LATA PIĘĆDZIESIĄTE POSZERZONE (16)

Rozdział V

Rudek (6)
Mimo, że Rudek nie miał na nic czasu, ucieszył się, że właśnie jego Leszkowie wybrali na chrzestnego urodzonej w ubiegłym roku Mirki. Wraz z siostrą Reni miał trzymać dziecko do chrztu w poniemieckim Kościele Świętej Rodziny. Na Sępolnie był też kościół protestancki Gustawa Adolfa, po wojnie czynny, ale niedawno zamieniony na kino “Światowid” oraz Dom Kultury. Leszek nie chodził do żadnego, po intensywnej indoktrynacji gimnazjum jezuitów w Chyrowie był zupełnie zniechęcony do Kościoła, ale do Partii się nie zapisał. Wziął ślub z Renią w Katedrze Wrocławskiej i dzieci chrzcił.
Leszkowie spieszyli się z chrztem, bo dziecko było już duże, miało ponad pół roku i wstyd tak późno chrzcić, a zrobił się już marzec.
Po obiedzie skorzystali z wiosennej pogody i wszyscy z wózkiem, który pchał ośmioletni Witek, poszli do parku Szczytnickiego. Krystyna nalegała, by dzieci zobaczyły Zoo i Ewa z Andrzejem, wraz ze smutnym Witkiem ujrzały pierwszy raz w życiu małpę, niedźwiedzicę Lolę, hipopotama Lorbasa, wielbłąda jednogarbnego i lamę.
Zoo otworzono po wojnie na trzy dni przed Wystawą Ziem Odzyskanych, blisko ogrodu Hali Ludowej. Odstąpiono nawet na czas wystawy część przedwojennych terenów Zoo dla pokazania pawilonów wsi polskiej. Było z początku ponad dwieście zwierząt i Rudek z Krysią je wtedy zobaczyli, ale teraz zwierząt było więcej i budynki zostały odremontowane, w tym dyrektorska willa. Zoo było na wschodnim obrzeżu parku Szczytnickiego, dość daleko od domu. Nagle zaczęło padać i wszyscy z wózkiem schronili się w Altance nad Wielkim Stawem i czekali rozradowani, śmiejąc się, aż wiosenny deszcz ustanie.
Rudek nazajutrz miał pilną konferencję związaną z budową masztu telewizyjnego zleconego jego Biurze Projektów i musieli szybko wracać do Katowic mimo protestów dzieci.
Biurowiec Centralnego Zarządu Biur Projektowo-Montażowych w Katowicach należący do Ministerstwo Górnictwa Węglowego w Katowicach stał się już wielkim potentatem, a z racji planów sześciolatki stawiających głównie na industrialny rozwój Polski Ludowej, zasypywany był zleceniami z całej Polski i Rudek pełniący funkcję kierownika pracowni projektowej nigdy nie wiedział, co zarządzą do natychmiastowego wykonania Organy kolegialne: kolegium Ministerstwa i Rada Techniczno-Górnicza.
Budowa masztu Telewizji Katowice w Bytkowie była sprawą palącą. Już trzy lata temu eksperymentalnie nadano słyszalną jedynie w Warszawie piosenkę, a nawet przemówienie Bieruta, jednak zasięg był minimalny, w kilkudziesięciu zaledwie punktach, przez radziecki telewizor „Leningrad” i tylko na terenie zakładów pracy. Już rok później powstało studio na Pradze w Instytucie Łączności, ale wkrótce opuszczono to niezwykle ciasne i upalne studio gdzie reflektory podnosiły temperaturę do 50 stopni. Przeniesiono je do większego locum przy placu Wareckim, przedwojennym Placu Napoleona do dawnego budynku Banku Spółek Zarobkowych, gdzie zainstalowano je w skarbcu pod ziemią. Stąd wyemitowano pierwszy program dla dzieci, a dzień przed 1 maja Cyrankiewicz uroczyście je otworzył. Wszyscy już wiedzieli, że telewizja wbrew początkowym zapowiedziom o rozrywkowym jej charakterze, wprzęgnięta zostanie do propagandy i będzie o wiele potężniejszym narzędziem niż skromna Polska Kronika Filmowa, która z racji niewielkiej liczby kin, miała niewielki zasięg.
Budowa w Katowicach tak wysokiego masztu nie była prosta ze względu na szkody górnicze, a z uwagi na polityczny jej aspekt, bardzo ważna dla Biura Projektów. W Warszawie anteny nadawcze umiejscowiono na szczycie Pałacu Kultury, co pozwoliło na odbiór w promieniu 60 kilometrów. Warszawiacy mogli już krótko oglądać telewizję codziennie. Ustawiano odbiorniki w kawiarniach, świetlicach i zakładach pracy. Wkrótce 10 tysięcy warszawiaków kupiło telewizory do swoich mieszkań. W Stalinogrodzie, mieście równie ważnym dla procesu codziennej indoktrynacji mieszkańców, wszystko było w powijakach.
Matka Rudka, Anna, już od Wielkiejnocy leżała w szpitalu w Chrzanowie i Rudek nie wiedział, kiedy tam pojechać, szczególnie, że jego brat Marian mieszkający w Chorzowie Batorym też nie kwapił się do częstych odwiedzin. Lekarze nie dawali żadnej nadziei. Matka Rudka była kierownikiem Izby Porodowej w Regulicach i już od miesiąca nie była w pracy. Rak krtani zdiagnozowany został w ostatnim stadium. Jak złośliwie oceniła Krystyna, raka nabawiła się z samogonu, który po każdym udanym porodzie częstowali ją w domach, a potem zapraszali na chrzciny i też spijali alkoholem domowej produkcji. Krystyna od momentu kiedy odwiedziła Annę jako narzeczona Rudka w małej chałupie stojącej przy szosie łączącej Górny Śląsk z małopolską, zbudowanej z bali zakładanych na krzyż narożnie, od razu jej nie polubiła z wzajemnością. Teściowa potem kilka razy przyjeżdżała do nich do Katowic, przywiozła nawet drogi kubraczek filcowy Andrzejkowi. Taki ludowy kubraczek, wraz z czapeczką można było kupić tylko w Sukiennicach w Krakowie. Jednak teściowa miała innego chłopca do kochania. Dała kubraczek ale zabrała Andrzejowi cukierki i zawiozła Stefankowi, którego bardzo kochała. Chałupa z klepiskiem miała tylko dwie izby, Anna zbudowała ją z wielkim trudem, przy pomocy wujków z Zalasa na kawałku gruntu wydzierżawionym przez gminę Regulice, by móc ją tutaj, jako akuszerkę, zatrzymać. Jej mąż, oficer wojsk austrowęgierskich poznany w szpitalu krakowskim, którym opiekowała się jako pielęgniarka w czasie I Wojny Światowej, po urodzeniu przez nią trzech synów uciekł do Wiednia i pozostawił ją bez środków do życia i mieszkania. Gnieździła się kątem u wujków w podkrakowskiej wsi Zalas. Z zemsty nie dała mu nigdy rozwodu, ale usamodzielniając się, wykonała wielki wysiłek kształcąc dzieci i przyprowadzając do domu coraz to innych kochanków w nadziei, że pomogą jej w trudnym losie. W konsekwencji okazywali się pijakami i brutalami. Raz małego Rudka jeden z nich skatował do krwi i chłopak musiał się ukrywać u sąsiadów. Rudek zapamiętał raz na zawsze moment, kiedy jako kilkuletni chłopak był z matką w lesie i nagle matka zniknęła. Wiedział, że właśnie odbiera sobie życie. Jednak się przełamała i wróciła, potem zawsze to sobie przypominał ilekroć w dorosłym już życiu próbował opuścić Krystynę.
Anna pozbyła się trzeciego syna pozostawiając go u jakiś obcych ludzi w Czechosłowacji, gdyż nie mogła sobie dać rady z trójką, ale nigdy nie chciała o tym mówić. Rudek z Marianem jak dorośli, bezskutecznie szukali brata po Czechosłowacji. Pojechali też do Wiednia, Rudek na widok ojca wpadł w szał i Marian musiał go przywiązać do krzesła, by ojca nie zabił.
I to był ich ostatni kontakt z tatą.
Od momentu, kiedy w Krakowie zaraz po wojnie w niepodległej Polsce Anna otrzymała Dyplom Położnej od Dyrekcji po kursie dla położnych i zdaniu egzaminu przed komisją z oceną celującą, po złożeniu przepisanego ślubowania przed Dyrektorem, nabyła prawa do wykonywania praktyki położniczej w obrębie Rzeczypospolitej Polskiej. Przysługiwała jej, za zgłoszenie się do miejscowych władz, gdzie miała pracować, pomoc dla położnych. A w Regulicach jej potrzebowano. Rudek dojeżdżał do gimnazjum przez okrągły rok na rowerze, najpierw do Chrzanowa, a potem jeszcze dalej, do Wadowic. Wieczorami budował z matką i bratem dom i uczył się pod gruszą. Sąsiedzi okazali się wyjątkowo nieżyczliwi, a Anna jako nowa na wsi musiała długo się wkupywać w łaski mieszkańców. Na terenie jej ogrodu jakaś rodzina miała wcześniej wykopaną ziemiankę i nie dało ich się pozbyć, a Anna nie miała pieniędzy na sądy. Sąsiedzi nie pozwolili w jednej ze ścian wybudować okna, co powodowało, że druga izba była zupełnie ciemna. Dom postawili z modrzewiowych bali rozebranego mostu podarowanego przez gminę na 7 arach zaledwie. Mimo, że Anny nigdy nie było w dzień i w nocy, wzywana ciągle do nagłych porodów, potrafiła ten skrawek ziemi zagospodarować. Nie mieli studni i chodziła po wodę do płynącej niedaleko Regulanki. Posadziła nawet krzewy piwonii, siała jednoroczne kwiaty i Krystyna zawsze podziwiała u teściowej jej pedantyczny porządek, czystość i piękny ogród.
Rudek po maturze podjął pracę w tutejszym kamieniołomie jako kancelista. Komisja poborowa w Wadowicach 27 stycznia 1939 uznała Rudka do zdolnego do czynnej służby wojskowej kategorii A.
Zgodnie z obwieszczeniem 20 września 1939 roku wszyscy mieszkańcy wsi musieli zgłosić się na posterunek policji i wypisać ankietę drukowaną w dwóch językach, niemieckim i polskim. Rudek wpisał, że jest narodowości polskiej i że pracuje jako pomoc kancelaryjna w kamieniołomie. Trzeba było odcisk palca i podpis wykonać w trakcie składania blankietu meldunkowego. Po przyłożeniu okrągłej pieczątki z hitlerowskim orłem i swastyką dokument musiał posiadać każdy mieszkaniec wsi. Zaraz potem wywieziono go na roboty do Niemiec, a ze względu na niemieckie imię i nazwisko, potraktowano łagodnie.
Po wojnie, kiedy synowie Anny pojechali na Górny Śląsk, Anna zlitowała się nad losem swojej siostrzenicy, która wróciła z robót w Niemczech z rocznym synkiem Stefanem. Wprawdzie zawarła z ojcem Stefana, Polakiem, ślub w Niemczech, ale okazał się łajdakiem i uciekła od niego, tułając się po obcych domach. Tak z dala od swojej wsi, od skandalu, Andzia zamieszkała u Anny pracując na kolei, a Stefan stał się z biegiem lat jej ulubieńcem.
Anna, skutkiem nieprawdopodobnej ilości porodów po wojnie miała pełne ręce roboty, na dodatek szybko ukrócono wszelkie prywatne praktyki i urząd skarbowy w Chrzanowie upominał się o podatek z każdego zarejestrowanego porodu. Izba porodowa, która mieściła się w wybudowanym przed wojną domku za torami pracowała pełną parą i wkrótce Anna została jej kierowniczką, a na pomoc wezwała swoją siostrę, o cztery lata młodszą Stefę. Stefa przed wojną poszła w ślady siostry i w latach dwudziestych, jako już stara panna zdała celująco takie same jak Anna egzaminy na akuszerkę i z powodzeniem odbierała porody po wsiach, wynajmując pokój w chacie w domu w Płazie, w gminie Bolęcin. Działała przed wojną, w trakcie i po wojnie na całym terenie w Alwerni, Babicach, Kwaczale, Bolęcinie, Nieporazie-Oblaszkach. Jednak polityka Polski Ludowej dążyła do likwidacji prywatnych lekarzy i pielęgniarek. Domiar i podatki zmusiły ją, by zatrudniła się na zmianę z Anną w regulickiej izbie porodowej, a kiedy Anna zaczęła chorować została za nią mianowana kierowniczką z pensją 770 zł miesięcznie.
Zamieszkała więc w domu siostry Anny z Andzią i jej upiornym synkiem, którego od razu znielubiła z wzajemnością.
Rudek przyjechał na pogrzeb w czerwcu z Krysią, Andrzejem i trzyletnią Ewą od razu do Zalasa, gdyż Anna pragnęła być pochowana wśród swoich, w swojej wsi rodzinnej. Ewa w trakcie wyprowadzania zwłok z kaplicy cmentarnej natychmiast się zgubiła i odnaleziono ją zanurzoną w czyjejś gnojówce. Krystyna zaczęła suszyć Ewę w jednym z domów licznych kuzynów Rudka i właściwie całej ceremonii nie widziała, natomiast Rudek bardzo ją przeżył.
Cieszył się, że będzie mógł ostatnie wakacje przed szkołą Andrzeja odwieźć ich służbową warszawą do Sidziny na dwa miesiące.
Lipcowe święto przeszło swoją wystawnością same siebie i Rudek z żalem w ciężkiej żałobie po matce obserwował ten stalinizm bez Stalina w swoim najpotworniejszym, wyuzdanym wydaniu. W Warszawie udało się zdążyć z ukończeniem Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina i otwarto też z pompą Stadion Dziesięciolecia, całą uwagę skupiając na Warszawie. Na Śląsku wprawdzie wiadomo było, że planu sześcioletniego nie wykonano, niemniej było widoczne gołym okiem bez statystyk i badań, że planowana industrializacja przyspieszyła. Głodny nieustannie rynek pracy górników dołowych i kampania propagandowa spowodowały napływ młodzież ze wsi a mieszkań było brak. Ceny jedzenia wzrastały, płace nie rosły, dniówki wydłużano. Równoczesne niezadowolenie robotników powodowało też rozluźnienie w pracy, a aparat bezpieczeństwa po rewelacjach Światły nie był już tak bezwzględny. Stalinogród w dalszym ciągu był bardzo ważny, ale nie spełniał oczekiwań, które bez zmiany nastawienia Centrali były nierealne.
Mamiono różnymi obietnicami, Rudek w pracy zobaczył w numerze „Architektury” bardzo dokładny plan cyrku mającego powstać na terenie Diabliny na Osiedlu Marchlewskiego. Zakazano używania nazwy Koszutka.
Jednak nowe budowle cały czas powstawały. Właśnie oddano Dom Związków Zawodowych, który zbudowano na fundamentach rozebranego przez hitlerowców Muzeum Śląskiego zaraz na początku wojny. W Parku Kultury świętowano ukończenie prac przy Planetarium.
Rudek, z racji wykonywania różnorakich zleceń projektowych odwiedzał różne biura i zakłady pracy, gdzie mimo śmierci Stalina właśnie w Stalinogrodzie szczególnie rozwinął się jego kult. Wprawdzie o dziwo, w mieście nie zdążono postawić Stalinowi żadnego pomnika, to jednak popiersia stawały się obowiązkowe w każdym obiekcie publicznym, a projektanci od razu przeznaczali na godne wyeksponowanie popiersia specjalne hole, wnęki i pokoje.
Rudek nie wierzył, że ktokolwiek celebruje tę narzuconą religię, szczególnie, że kazano im stosować w pracy, odciętych od zachodnich wynalazków technologię sowiecką spóźnioną o 50 lat i wszyscy w biurze zdawali sobie z tego doskonale sprawę. Całe szczęście jego niewiara nie wpłynęła na decyzję Dyrektora, by odznaczyć go na barbórkę Uchwałą Rady Państwa Złotym Krzyżem Zasługi.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2021, dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *