Guantanamera

Kobiety na internetowych forach szaleją za Andym Garcia.
Wprawdzie rodowity hawańczyk opuścił ojczyznę mając pięć lat, to stworzył może jedyny w USA film naprawdę kubański.
Nie udało się zilustrować sowieckiej rewolucji Doktorem Żywago, udało się zimitować rewolucję kubańską.

Film zawiera wszystko, za czym zmarły w ubiegłym roku (film też w tym roku wszedł na ekrany) scenarzysta filmu „Hawana, miasto utracone”, dysydent Guillermo Cabrera Infante, tęsknił.
Scenariusz więc przepojony jest muzyką, zmysłowością, idealizmem głównego bohatera, wiedzącego po czyjej stronie jest wolność.

Schemat, rażący banałem wielu recenzentów jest jednak środkiem artystycznym, adekwatnym dla latynoskiej sagi rodzinnej, pełnej wysokich aspiracji kulturowych rodem z Hiszpanii, a więc i radykalnego, zdecydowanego gestu, koloru i uczuć.
Zgrzebność Rewolucji 1959 dokumentują zdjęcia pokazywane w czarnobiałym telewizorze. Są jednoczesnie kontrastem plaż, palm i pięknych kobiet, czyli utratą na rzecz pierwszego.
Gazik wojskowy jadący nieskazitelną plażą, a w nich Che i Fidel to przecież umowność.

Wszystko, co kubańskie, co twórcy, emigranci kubańscy chcą wydobyć i pokazać światu, to proste przesłanie.
Może niemożliwe w świecie polityki, gdzie imperialistyczny postkolonializm rządów kacyka Batisty zamieniony został na sowiecki komunizm Castro. Natomiast możliwy w świecie ducha.
Autorzy filmu nachalnie wznoszą się ponad materialny porządek prawa i państwa. Istotą narodu jest rajskie piękno wyspy wraz z jej mieszkańcami, z murzyńskim rytmem starszym od tymczasowości ziemskiego porządku.

Nie na darmo reżyser i odtwórca głównej roli, Andy Garcia, jest w filmie tancerzem i skutecznie tworzy profesjonalne kluby taneczne.

Wiadomo, że śmierć Fidela Castro nie rozwiąże problemu wyspy, gdzie wyhodowano już upiory i demony.
Ale film zwraca uwagę na istotę miejsca na ziemi, wyjątkowo obdarzonego boskim imperatywem stwórczym, gdzie wciąż żyją jeszcze niezniszczalne jego pierwiastki.
I nie na darmo na szalę wartości autorzy filmu rzucili wszystko, co na Kubie piękne, uduchowione.
Kończą film strofy sławnego wiersza, gdzie wielki modernista kubański, Jose Marti, podobie jak Cabrera skazany na banicję wraca geniuszem poety do miejsca, które ofiarowało mu dajmoniona i uaktywniło w nim poezję.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *