Tak to już z człowiekiem jest, że miłość wszechogarniająca, czyli uczucie wyższe i duchowe, nie omija też gigantycznych tyranów naszych czasów.
Wiadomo bowiem, że wielka przyjaźń noblisty Garcii Marqueza do Fidela Castro jest wzajemna.
Warto śledzić, jak na naszych oczach odchodzi dyktator nietuzinkowy, nie zwężony i uaktywniający wszelkie deformacje społeczne do równie gigantycznych rozmiarów.
Ale, by zrozumieć, że historia kołem się toczy – chociażby na przykładzie dzisiejszych doniesień prasowych – jak to polski minister edukacji walczy z boskim błogosławieństwem macierzyństwa, trzeba przeczytać młodzieńcze opowiadania Guillero Cabrera Infante.
“Odpływająca fala” to wydane w Polsce w 1965 roku, na “fali” wielkiej komunistycznej przyjaźni naszych narodów, doskonałe opowiadania zaangażowanego w Rewolucję młodego pisarza.
I podobnie jak Czesław Miłosz poprzez służbę w dyplomacji ucieknie raz na zawsze z rajskiej wyspy, pozostawi nie tylko wstrząsające literackie ślady rządów Fidela Castro, ale też jego poprzednika, Fulgencio Batisty.
Właśnie o tym ponurym okresie historii Kuby są krótkie opowiadania młodzieńczego debiutu Kubańczyka.
Guillermo Cabrera Infante zmarł w ubiegłym roku nie doczekawszy, jak Mojżesz, powrotu na Ziemię Obiecaną.
Nadchodzący rok 2007 wróżący śmierć Fidela Castro to też i śmierć obiektu miłości.
Zapłakany Marguez zaklina się, że Kuby, w przeciwieństwie pewnie do marzeń Infante, nie odwiedzi już, bo pustki po zmarłym przyjacielu nie zniesie.
Znamy w literaturze wielkie, odwzajemnione miłości: Ery Pounda do Benito Mussoliniego, Jorge Luisa Borgesa do Augusto Pinocheta, Włodzimierza Majakowskiego do Józefa Stalina, Knuta Hamsuna do Adolfa Hitlera (polskich nazwisk dla przyzwoitości okresu świątecznego już nie wymienię).
Warto pomyśleć o miłości, którą artysta kieruje do konkretnego człowieka, a nie do trzech pomarańczy.
Opowiadania Infante kończy opis więzienia, ulubionej przestrzeniu duchowej wszelkich tyranów:
“Powiedzcie mojej żonie Feli, pasaż Romay 15, numeru nie pamiętam, że jej mąż Antonio był torturowany i że Antonio Perez umarł jak mężczyzna” Nad nieprzyzwoitym rysunkiem – jedno straszliwe słowo: “Batista.” Ktoś inny chciał odmalować tortury i wyrysował hak. Gdyby było jaśniej, można by odczytać i inne napisy. Ale wystarczają te. Są one najbardziej autentyczną literaturą Rewolucji.