W LONDYNIE
Dobrze jest iść bulwarem Tamizy,
na poręcze zlecą ptaki,
cyraneczki, mewy, kruki,
mokry tłumek wieloraki. To nie łzy,
lecz deszcz siąpi. Mgła. Nagle przepadł zarys
pocztówkowego Londynu. Już wracam
do pubu, czeka Chris
z pożegnalną kolacją
i jej interpretacją.
Ach, ile tu światła od telewizorów,
ile piwa! Nastrój jak hazard
mijającego wieczoru.
Na ulicę, na rozświetlony The Shard
wyjść, zaczerpnąć od Tamizy powietrza!
Jestem tu, sześćdziesięcioletnia,
przeszczęśliwa, zwłaszcza
bez paszportu, bez wizy.