LATA PIĘĆDZIESIĄTE POSZERZONE (28)

Rozdział VIII

Rudek (21)
Nie wiadomo było, czy rzeczywiście Związek Radziecki dostał gorszą część miasta. Rudek przemieszczał się po pracy po całym Berlinie i był nieustannie zachwycony.
Był zakwaterowany w Belinie z grupą 10 specjalistów z Polski w schludnym hotelu robotniczym i codziennie stawiał się w Biurze Projektów Górniczych mieszczącym się przy Wallstraße 9-13 w przepięknej, dziewiętnastowiecznej kamienicy z fasadą w stylu art deco, z ogromnym terytorium biurowym dla siedmiuset pracowników. Z okien widać było Szprewę, a wszystkie negocjacje, seminaria i konferencje przebiegały jak w zegarku, tak, że niczego nie przedłużano i każdy po pracy mógł iść gdzie chce, i jeść co chce dzięki wysokim w ich mniemaniu, wypłaconym dietom.
Wokół biura było pełno restauracji, ale on wsiadał do U-Bahny na stacji Spittelmarkt, która znajdowała się naprzeciwko biura.
Chciał wszystko zwiedzić sam, a czasu po pracy było mało. Kiedy znalazł się na Frankfurter Tor, na placu-początku Stalinallee znanej mu z Kroniki Filmowej pokazującej coroczne pochody pierwszomajowe, oglądał uważnie budowle powstałe z cegieł rozbiórkowych. Ta część miasta była całkowicie zbombardowana i porządkujące gruz kobiety dostały tu mieszkania w pierwszym rzędzie. Uderzyły go dwa symetryczne wieżowce z zielonymi kopułami zamiast dachów, stojące po obu stronach szerokiej ulicy przypominające zrodzone z tego samego ducha wieżowce, takie jak warszawski Pałac Kultury, Moskiewski Uniwersytet Łomonosowa i reszta radzieckich drapaczy chmur wzniesionych rękami więźniów Gułagu.
Wiedział z opowiadań Niemców, kolegów z pracy, którzy ściszonym głosem mówili, że mieszka tu przede wszystkim elita berlińska i że nie tylko jest to dzielnica mieszkalna dla członków KC SPJN, ale i dla reżimowych artystów, architektów i aktorów. Że w tych ośmiokondygnacyjnych, a dalej jedenastokondygnacyjnych domach, których elewacje wyłożono ceramicznymi płytami, są pięciopokojowe mieszkania o powierzchni nawet i 160 metrów kwadratowych, wyposażone luksusowo. Wiedział z Wolnej Europy, że właśnie tutaj rozpoczął się strajk robotników budujących te domy, który zachęcił do buntu całe NRD. Z suchych notatek w gazetach polskich o tym wydarzeniu wynikało, że były to „faszystowskie prowokacje” dążące do „faszystowskiego zamachu stanu” sterowane imperialistycznymi zakusami Berlina Zachodniego. Że w wyniku intensywnego oporu ludności, zwłaszcza klasy robotniczej i pomocy Armii Czerwonej, zamach został pomyślnie udaremniony.
Wolna Europa donosiła, że protest rozpoczął się na Stalinallee obok stacji metra Marchlewskistraße. Wszystko to pieczołowicie odszukał zaglądając do klatek schodowych, odczytując solidne kamienne napisy na kamiennych tablicach wmontowanych w mury, na których widniały też lata budowy obiektu. Jak pamiętał, 17 czerwca 1953 w powstaniu niedożywionych robotników pracujących za głodowe pensje wzięło udział sto pięćdziesiąt tysięcy, a tłumiło je ugrupowanie operacyjno-strategiczne wojsk radzieckich w Niemczech Wschodnich stacjonujące tuż obok, 40 km od Berlina.
Do tłumienia wezwano jedynie dwie dywizje w tym 600 czołgów, 20000 żołnierzy i 15000 milicjantów.
Teraz, jak szedł Stalinallee, gdzie młode jeszcze drzewa zabarwiały się jesiennymi kolorami, nic nie wskazywało na to, że ktoś jest tutaj niezadowolony, jednak przechodnie zdawali się być nieobecni, szli w pośpiechu, osobno, jakby świat wokół nich nie istniał. Kiedy próbował kogoś spytać o ulicę, nikt się nie zatrzymywał i nie odpowiadał na pytania. Podobno w tym tłumie, który teraz mijał, byli agenci STASI, ale oprócz grupek żołnierzy, schludnie ubranych przechodniów, chłopców w chustkach pionierów, nikogo niebezpiecznego nie rozpoznawał.
Kupił w jednym z licznych kiosków o kształcie bryły zwężającej się ku dołowi, gdzie na ladzie leżała „Prawda” i „Izwiestija”, 20 fenigowe znaczki i kolorowe pocztówki. Na znaczkach powtórzono charakterystyczną cyfrę pięć oznaczającą „5-letni plan” widniejącą co krok na plakatach i płótnach zawieszonych na fasadach kamienic. Czerwony znaczek pocztowy przedstawiał rodzinę stojącą na Stalinallee przed wieżowcem, w pobliżu stacji metra Marchlewskistraße.
Kiedy Rudek dotarł na Strausbergerplatz do pomnika Stalina, przeraził się, że w ogóle jest. To, że pomnik jeszcze tu stał, kiedy już wszystkie pomniki i obrazy Stalina w Polsce zostały wstydliwie pozabierane z ulic, urzędów, szkół i przedszkoli, było dla Rudka niepokojące, tak jak nazwa tej szerokiej ulicy.
Niemal pięciometrowy, wysoki jak kamienica posąg z brązu Stalina w mundurze trzymającym religijnym gestem w lewej ręce zwój papieru stał na lekko zwężającym się, około trzech metrów wysokości, bogato zdobionym cokole z marmuru. Rudek przypomniał sobie, że właśnie ten pomnik, jak donosiła Wolna Europa w 1953, obrzucono kamieniami. Stał przed Deutsche Sporthalle, pięknym, klasycystycznym budynkiem hali sportowej i wystawowej z kolumnami i posągami greckich bogów.
Wszystkie budynki na Stalinallee były piękne, dostojne i przypomniały amerykańskie drapacze chmur. Było tu siedem pałaców dla robotników.
Podążał w stronę Alexanderplatz mijając kawiarnie z parasolami, witryny sklepów z markizami i dwa rzędy ciężkich, imperialistycznych latarń w stylu art deco.
Idąc dalej dotarł do placu Alex, który po wspaniałościach Stalinallee sprawiał ubogie wrażenie. Robiło się późno, szybko przeszedł Unter den Linden w kierunku Bramy Brandenburskiej. Stali tu radzieccy żołnierze w długich płaszczach z karabinami założonymi na plecy. Jak się potem przekonał stali też po drugiej strony Bramy na przedłużeniu Unter den Linden – Straße des 17. Juni – ku przestrodze, nazwanej tak od daty masakry powstania czerwcowego zduszonego przez władze NRD.
Po prawej stał Pomnik, do którego widząc pełniących wartę żołnierzy, Rudek się nawet nie zbliżył, patrząc na skrzącą się w oddali złotem gigantyczną kolumnę z aniołem.
Tylko jeszcze straż nosiła mundury. Podobno większość amerykańskich oficerów w Berlinie Zachodnim było szpiegami i radzieccy oficerowie też byli szpiegami lub wspierali szpiegów. Ale nie było ich widać. Poubierani w drogie garnitury nie różnili się od berlińczyków.
Po kilku dniach Rudek zauważył istotną różnicę: Berlin Zachodni tętnił pełnią życia, wolności, na ulicach Berlina Wschodniego ludzie przemykali ze spuszczonymi głowami.
I wolał jechać do Berlina Zachodniego. Szybko pochłaniał w Schnellimbisse na skrzyżowaniu Kantstrasse z i Kaiser-Friedrich-Strasse z napisem GUTEN APPETIT! sałatkę ziemniaczaną z octem i skwarkami, pommes i currywurst. Kiełbasa z hinduskim curry była nowością powojenną, daniem powstałym dzięki przywożonemu tutaj przez Amerykanów keczupowi. Widocznie Amerykanie nie mogli znieść niemieckiego jedzenia. Rudek też nie znosił jedzenia niemieckiego, był przyzwyczajony do wschodniej kuchni Krystyny, pierogi ruskie wprost uwielbiał, ale nawet w strefie radzieckiej takich dań nie było. Toteż nie bardzo mu smakowało, ale zachwycał się plastikowymi, barwnymi tackami i samoobsługą w barach. Zresztą, wszystko tu było w kolorach mondrianowskich, czystych i takich, jakie wprowadzał w swoje mieszkanie na Koszutce projektując podłogę z papy. Tylko polskie kolory podstawowe nie miały tej czystości i jakości, ale na to wpływu nie miał.
Przez kolejne dni kontynuował zwiedzanie Berlina i dzięki szybkiemu przemieszczaniu się metrem. U-Bahn podziemny, jak i S-Ban naziemny były własnością NRD i mógł bez przeszkód wsiadać i wysiadać, gdzie chciał. Rudek miał zawsze wykupiony bilet za 40 fenigów wschodnioniemieckich w obie strony. Rząd Berlina Wschodniego nalegał, by była jedna waluta dla wszystkich sektorów, ale bezskutecznie. Wprawdzie Eastmark przeliczano tak samo, jak Westmark, ale dolar po wschodniej stronie był wart czterokrotnie więcej niż w Zachodnim Berlinie. W żółtych wagonach metra zawsze, kiedykolwiek wsiadał, było mnóstwo podróżnych i jak się dowiedział we wszystkich czterech sektorach pracownicy kursowali do pracy, dostając pensję w markach liczonych tak samo, ale wartość ich była inna. Kolejka służyła też do ucieczek ze strefy radzieckiej, gdyż na granicy były straże i wystarczyło tylko przyjechać do Berlina, by bez problemu opuścić NRD i zamieszkać w RFN. Korzystało z tego coraz więcej Niemców. W kolejce była wolność, nikt nie miał prawa nikogo w niej zatrzymywać.
Często nie bacząc na koszty przysiadywał przed Café Kranzler, gdzie usłużni kelnerzy przy jesiennej wilgoci i chłodzie wieczoru przynosili koce. Jego koledzy tego nie robili, w każdym razie się nie przyznawali, chcąc całe niemal diety przywieźć do domu. Nad głową błyszczały neony, neon hotelu Kempinki ze względu na nazwę, świecił znajomo. Kobiety siedzące obok nosiły rozkloszowane płaszcze w jaskrawych, ale szlachetnych, czystych kolorach. Były w tali wcięte jak osy i na głowach miały wykwintne kapelusiki, a obowiązkowe rękawiczki zazwyczaj w kolorze butów na obcasach zwisały nonszalancko z blatu stolika. Rudek kurczył się, chowając swój prochowiec za poręcz krzesła. Zamawiał kawę, chociaż kawy nie lubił, gdyż pił zazwyczaj tylko zbożową z mlekiem, ale zamawiał z ekspresu ciesząc się, że tak dobrze zna niemiecki.
W automacie na Kurfürstendamm wyskoczyła mu butelka coca-coli, którą pił po raz pierwszy w życiu. Cała ta elegancka ulica Berlina Zachodniego z towarzyszącym mu cały czas widokiem ruin zbombardowanego kościoła Kaiser-Wilhelm była olśniewająca i nawet przed wojną niczego tak wspaniałego nie widział. Wszelkie barwne plakaty, szyldy i banery kusiły loteriami, kasynami, dansingami, nocnymi kabaretami i rozpustą. Z polskich gazet wiedział, że to wszystko jest fikcją, że te sklepy to przykrywka dla brudnych niemieckich interesów, szpiegów, knowań imperialnych, prostytutek, agentów, wywrotowców i wszelkiego łajdactwa bezkarnie prosperującego pod pozorem rzekomego dobrobytu.
Jednak nic na to nie wskazywało. Ludzie chodzili tu uśmiechnięci, rozluźnieni i barwnie, elegancko ubrani. Na wystawach kusiły w ogromnych ilościach i rodzajach pralki, telewizory, lodówki, odkurzacze. Wszedł i kupił dla Krystyny elektrolux, który miał na długim drążku niklowanym silnik i worek.
Rudek szedł rozglądając się ulicą, po której jeździły oszałamiające samochody. Postanowił odwiedzić jeszcze bardziej luksusowe dzielnice Zachodniego Berlina i pojechał na południe, do Schönebergu, gdzie wstąpił do przepięknego, wielokondygnacyjnego, właśnie odbudowanego po zbombardowaniu dachu KaDeWe. W tym domu towarowym, kuszącym na dole wszelkim jadłem, na podniebnym, oszklonym piętrze restauracją, a na piętrach luksusowymi ubraniami pięknie zainscenizowanymi na manekinach, poszukał działu zabawek i kupił lalkę.
Z okien S-Bhany oglądał zrujnowane wille, stosy kamieni i wystające druty, i wszechobecne napisy ACHTUNG!
Ale niedawno całkowicie zrujnowany Reichstag był już odbudowywany, a w części już wyremontowanej urządzono muzeum historyczne, pozbawiając budynek akcentów militarnych i tych odnoszących się do mitologii germańskiej. Przemierzał mosty na Szprewie, jechał do Charlottenburga, wracał na Plac Marksa i Engelsa, na Aleję Lenina, na Unter den Linden bez lip…
Tymczasem, jak wynikało z rozmów z kolegami przy piwie w hotelowym holu, Chruszczow w Moskwie wzywał do zakończenia okupacji Berlina. Naciskał, by Berlin stał się „wolnym miastem”. Niemcy Zachodnie osiągnęły właśnie cud gospodarczy i kanclerz Konrad Adenauer dążył za wszelką cenę do zjednoczenia Niemiec, nie uznając granic na Odrze i Nysie i aneksji Ziem Odzyskanych. Uzbrojeni przez Stany Zjednoczone w ramach NATO, dla Kremla stanowili zagrożenie. Polska, jako bufor miedzy potencjalnymi agresorami bała się najbardziej, a z nią przebywający właśnie w Berlinie Polacy świadomi toczących się w Moskwie rozmów z Ulbrichtem.
Innym niepokojem Kremla były coraz to liczniejsze przechodzenie Niemców do bardziej sytej niemieckiej strony, do RFN. Plakaty w NRD nawoływały do budowania socjalistycznej ojczyzny, ale chodzili po ulicy ubrani biednie, mieszkali w szarych blokach, na których przydział czekało się latami. Na luksus posiadania lodówki, rok, na pralkę dwa lata. Na samochód trzeba było się zapisać i czekać w kolejce. Uciekali więc wszyscy, robotnicy, lekarze, inżynierowie, naukowcy, nauczyciele, studenci. Coraz trudniej było ich zastąpić. Wprowadzono kary więzienia za ucieczki. Odpływ uchodźców z radzieckiej strefy okupacyjnej zachodniej dotyczył głównie ludzi w wieku produkcyjnym. Chruszczow próbował wprowadzić pełną kontrolę nad metrem, ale nie uzyskał zgody sektorów. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja optowały za swobodnym dostępem do miasta.
W ostatni dzień pobytu w NRD Rudek pojechał na południe Belina, chciał zdążyć jeszcze zobaczyć Pomnik Żołnierzy Radzieckich w Treptower Park. Park tonął już w jesiennej czerwieni i nie było w nim nikogo.
Do Mauzoleum Pamięci Żołnierzy Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, gdzie pochowano tysiące, gdyż tu właśnie odbyły się najkrwawsze walki, wszedł przez łuk triumfalny z szarego granitu pokrytego napisami. Wszedł w 10 hektarową przestrzeń, gdzie wszystko przerażało i powalało na kolana.
Faktycznie, było się czego bać. Mijając gigantyczny posąg zamyślonej kobiety symbolizującej Matkę Rosję opłakującą swych synów, zobaczył na horyzoncie monstrualne postacie: dwóch żołnierzy zwrócone do siebie twarzami w pozycji klęczącej. Za ich plecami, jak wiszący topór, widniały symetryczne trójkąty czerwonego marmuru. Czerwony marmur pochodził z posadzek Kancelarii Trzeciej Rzeszy. Gdy podszedł, Rudek zorientował się, że są to kamienne flagi na pół wzniesione w hołdzie poległym, a drobiazgowo odlane z brązu, zdawało się jeszcze dymiące pepesze przy boku klęczących żołnierzy-gierojów pozabijały niejednego. Rudek, czytając napisy w dwóch językach wyryte na grobach–sarkofagach nie mógł się zorientować, ilu leży tutaj trupów, gdyż Stalin kazał zdążyć z wyzwoleniem na pierwszego maja, by uczcić ten dzień zdobyciem Berlina i w tym szaleństwie wzajemnego mordowania nie liczył się człowiek, a jedynie czas.
Wśród płaskorzeźb z wieńców laurowych, żołnierzy, wizerunków Lenina, chłopów i proletariuszy, Rudek usiłował przeczytać wypowiedzi Józefa Stalina po rosyjsku i niemiecku, ale szybko go to znużyło.
Doszedł do kopca, na którym stała kaplica. Na szczyt wiodły kamienne schody. W środku małej rotundy na ścianach były mozaiki na modłę bizantyjską z dużą ilością złota, z wizerunkiem kobiety-madonny, wszystko miało jednoznacznie chrześcijański, prawosławny wydźwięk.
Na dachu rotundy stał 12 metrowy żołnierz radziecki i robił wiele rzeczy na raz: deptał butem wojskowym swastykę, zaciskał jedną dłonią miecz, drugą dłonią małą dziewczynkę. Rudek, żeby ochłonąć, poszedł nad wodę, gdzie pływały kaczki. Jutro opuszczał Berlin.

Rudek wracał do Turoszowa przez Wrocław i wstąpił do Leszków. Wręczył swojej chrześniaczce Mirce kupioną w Berlinie nylonową lalkę. Leszek i Renia nie byli zainteresowani ani jego pobytem w Berlinie, ani samym Berlinem, toteż szybko się pożegnał i pojechał tramwajem na dworzec.
Tymczasem na fali odwilży udało się generała Rokossowskiego wysłać do ZSRR, przemianowano szybko nazwę ulicy i jak przybył tu, ulica w Bogatyni, gdzie była siedziba Dyrekcji Kombinatu „Turów” nazywała się już ulicą 11 Armii Wojska Polskiego.
Po powrocie z Berlina w Turoszowie, w tak wspaniale zapowiadającym się miejscu pracy nagle zaczęło się wszystko psuć. Wdał się w bójkę w autobusie, rozdzielając dwóch bijących się mężczyzn zupełnie mu obcych, którzy, kiedy zaczął bronić słabszego i ich rozdzielać, rzucili się na niego i go pobili. Incydent dotarł do Naczelnego i wyciągnięto wobec Rudka karne konsekwencje przenosząc go na niższe stanowisko. Tam natychmiast skonfliktował się z zasiedziałymi już pracownikami nie tolerującymi nowych. Ministerstwo upomniało się o niego i przywrócono mu dawne stanowisko. Jednak już niczego nie dało się uratować. Rozpoczęły się też niekończące się konflikty na tle zawodowym.
Mimo najlepszej opinii sumiennego pracownika, Rudek postanowił wrócić do Katowic. Nie było to łatwe, bo miał pozaczynane różne projekty, udało mu się dopiero do macierzystego Biura Projektów Górniczych wrócić w lipcu 1959 roku.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2021, dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *