PIEŚNI BZOWEJ BABULEŃKI
Ud af det Virkelige voxer just det forunderligste Eventyr.
(Właśnie z rzeczywistości rodzi się najdziwniejsza baśń w świecie.)
„Bzowa babuleńka” Hans Christian Andersena
Pieśń pierwsza (bzy)
Bzy już w deszczowy dzień nareszcie,
zakwitły. Pachną i wpływają,
chmury liliowe w szarym mieście,
obłoki narkotycznych stanów!
Nie ma cię już i już nie będzie,
nie byłeś nigdy w rytuale,
bzy przekwitają, kwitnąc wszędzie,
ty byłeś wszędzie, chociaż wcale.
Podążasz tam, gdzie bez jest stanem
ogląda się go coraz prościej,
rozciągliwość w nim jest karnawałem,
chwila, to znak nieśmiertelności.
Pieśń druga (kasztany)
I co, że kwitły tego roku
późno, zsypując śniegu płatki.
Pod nimi i tak nikt nie siedział
z nas. I drugiego nikt zagadki
badać nie pragnął. A kasztany
w alei. Wiatr podniebny hasał,
kremowych płatków rozesłanych
zimny i obojętny asfalt
wydał na pastwę butów obcych
i je spotwarzał, i bezcześcił,
chodzili tędy ładni chłopcy,
i tylko amarantu kropki
patrzyły, zanim ulic błoto
ich nie rozniosło. Późna wiosna
szeptali. Późne jest niemotą
i niema jest skarga miłosna.
Pieśń trzecia (konwalie)
Jeszcze stulone w rurki wąskie,
jeszcze czekają w rezygnacji,
kiedy zakwitną, będą obce,
będą niczyje w alienacji.
Ktoś powysuwa z rurek wąskich,
ktoś, kogo zapach nie zdumiewa,
krople zieleni bladej. Pąki
niewinnej bieli. Komuś trzeba
dać bukiet. A on, obojętnie,
a on, esteta. On, ktoś obcy,
położy gdzieś. Konwalia więdnie.
Niemo. Bez uczuć i pomocy.
Pieśń czwarta (niezapominajki)
Może ta drżąca przestrzeń w masie
niebieskich kwiatków, to symbole
ludzkich niespełnień. Wielość w klasie
pożądań. W morzu tych pokoleń
samotnych, których osobności
głodne. Niebieskie falowanie
prośbą daremną o tych gości,
którzy nie przyszli na spotkanie
proszone. Uczta już wydana.
Oni nie przyszli. Obcy przyszli
nie ci. Wzgardzili ucztą Pana.
Błękit jest smutny. Tak jak myśli.
c.d.n.