TV pokazała przed wigilią kraty domu poprawczego w Gdańsku, gdzie młodociani bandyci winni samobójstwa upokorzonej przez nich koleżanki klasowej Ani będą spędzać święta.
Wzbudzanie litości opinii publicznej, by bibulki wypuścić na przepustkę, bo powinni spożyć wigilijne dary boże z mamusią i tatusiem, na całe szczęście nie powiodło się.
Komentarz ojca jednego z chłopców, oskarżający zmarłą Anię, która tym czynem skrzywdziła “aż pięć rodzin” i popsuła im święta, budzi grozę.
Taktyka obwiniania ludzi, których się skrzywdziło, jest na porządku dziennym i jest to stosowane tak nagminne, że nie zdziwiłam się, jak malarz Witek napisał mi w świątecznej korespondencji, że jestem sobie winna, bo pojechałam na wieś zamiast na plener do Łańcuta, na który mnie nie zaproszono.
Giacomo Leopardi rzecz też uważa za oczywistą:
Otóż sedno tkwi w tym, że łajdacy, którzy są na świecie najliczniejsi i najbardziej zasobni, uznają każdego innego łajdaka, nawet nie znanego im z widzenia, za swego współtowarzysza i wspólnika, toteż w potrzebie czują się w obowiązku wesprzeć go z racji owej skrytej zmowy, która, jak już wspomniałem, istnieje między nimi. Wydaje się im nawet haniebne, żeby człowieka, uchodzącego powszechnie za łajdaka, musiano oglądać w nędzy, gdyż nędzę w naszym świecie, który zawsze opowiada się gołosłownie po stronie cnoty, bez wahania w podobnych przypadkach nazywa się karą, a ona oznacza hańbę i może przysporzyć szkody im wszystkim. Wobec tego nad zażegnaniem tejże hańby trudzą się na tyle skutecznie, że nieczęsto ma się do czynienia z przykładami nikczemników, z wyjątkiem osób nikomu nie znanych, którzy popadłszy w tarapaty nie wyprowadziliby swoich spraw na dobrą drogę jakimś znośnym dla siebie sposobem.
W przeciwieństwie do tamtych ludzie zacni i prawi, dlatego że różnią się od ogółu, są przez ogół uznawani za istoty bez mała innego gatunku, toteż nie tylko nie uważa się ich ani za współtowarzyszy, ani za wspólników, ale sądzi się, że powinni zostać pozbawieni praw społecznych oraz – co często można spostrzec – spotykać się z szykanami mniej lub bardziej poważnymi, zależnie od tego w jakiej mierze mierność ducha i nikczemność czasów i narodu, pośród którego przypadło im żyć, są bardziej lub mniej jaskrawe. Podobnie bowiem jak w ciałach zwierzęcych natura zawsze dąży do oczyszczenia ich z takich fluktuacji i elementów, które nie są zgodne z owymi innymi, z jakich zasadniczo ich ciała zostały utworzone, tak też w wielkich skupiskach ludzkich sama natura sprawia, że kogoś, kto w znacznym stopniu różni się od ogółu, a szczególnie w przypadku, gdy ta jego odmienność ogółowi się przeciwstawia, z całą mocą niszczy się bądź odrzuca. Ponadto nienawidzi się osób uczciwych i szlachetnych również i z tej przyczyny, że zazwyczaj odznaczają się szczerością i nazywają rzeczy po imieniu. A jest to przewinienie, którego rodzaj ludzki nie wybacza, bowiem nigdy nie zostaje znienawidzony tak mocno ten, kto czyni zło, ani nawet zło samo, jak ten, kto zło wytyka. Ów impuls jest tak przemożny, że niejednokrotnie, podczas gdy tego, kto czyni zło, obsypuje się bogactwem, zaszczytami i władzą, tego, kto zło nazywa po imieniu, wydaje się na cierpienia, bowiem ludzie zawsze godzą się znosić ze strony bliźnich bądź ze strony niebios wszelkiego rodzaju udręki, byleby tylko nie doskwierano im słowami.