WIERSZE WIĘZIENNE (4)

PIEŚNI BZOWEJ BABULEŃKI


Pieśń piąta (zimna wiosna)

Umilkł twój wpływ. Milczenie
kosmiczne jest i zimne. Człowiek
tak jak i Bóg. On nie odpowie.
ani na wiem, ani na nie wiem.
Przymrozek kwiaty wiśni białe
dotknął boleśnie, lecz nie zniszczył.
Słowa, to są obszary całe
jak w walce oręż. I jak zgliszcza.
Nic nie mów. Bolą słowa.
Boli milczenie. Bolisz stale.
Przyroda rani, człowiek woła.
Wołam, nie odpowiadaj dalej…
W tej wiośnie zimnej jeszcze trochę
pobędę. Innym wiosna inna.
Dla nich to tylko stany płoche.
Dla mnie śmiertelne dawki zimna.


Pieśń szósta (sobota)

W sobotę, w maju, kiedy było
tak aksamitnie… Sok jak krew
tętnił w ogrodach. To rodziło
doroczny zachwyt. W rdzeniu drzew
kwitnących kipiał niespełniony,
pełen napięcia i nadmiaru
przymus przedarcia w życia strony
rozpusty, lubieżności, żaru,
w to, co nie dane nam, ściszonych,
pokornych, pod brzemieniem losu.
Sobotę tobie dam, byś wolny
napełnił swoim krzykiem głosy.


Pieśń siódma (bez w maju)

Ponuro jest w tę zimną wiosnę,
gdy wymiar przemian kosmos wzrusza.
Po mieście w deszczu się poruszam,
bez już do ciebie roszczeń.
Ludzie i psy, i bzy osobne,
i deszcz pocięty w drobne krople.
Świat rozpadł się. Scali go w oknie
twa twarz dopiero. Lecz wygodniej
tobie, osobno i bez wzruszeń,
bez jakiejkolwiek spojrzeń na mnie
w woal firanki, damy godnej
patrzysz w bez mokry i bez duszy.


Pieśń ósma (zimno)

Milczenie to wymowne trwanie
i rani tak, jak rani słowo.
Miało być ciepło. Rozmawianie
to obietnica terminowa.
Milczenie śmiercią jest niewielką
cichą, niewinną, jak brak czasu.
Jak krew, co cieknie. Jak nadzieja.
Jak opozycja dla hałasu.
Milczenie. Drży wciąż słowo puste,
i Nic już mości się i głuchnie.
Przez zaciśnięte twoje usta,
sączy się jad trucizny we mnie.


Pieśń dziewiąta (uległość)

Nie trzeba tak nie być prawdziwie.
Nie być na niby, także boli.
Jest obcowanie rozciągliwe,
jest to, co jest, bez twojej woli.
Stwarzam cię po to, byś nie istniał
i twoje dłonie mnie nie brały.
Uległość twoja, to filistra
pozorna niechęć do ofiary.
Pozorna jest twoja przezorność.
Wiem tak jak ty, że w wolnym bycie
byłbyś i byłabym powolna:
ty mnie, ja tobie. Tak jak życie.


Pieśń dziesiąta (słowa)

Nie mogę już słów aż tak wiele
wydatkować w nieskończoność.
Słowo po słowie się wciąż miele,
A na początku wciąż jest słowo.
Oddam i zniszczę i zamilknę.
Będę, jak twierdza i głębina.
A będziesz w słowie jak ojczyzna.
A będziesz w słowie jak ma wina.


Pieśń jedenasta (***)

Jeszcze nie przyszedł czas, gdy głodu
już nie nasycisz. Las wstaje wolno z pory spania.
W strumieniu jeszcze bryły lodu,
a w tobie kiełki pożądania.
Tulą się leśne mchy i wrzosy
Drżą z zimna jaskry i kaczeńce
Tarniny kwitną tak jak osty
kwiatami zakrywając ciernie.
Nim wzrośnie twoje pożądanie
przeminie płodność. Sezon minie.
Dominowanie i gadanie
odnajdzie pustkę. Bo czas płynie…


Pieśń dwunasta ( zimny maj)

Maj zimny. Nie wiem o tobie nic. Jedynie,
że zimny jest ten wokół ciebie,
obszar uczucia. Obszar w zimie
wiosny młodości. Obszar nie wiem.
Nie wiem i tego w zimnym świecie,
że może jesteś nie tą cząstką
piękna od zła, co się planecie
łatwiej przydarza, niż z gorączką
ducha młodości zadławienie
i przyciąganie w zimnie maja.
Gdy świat szaleje. Gdy ja nie wiem,
a ty wiesz. Czemu się nie starasz?
I, chociaż nic się nie rozwija
i nieruchomo maj jest zimny,
to strzępy słów, jak twarz niczyja
przychodzą do mnie z twej przyczyny.
Przychodzą, by kiełkować we mnie,
mimo dni zimnych we mnie wnikać.
Mimo, że rosną daremnie,
bez ciepłej ręki ogrodnika.


Pieśń trzynasta (bzy w maju)

Uboga jest, a splendor maja,
nagle wykwita bzem na ściany.
I płot ubogi, czarna zgraja
kur i sad słońcem kropkowany.
Tobie zapłonąć na nic zda się.
Wiedziesz sprawdzone życiem życie.
A bez też zakwitł na tarasie
twojego domu. Lecz w zachwycie
tylko ja jestem. Choć niczyje
bzy są przy chatach i przy tobie.
Wbrew wzgardzie twojej dał przywilej
Bóg. Tylko dla mnie zakwitł ogień.


Pieśń czternasta (konwalie w maju)

Dziewczęta dziś konwalie niosą
w niedzieli wiejskiej świętowanie,
a po kościele festyn. W bramie
chłód i spotkania z żądzą nocną.
Chłopcy w koszulach białych ciasno
spętani formą i przemocą,
upiją się, by w bramie nocą
przeżyć nareszcie chwilę własną.
Zapach trwa krótko. Konwalnianie,
czysto smakuje zakochanie,
mrok i zatęchły odór w bramie
moczu i spermy. Zanim krzyknie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2010, Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na WIERSZE WIĘZIENNE (4)

  1. Jonatan pisze:

    Już za późno juz sie stalo tak mnie zycie ukaralo lecz wytrzymam tu do konca by zobaczyc promyk slonca !

  2. Ewa pisze:

    W więzieniu powstawały arcydzieła Mirabeau, de Sade’a, Jana od Krzyża. Swoje piosenki w więzieniu napisał Jan Kelus. „Don Kichot” czy „Robinson” to literatura więzienna. Gorsze jest uwięzienie w drugim człowieku, wątpię, by z tego powstała wielka literatura. Promyka słońca nie uświadczysz, bo pod cieniutką warstwą człowieczeństwa jest zazwyczaj martwa maszyna nie mogąca dać żadnej inspiracji twórczej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *