LATA PIĘĆDZIESIĄTE POSZERZONE (15)

Rozdział V
Wanda (6)
Jak dowiedzieli się w Wolnej Europie, z 12 na 13 lutego 1955 do Polski poleciało 800 tysięcy balonów z rewelacjami Józefa Światły, których co wieczór regularnie słuchali. Rewelacje „Za kulisami partii i bezpieki” drogą balonową ledwo przedostawało się przez zachodnią granicę. Do balonów były też niejednokrotnie doczepione książki, takie jak „Folwark zwierzęcy” George’a Orwella, ale Wanda mogła obejść się tylko smakiem. Do Przemyśla było widocznie za daleko i nic takiego z nieba do nich nie przylatywało, gdyż po drodze milicjanci powystrzelali wszystkie balony, łącznie podobno z jakimś lecącym człowiekiem. Pozostało jej jedynie słuchanie przez Radio Światły z Emilami i czytanie nocami Kraszewskiego, którego było pod dostatkiem w bibliotece.
Biały Pałac Kultury zmienił nazwę na Stalina już stał w Warszawie gotowy, samotny i zdawał się nikomu niepotrzebny, ale z pompą oddany do użytku i Wanda na Polskiej Kronice Filmowej proroczo przewidywała, że jak Sowieci się już nasycą taką dominacją, to może jak smok, odpoczną i już nie będą dominować, wyszastani Pałacem. Zaczęła więc zrezygnowana przestawiać się na sprawy jej bliższe.
Jak donoszono z dumą, odnotowano w Polsce najwyższą liczbę urodzeń i jej wnuki z powodu wyżu demograficznego nie będą miały lekko. Właśnie jesienią ubiegłego roku urodziło się jej czwarte wnuczątko, wnuczka Mirka we Wrocławiu. Chrzest niedawno odbył się huczny we wrocławskim mieszkaniu na Sępolnie, ojcem chrzestnym był Rudek. Krysia z dziećmi też tam pojechała, a dla Wandy na tak krótki okres było za daleko. Właśnie reaktywowane po wojnie wrocławskie ZOO miało wielkie powodzenie, jak donoszono, najwięcej na świecie odwiedzających. Wanda ucieszyła się, że Ewa i Andrzej z Witkiem, jej pierwszym wnukiem, oglądają po raz pierwszy w życiu egzotyczne zwierzęta.
Ponieważ Andrzej już zaczynał czytać, Wanda zaczęła wypożyczać z biblioteki lektury obowiązkowe i nadobowiązkowe dla uczniów podstawówki i postanowiła je swoim pięknym pismem przepisać. Sama pamiętała jak kanon lektur z okresu zaborów, kiedy chodziła do podstawówki przechodził metamorfozę i Krysia z Leszkiem w wolnej Polsce znowu mieli inny. Ale o tym, czego doczekała się teraz, nie miała pojęcia. W Polsce Ludowej liczono na nieświadomego niczego ucznia, gdyż na taką jak ona, Wanda, przecież już nie wpłyną.
Pod przewodnictwem ZSRR walczącego o pokój i postęp, skutecznie wyzwalającego w czasie II wojny światowej, do lekcji polskiego włączono sceny wojenne, życiorysy nowych bohaterów narodowych podane jako opowiastki dla dzieci, opisy pracy rodziców dzieci, którzy byli albo robotnikami, albo chłopami. Helenę Bobińską, Helenę Boguszewską, Janinę Broniewską czy Janinę Porazińską Wanda znała z „Płomyczka”, dodatku do „Płomyka” kupowanego dzieciom przed wojną. Zaskoczona, dowiedziała się, że pierwsza napisała życiorys Stalina dla przedszkolaków pod tytułem „Soso”, a pozostałe piszą jakieś dziwne teksty o mostach, pionierach i fabrykach. Na dodatek tłumaczy się i wydaje w Naszej Księgarni, Kirowa, Kassila, Kosmodemiańską, Koszewoja, Korolewa, Katajewa a postacie dzieci mają na imię Szura, Zoja, Timur, Sasza i mówią do wszystkich dorosłych ciociu i wujku.
Wanda była bezradna wobec ogromu pokazywanych jej w bibliotece książek i nie wiedziała co wybrać na pierwszy ogień do przepisania, gdyż nie mogła uwierzyć, by nauczyciele ulegli presji i wprowadzili takie książki na swoje lekcje. Na dodatek też chciała mieć coś z tego, a nie przepisywać teksty z odrazą. Wybrała więc „Kubusia Puchatka” w genialnym tłumaczeniu siostry Tuwima. Książki nie można było kupić w księgarni, był rozchwytywany. Nieudolnie wykonała też rysunki w zeszycie w linię i wraz z załatwionym w kiosku „Świerszczykiem” i „Przekrojem” wysłała w paczce do Stalinogrodu.
Siostra Wandy, Leśka i jej mąż Emil czuli się w mieszkaniu Wandy, jakby mieszkali tu od zawsze. Leśka paliła „Sporty” produkowane bez filtra z czarnego tytoniu bez poddawania go procesom ulepszania. Paczka kosztowała 3,50 zł i kupował ją codziennie Emil, ale Leśka potajemnie schodziła jeszcze do kiosku po drugą paczkę, lub wysługiwała się mieszkającą naprzeciwko małą Kiką. Kika była córką pijaka, dostawała od Leśki całe pięć złotych i reszta była dla niej. Wandzie niepalącej, jak i Emilowi, wydawało się, że nie wytrzymają odoru „Sportów”, ale z biegiem czasu się przyzwyczaili.
Mimo że, jak głosiły oficjalne komunikaty, ukazywało się w Polsce ponad 400 tytułów czasopism i 43 gazet codziennych, gdyż w dużych zakładach wydawano gazetę przyzakładową, nie było co czytać. Emil w końcu kupił raz Express Wieczorny, i już czytali go codziennie. Tam dowiedzieli się, co oznaczają napisy na sklepach REMANENT, gdyż obowiązkowo każdy sklep raz na kwartał miał remanent, co ograniczało manko. Dowiedzieli się, co to jest manko, czyli nie zgadzanie się sumy pieniędzy w kasie. Manka potrafiły być bardzo wysokie, blisko 3 miliony złotych, a nawet pięciu. I dlatego sklepy, do których Emil szedł na kraniec miasta, były co chwilę zamykane.
Kupili parkę kanarków, którą postawili w klatce w kuchni przy oknie, ale nie doczekali się potomstwa w przeciwieństwie do białych myszek, które jakiś kolega kolejarz podarował niefortunnie Emilowi. Nie przewiedzieli, że liczba myszy będzie gwałtownie rosnąć i pewnego dnia Emil wsiadł do pociągu z tekturowym pudłem i wysiadł na jakiejś stacji w szczerym polu. Tam w krzakach otworzył pudło wypełnione myszami.
W drodze powrotnej wstępując do znajomego kolejarza wrócił do Leśki z białym, kudłatym szczeniakiem. Lesia przelała niespełnione macierzyństwo na szczeniaka nie szczędząc Pusi rurek z kremem. Pusia nieprawdopodobnym sposobem wyjadała tylko krem, zostawiając nienaruszoną rurkę.
W Przemyślu były tylko trzy cukiernie, które walczyły z domiarami i utrzymaniem się. Niewielkie, rodzinne, na zapleczu wypiekano ciasto. W drugim pomieszczeniu była mała, oszklona lada i jeden stolik z krzesłem. Przywożono bryły lodu z Sanu, przechowywano je w piwnicach i kręcono lody według lwowskich receptur. Były pyszne. Kolejka ciągnęła się przez kilka ulic. Najbliższa była cukiernia na Mickiewicza u Karpinala i tam chodził Emil i przynosił w zimie ciastka, a w lecie lody.
Emil, czujny i ruchliwy kolejarz dysponujący wielkim kluczem od kamienicy, którą punktualnie, co do sekundy zamykał o dziesiątej w nocy, utrzymywał stale szczupłą sylwetkę skarmiając Leśkę i Pusię wystanymi też na Franciszkańskiej w Delikatesach czekoladkami. Z zawiadowcy stacji stał się skrzyżowaniem właściciela kamienicy z dozorcą. Jednak, gdy wyrywany dzwonkiem z ulicy otwierał spóźnionym i niejednokrotnie pijanym lokatorom – a Emil otwierał drzwi wejściowe zawsze w sportowym, przedwojennym garniturze – oddawali mu szacunek należny właścicielowi kamienicy.
Emil sumiennie przestrzegał piętrzących się nakazów dla właścicieli kamienic, wchodził na drabinę i zdejmował flagę zaraz po pierwszym maja. Były wysokie kary pieniężne za brak flagi pierwszego maja, a pozostawienie jej 3 maja podlegało nawet karze więzienia za dywersję.
Kiedy fala kolejkowych niepokojów powodowana pewnością, że imperialiści wejdą i nic w sklepach nie będzie można kupić, Emil posłusznie wystawał świtkiem przed jeszcze zamkniętymi sklepami i gromadził zapasy żywności dla coraz grubszej żony. Leśka ubierała się elegancko idąc z Emilem w niedzielę na siódmą do reformatów. Resztę tygodnia zaraz po przyjściu z pracy spędzała w szlafroku z papierosem w dłoni. Niewiele czytała cierpiąc na chroniczne zapalenia spojówek, które tłumaczyła tym, że w pracy na stacji w Żurawicy używa nieustannie czerwonego atramentu.
Tymczasem Przemyśl degradował się w zastraszającym tempie wbrew propagandzie afirmującej najnowsze posunięcia władz miasta. Wyszydzana codzienność przez Ginalską, która w tym celu kupowała „Nowiny Przemyskie” by przy kieliszku i kuchennym stole ją omawiać, była niezmiennie smutna.
Przemyska Liga Kobiet otworzyła spółdzielnię „Czerwona Zorza”, która miała zatrudniać tylko kobiety i tak stworzyć nowe miejsca pracy, ale nikt nie wiedział, co te kobiety będą tam robić. Tymczasem usiłowano rozbudować w Przemyślu wodociągi. Oprócz skanalizowanego centrum, które też ucierpiało w czasie wojny i wymagało naprawy, na podwórzach w dalszym ciągu były studnie. Organizowano też kursy dla analfabetów, skutkiem napływu siły roboczej z okolicznych wsi. Organizowano je w nowopowstałych spółdzielniach, powstało ich kilkanaście, instytucje mnożono, by zatrudnić coraz więcej ludzi. Reaktywowano Polskie Towarzystwo Turystyczne, powstało Miejskie Przedsiębiorstwo Remontowo Budowlane, Przemyskie Zakłady Przemysłu Terenowego, Przemyskie Zakłady Gastronomiczne. W Hurku, w nowym porcie lądowym przeładowywano to, co szło do Związku Radzieckiego lub odwrotnie. Rudę dla hut, maszyny, zboże i Wanda zastanowiła się po rewelacjach Leny Ginalskiej, czy rzeczywiście Przemyśl jest takim miejscem, skąd wychodzi wszystko, co mogłoby znaleźć się w sklepach. Nic nie było trudne dla propagandy. Syreny „Polnej” ogłosiły przedterminowe wykonanie planu 6-letniego. Naśladowały ją inne Zakłady. Robiono wszystko, by wzrosła produkcja rolna i w Bakończycach w pałacu Lubomirskich zamienianym na Technikum Rolnicze, zorganizowano Pierwszą Powiatową Wystawę Rolniczą.
Wanda nawet w myślach nie nazwała jej 1 Maja. Zawsze była to ulica Dworskiego i teraz jak przedwojenne Towarzystwo Upiększania Miasta Przemyśla zostało zawieszone, wszędzie było brudno. Do Bakończyc szło się lub jechało w lewo, była to ulica jednokierunkowa, ale Wanda ani nie chodziła na wystawę rolniczą ani nigdy tam nie chodziła na spacer, mimo, że Pałac był piękny. Ale iść do Technikum Rolniczego… Zresztą na poziomie gmachu Sądu po drugiej stronie ulicy pod 26, w czteropiętrowej dziwiętnastowiecznej kamienicy Sapiehów, gdzie przed wojną była policja granatowa, a teraz jest MO i SB, strach było przechodzić.
Piękne kamienice obok z rzeźbionymi zwieńczeniami, nie remontowane były w ruinie. Ulica miała XIX-wieczne, dwupiętrowe kamienice z pięknymi balkonami narożnymi. Przed wojną był tu hotel, a dalej po przeciwnej stronie zrujnowany przez hitlerowców i nie odbudowany teatr żydowski. Przy jednokierunkowej przecznicy Rejtana stało kino „Olimpia”, do którego codziennie Wanda z Isią chodziła przed wojną na seanse. Dalej niszczały supernowoczesne budynki, z niegdyś czynnymi windami.
Wanda czekała na przyjazd dzieci, ale one nie przyjeżdżały. Krystyna słała pocztówki z Sidziny, gdzie podobno mają lepsze powietrze.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2021, dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *