XXXVI AKTÓW (XVII)

AKT XVII

Zmierzch się przetacza, znikam w trudzie
wciąż metodycznie, miarodajnie, znikam, jak znika w mroku twarz,
przechodzą ludzie, dręczą ludzie, a ja przechodzę wciąż w nietrwanie.
Spotkanie z tobą, to jest złudzie
kolejny hołd ostatni raz
oddany. Losom pustym da przypadek nikły, jak morze daje szansę,
lecz nie poszuka nikt rozbitka, skieruje na trupa latarnię,
bo wiedzą, bo się dowiedzieli, że nie ma nic, że nocne głosy
to tylko syren jęki w pianie,
a cienie, to ich długie włosy,
a jeśli już, to w majonezie syrena, w modnej restauracji
bo czemu nie, skoro jej nie ma, to warto pokosztować ciało
(fikcja jest smakowitsza prościej, bo mija koralowe rafy
strachu zwątpienia w słuszność racji).
Zniknie w przełyku ciała białość,
język z odrazą zwróci ości,
pochwali nowość w menu gości,
nic się nie stało, nic się nie stało, ot, talerze
białe i puste. Znikam trafem
przepadku wierzeń
w coś, co zdarzyło się syrenio
jak wyło w portach, kiedy statki
słały sygnały w morza noc,
trwałam na horyzoncie niemo
twojego snu troskliwej matki
bezradnej w swojej zaradności,
by płód mój przetrwał. Nie ma roszczeń,
gdy nie ma płodu, poronienia, śladu. Śpiew syreni
jest uduszony. Ja, to owoc
zaniku czasu i przestrzeni.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2010, Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *