajderem…)

    Ta moja lewica (typu R.Bugaj najbliżej ale nie w pełni… a właściwie to G.Orwell też był socjalistą) to już dawno nie istnieje i jest wypierana i przesłonięta w świadomości zbiorowej właśnie przez taką lewicę postkomunistyczną (o ile to lewica) czy lewicę “kulturową” typu KP

    Kiedyś tymi realnymi buntownikami pragnącymi zmiany i zniszczenia panującego porządku była klasa robotnicza (czy też awangarda klasy robotniczej czyli partia… ha,ha
    bo klasa robotnicza mogła nie uświadamiać sobie prawidłowo swoich obiektywnych interesów… taki leninowski żargon czu nowo-mowa) teraz tym rozsadnikiem obecnego porządku mają być środowiska LGBT i ludzie sztuki zaangażowanej, bo klasa robotnicza jest przecież zadowolona
    taka sobie teoryjka, ale oni (KP) tak myślą…

    Zresztą jako wyznawca skrajnego indywidualizmu i pewnej metafizyki… takie problemy jak ekonomia, lewica itp itd spychają mnie w kierunku niepożądanym, w kierunku pewnej obiektywności, masowości…

  20. M.R pisze:

    “ze nowe pokolenie nie wniesie zmian, to Krytyka Polityczna byc moze jest przykladem tego, ze wzgledu na jej rozglos, bardzo chyba wymownym”

    aby zakończyć
    Pan Sierakowski kiedyś w pewnym wywiadzie powiedział, że prawdopodobnie KP pozostanie w sferze “metapolityki” … czyli będą do końca bawili się w lewice “kulturową” w ograniczonym kręgu osób i dla ograniczonego kręgi osób… oczywiście pozostając w sferze publicznej, w mediach, nagłaśniając to co robią… bo są przecież próżni, chcą rozgłosu, chcą hałasu…
    aż się zestarzeją i wtedy będą śmieszni…
    bo jeszcze młodzi niby-buntownicy to ujdzie
    ale starzy, dobrze ustawieni niby-buntownicy to śmieszne

  21. Ewa > kazimierz poznanski pisze:

    Wchodzę na sieciową stronę KP, jak piszę o książkach i czytam ich recenzje. Pożyczam też książki wydane przez KP w bibliotece. Na bieżąco witryny nie czytam, nie można wszystkiego czytać, a nie uważam, że to są rzeczy wartościowe. Przeczytałam wydanie papierowe „Polityka literatury. Przewodnik Krytyki Politycznej” z kwietnia 2009, które przysłał mi Patryk, bo leżało u nich w „Tygodniku Powszechnym” do rozdania za darmo. Ten numer składał się tylko z tekstów ludzi skupionych w KP, i to były bardzo słabe, wtórne teksty, niepotrzebnie drukowane, doraźna forma sieciowa dla nich jest absolutnie wystarczająca.
    Nowa Lewica Polska, którą reprezentuje KP, tak jak na całym świecie stara się zmienić swoje oblicze po kompromitacji i wyrodzeniu się marksistowskiej idei, o nowoczesny wizerunek człowieka, nie budowany, jak dawniej, na etosie pracy, ale na hedonizmie. To drobne przekierowanie powoduje jej jeszcze bardziej sekciarski profil, gdzie liczy się sympatyzowanie z ruchem, nie wartość sama w sobie. KP teraz podobne jest do ludzi chodzących do pracy, czyli do KP, gdzie dostaną zawsze wynagrodzenie. Tym sposobem nie ma żadnej konkurencji, od lat ci sami nudziarze piszą te swoje nudne artykuły albo feministyczne, albo ekologiczne, albo o sztuce zaangażowanej, często są to akademickie teksty, bo jak zauważyłeś Profesorze, Nowa Lewica jest bliska kampusowi. Tam nie chodzi o poszukiwanie talentu artystycznego, tylko produkowanie artefaktów. Ponieważ mają pieniądze, mają ludzi do roboty i mogą sobie wydawać w tych samych okładkach i Agnieszkę Graff i Zygmunta Baumana, sugerując, że to ten sam kaliber. W sumie są jeszcze bardziej szkodliwi, bo wszystko mieszają ze sobą i zamydlają, trzeba życie stracić, by ich namierzyć i wypunktować.

  22. Ewa > M.R pisze:

    Panie Marku, jacy tam młodzi. Kinga Dunin to mój rocznik.
    Można im wszystko wybaczyć, ale nie to, że nie zdołali przyciągnąć tam żadnych większych talentów. Jak na razie młodzi poeci zwabieni tam promocją nie rozwijają się, obserwuję regres u Jasia Kapeli czy u Szczepana Kopyta. Powieści ostatnich Tomasza Piątka jeszcze nie czytałam, ale on jest bardzo luźno z nimi związany. Natomiast radykalne skrzydło Igora Stokfiszewskiego i Jana Sowy bardzo niszczące, bo wprowadzające socjologię do sztuki, jako obowiązkowy komponent utworu artystycznego, w moim pojęciu zabieg niedopuszczalny. Podobnie ekologia nie mająca nic wspólnego z takim np. Johnem Muir, którego „spotkałam” dopiero w Mount Rainier National Park w Stanach, któremu chodziło o duchowe odrodzenie człowieka w kontakcie z przyrodą, obudzenie w nim pierwotnej tęsknoty za Rajem.

  23. M.R pisze:

    bardzo ciekawe dla mnie spostrzeżenie
    Nowa Lewica oparta nie na etosie pracy… ale na hedonizmie

    ale kończę już bo wyczerpałem limit cierpliwości
    (a jak Pani pisze trzeba życie stracić by ich namierzyć i wypunktować… w sumie oprócz tych wielkich nazwisk to mało interesujące towarzystwo… ale niezmiernie agresywne)

  24. Ewa pisze:

    właśnie się dowiedziałam, że jest cisza przedwyborcza, więc musimy dyskusję zawiesić. Ani mru mru.

  25. kazimierz poznanski>Ewa pisze:

    cicho

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *