SEATTLE

Świat się rozpryśnie w złota wory! Rozsypie podmuch gigantyczny
cekinów, pereł, szkieł dymionych i lampek rój, i świecidełek,
i wszystko dane na talerzu, wszystko w zasięgu tylko ręki!
Ten świat jest twój. Ja wizytuję jedynie nocą twoje lęki.

Drzwi uchylone. Moja głowa włożona, by hałas uliczny
w zgiełku niewiedzy, w rojnym stanie uporządkować, dać nadzieję
i wyjść. I nic już się nie zdarzy. Nic, prócz pustyni i pustkowia
tam, gdzie są tylko: myśl i słowa.

Pamiętasz, kiedy w roku ósmym mojego tutaj przebywania, w roku przełomu,
się zdawało, że jest tak dużo! Było mało,
było tak tycio i tak nikle, tak trzeba było to rozniecać, że kłaniał
się kalendarz nisko, by nim przyziemnie nie uderzać, by się nie kłaniać byle komu,
i, by kłanianie nie bolało.
Może to przewidziała Ania,
może Josif Wissarionowicz, może i wiedział to Obama, że czas się żuje,
a nie traci. Gumą jest wtedy, gdy bogaci nas wrażeń nowych kicz podniebny!
Potem jest zwrotem. Te drobiny wymiocin barwnych, których mało
zostawia pamięć na osłodę, to są obrazy. Seattle to miasto ciągle młode
nawet jak geriatryczne trwanie w nim się zalęgnie, to kochanie
zawsze istnieje w stanie czystym. Bo Seattle czuje,
Seattle widzi, węszy i błyszczeć się nie wstydzi. W noc,
w której twe sny neurotyczne w obsesji kobiet, nieosiągalnych nigdy przecież
jedynym szczęściem są na ziemi. Twe miasto w małym jest powiecie.

svgallery=seattle

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2008, Nie daję ci czytać moich wierszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *