Rozdział IV
Rudek (5)
Rozwój przemysłu ciężkiego w Polsce Ludowej stał się najważniejszy dla całego bloku sowieckiego podsycany ogromnymi potrzebami przemysłu zbrojeniowego. Szczególnie biura projektów decydujące o kształcie „kombinatu górnośląskiego” były pod presją. Dla wykonania ich projektów młodzież ze wsi dzięki umiejętnej propagandzie szła do miast i zamieszkiwała hotele robotnicze. Jej liczba była cały czas niewystarczająca, a przedwojenna migracja za chlebem, skutkiem zamknięcia granic, niemożliwa. Dla mas ludzkich przybywających na budowy trzeba było szybko dostarczać skuteczne rozwiązania techniczne, biuro pracowało pełną parą i Rudek nie miał ani chwili wytchnienia. Dobrze, że chociaż na półtora miesiąca Krysia z dziećmi wyjechała do Rabki i mógł przynosić pracę do domu.
Jednak i tak w pracy było coraz gorzej, bo szukano winnych spadku wydobycia węgla i niemożności wykonania Planu Sześcioletniego. Mimo wydłużenia dniówki, nakazu pracy w niedzielę i święta, wykorzystania w górnictwie więźniów, junaków, młodzieży, kobiet, węgiel sprzedawany był poniżej kosztów jego wydobycia i Państwo musiało dofinansowywać kopalnie. Zdesperowany Rudek szykował się do przejścia do hutnictwa, gdzie też nie było lepiej. Nieuleczalną przyczyną niewydolności gospodarczej była doktryna ekonomiczna stalinizmu, polegająca na monopolizacji całego Kombinatu Górnośląskiego, gdzie wszystko polegało na planowaniu centralnemu. Państwowa Komisja Planowania Gospodarczego kontrolująca dosłownie wszystko wymagała większej administracji, mieszącej sprawozdawczość, kontrolerów, przydziały, rozprowadzanie materiałów i środków, wysokość płac, zatrudnienie. Zawsze kopalnią zawiadywał jeden dyrektor mianowany przez ministra względnie odwoływany. Kopalnie były objęte zjednoczeniami terenowymi i Rudek musiał dogadywać się z poszczególnymi dyrektorami, gdzie projektował zlecone elementy. Dyrektor też nie miał samodzielności, gdyż wszystko koordynowała Rada Ministrów. Projektowanie nowych kopalń oddzielono od wykonawstwa i wcześniej utworzone Centralne Biuro Projektów Przemysłu Węglowego w Świętochłowicach przekształcono na Zarząd Biur Projektów Przemysłu Węglowego, które kierowało biurem Rudka w Katowicach. Wychodziły co i rusz różne dekrety mające na celu zwiększenia wydobycia węgla, którego potrzebowała nieustannie odbudowująca się ze zniszczeń Europa. Do większej ofiarności nakłaniano obietnicą większego zarobku, premiami i Kartą Górnika. Motywowano możliwością zakupu roweru, samochodu, motocykla, pralki, lodówki, zegarka, maszyny do szycia, jednak talony rozdawano tylko przodownikom pracy. Oddziały Zaopatrzenia Robotniczego rozdawały też talony do stołówek, miejsca w żłobkach, wczasy, bilety na imprezy. Rudek z żadnych z tych dobrodziejstw nie korzystał, a nawet nie wiedział, że są takie przywileje. W czasie jego wyjazdów w teren, górnicy skarżyli się na wydłużanie godzin pracy, na ogromne kary za bumelki. Za 4 dni nieobecności groziła kara 3 miesięcy z pozbawieniem 25% premii, a za niewywiązanie się więzienie. To sprawiało, że chętnych do zawodu górnika było coraz mniej, natomiast w szybkim tempie rosły kadry urzędnicze.
Jesienią Krystyna wróciła z dziećmi i zaczęło brakować im pieniędzy. Jak podały gazety, w Stalinogrodzie zamknięto ostatni lekarski gabinet prywatny, ale na całe szczęście otworzono koło kościoła nową, dużą przychodnię. Lekarka zaleciła dalsze wyjazdy do uzdrowisk zakładając małej Ewie książeczkę gruźliczą i Rudek już przestał myśleć o zmianie pracy zupełnie poddając się zalecanym przez kierownictwo pracom. We wrześniu wezwano Rudka na komisję wojskową i w związku z jego pracą w Zjednoczeniu bez żadnych ćwiczeń został przeniesiony do rezerwy rozkazem MON będąc w stopniu szeregowca, gdzie należał do piechoty, w której pełnił funkcję strzelca. Rudka wojsko nigdy nie interesowało, więc z ulgą miał to już z głowy i pogrążył się w swojej pracy nasłuchując Wolnej Europy. O nowo mianowanym Pierwszym sekretarzu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Nikicie Chruszczowie mówiono nie najlepiej, ale i tak lepiej, niż o Stalinie, chociaż też był odpowiedzialny za czystki i głód w swojej rodzinnej Ukrainie w latach trzydziestych. Zapowiedziano też zwolnienia więźniów, jeńców niemieckich i powrót niesłusznie uwięzionych w Gułagu.
W związku z tym, że teściowa oszczędzała urlop na wyjazd do sanatorium, nie przyjechała z Przemyśla. Żadna ze śląskich gazet codziennych nie informowała, że tak ważne święto nastało, niemniej podawała ceny choinek i gdzie je będą sprzedawać. Spędzili święta Bożego Narodzenia sami z dziećmi, które już zaczęły zajmować się sobą i nie były tak absorbujące.
Po ciężkiej zimie, podczas której wzywano do łopat i odśnieżania wszystkich mieszkańców Koszutki i tak chodniki były cały czas zasypywane nie ustającymi opadami śniegu. Rudkowi w Biurze Projektów Górniczych Przedsiębiorstwa Państwowego Stalinogród przy ulicy Marchlewskiego 2a, bo tak teraz mieli na pieczątkach pracownicy Biurowca, przydzielono samochód warszawę z kierowcą i dzięki temu Rudek mógł jeździć na budowy szybko i przyjemnie. Przeszły też Święta Wielkanocne i już w kwietniu w ich biurze zaczęto przygotowania do obchodów pierwszomajowych, bo okazało się, że to okrągła dziesiąta rocznica pierwszomajowa w Polsce Ludowej. Już w marcu niepokojono się, że nie przysyłają wytycznych, jak tegoroczny Maj ma wyglądać.
Nitki pochodu formowały się na różnych ulicach; Armii Czerwonej, szły Dzierżyńskiego, Bogucicką, 1 Maja, Warszawską. Ich biuro jak zwykle przeszło ulicą Warszawską przez rynek, trybuna była przyklejona do ściany teatru Wyspiańskiego od Warszawskiej. Tym razem pochód się rozwidlał i jedna grupa szła Mickiewicza, a druga 3 Maja. Wszelki ruch kołowy był zamknięty od 9 rano. Wieki napis DZIESIĄTY MAJ W WOLNEJ OJCZYŹNIE nieśli chyba przodownicy pracy, ale Rudek zdążył tylko przeczytać nazwy; „Kleofas”, „Gottwald” i „Baildon”. Kobiety wiejskie niosły grabie, chłopcy z Pałacu Młodzieży w pilotkach na głowie modele samolotów, niesiono portrety Bieruta i Malenkowa. Jechał nawet wózkiem zaprzężonym w osiołki chłopczyk, na furze wiózł worki z kukłą kułaka.
2 lipca 1954 Biuro Projektów Górniczych Stalinogród Osiedle Marchlewskiego na piśmie zleciło Rudkowi pracę inżynierską, dla Kopalni Węgla kamiennego Kościuszko Nowa w Jaworznie. Dotyczyła mostu samowyładowczego: Kopalnia Kościuszko przystąpi po otrzymaniu reszty konstrukcji z Mińska mazowieckiego do montażu mostu samowyładowczego na szybie Leopold. Ponieważ montaż mostu wykonywać będzie Mostostal Kraków, który dotychczas nie wykonywał montażu takiego mostu, wydelegowano Rudka na miejsce budowy celem udzielenia wyjaśnień przedsiębiorstwu wykonującemu montaż.
Dzięki tym delegacjom Rudek mógł odwiedzić przebywającą od czerwca w Rymanowie Krystynę, wsiadając po pracy w Krakowie na pociąg do Rymanowa. Stamtąd było tylko 9 km do Rymanowa Zdroju, które z przyjemnością pokonał pieszo. Rymanów Zdrój był pięknie położony, otoczony lasami szpilkowymi, w dolinie, gdzie płynął potok górski Taba.
Krystyna wynajmowała pokój w bardzo porządnej drewnianej chacie i nawet zaprzyjaźniła się z młodą nauczycielką, która mieszkała dom wyżej i przebywała tu z jeszcze młodszą od Ewy córeczką. Chodziły razem do drewnianego Pawilonu, nie tak pięknego jak przed wojną ale odbudowanego, z zadaszeniem, gdzie wydawano wody lecznicze ze źródeł mineralnych, nazywających się Tytus, Celestyna i Klaudia. Obok był park i plac zabaw dla dzieci, na którym we trójkę się bawiły. Z dala widniał kościół w stylu gotyckim, klimat był łagodny, powietrze czyste, przesycone balsamiczną wonią drzew i ozonem. Jeszcze przed pierwszą wojną światową Potoccy, właściciele Rymanowa pobudowali tu pensjonaty potem zupełnie zniszczone przemarszem wojsk, ale w międzywojniu za własne pieniądze, bez dotacji państwowych odbudowane. II wojna światowa znowu zniszczyła Rymanów, ale zapadalność na gruźlicę była tak wielka, że już w drugiej połowie lat czterdziestych zaczęto wszystko na gwałt remontować w budynkach dawnego zakładu kąpielowego oraz w prywatnych willach i pensjonatach, w tym modernizację zakładu przyrodoleczniczego, wyposażając go w nowoczesne urządzenia zabiegowe. Tak jak i w Rabce, dało się wszędzie zapłacić za zabiegi i można było brać wspólne kąpiele matkom z dziećmi, tak obszerne były wanny. Ale wszystko było za drogie i ustalili z Rudkiem, że zapłaci swojemu kierowcy, który Warszawą przewiezie ich po pracy do Sidziny, w której można mieszkać za grosze, a powietrze jest tam też czyste i balsamiczne. Krystyna poleciła Rudkowi, by zapakował do samochodu garnki i pierzyny i ona u chłopa będzie sama gotować. Szofer zabrał na wycieczkę narzeczoną. Ładowano do obszernego bagażnika pierzyny, garnki, stare ubrania, znoszone buty, wełniane płaszcze i rozciągnięte swetry.
W Sidzinie Rudek wniósł po drewnianych schodkach rzeczy do Izby. Gospodarze wszystkimi darami z miasta byli zachwyceni. Szofer z narzeczoną poszli do lasu. Wielopokoleniowa rodzina góralska odstąpiła Krystynie jedną izbę, wszyscy pomieścili się w drugiej. Pomogli jej gotować obiady, prać i zabawiali dzieci. Wieś była niezelektryfikowana, Krystyna umierała podczas burz ze strachu, gdyż chałupa nie posiadała piorunochronu. Dla dzieci wszystko, co tu oglądały, było nowe i zachwycające. Pluskały się w potoku Sidzinka i opalały na ogromnych głazach. Te dwumiesięczne wakacje okazały się dla zdrowia dzieci przełomowe. Piły owcze mleko, jadły sery, zbierały jagody i nieustannie przebywały na powietrzu. Uwielbiały Józka, dwudziestoletniego syna gospodarzy, woził je na koniu na oklep, wkładał kapelusze góralskie na głowy i pozwalał bawić się ciupagą.
Kiedy strzygł owce, Krystyna poprosiła go o podcięcie za długich włosów Andrzejowi. Wtedy Ewa powiedziała, że też chce mieć krótkie włosy, ponieważ chciałaby być chłopcem. Józek ściął Ewie włosy na chłopca, odsłaniając wrzody na szyi. Przez całe wakacje Ewa sikała jak chłopiec na stojąco nie zdejmując majtek, jedynie przesuwając w bok materiał w kroku. Była zachwycona, że jest chłopcem.
Rudek wracając zmęczony po pracy mógł tylko słuchać radia. 28 września 1954 Wolna Europa rozpoczęła codzienne audycje zaczynające się zawsze tymi samymi słowami: „tu mówi Józef Światło”. Pułkownik Światło, wysoki urzędnik Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego uciekł na Zachód przez Berlin już w grudniu ubiegłego roku, bojąc się zapewne zmian w swojej pracy, spowodowanych śmiercią Stalina. Audycja nazywała się „Za kulisami bezpieki i partii”.
Z biegiem dni puszczania na falach taśm z nagranymi słowami Światły, Wolna Europa obficie informowała słuchaczy, jakie reperkusje te słowa powodują w Warszawie i u samego Bieruta, który je też codziennie wysłuchuje.
Nikt w pracy Rudka nie komentował tych audycji. Na mocy nagłych rozporządzeń Górny Śląsk wyjechało do RFN w ramach łączenia rodzin niemal 3000 obywateli, z których połowa została uznana za autochtonów i wszyscy, którzy dostawali od nich listy i paczki, byli w ewidencji Stalinogrodzkiego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa. Każdy mógł być posądzony o dywersję i szpiegostwo.