Hans Weingartner „Edukatorzy”

Bohaterami filmu są Młodość i Rewolucja. Krytycy podsuwają słusznie analogie z „Marzycielami” Bertolucciego. Było takich wartościowych filmów więcej i można je powtarzać co pokolenie, wraca bowiem ten sam nieustanny bunt młodości przeciwko zastanemu, co jest o tyle optymistyczne, że proces ten nie wygasa.
W filmie porwany pięćdziesięcioletni biznesman, jak tylko pojawia się okazja wysłuchania go, popada w sentymentalizm wspominkowy i chwali się młodym, że on też był poszukujący, należał do partii socjalistycznej, uprawiał wolną miłość, brał udział w wypadkach 68 i chodził ubrany na luzie. W końcowym przesłaniu napisanym na kartce i przybitym do ściany bohaterowie wyrokują, że pewni ludzie się nie zmieniają. Udowadniają, że bunt jest jednostkowy a nie pokoleniowy i że jeśli się młodość buntuje na zło świata, to źródło buntu jest w osobowościowej wrażliwości.
Trójkąt, zarówno miłosny, jak i rewolucyjny, to Jan, Peter i Jule, którzy organizują akcje psucia humoru bogatym ludziom bałaganiąc w ich domach poprzez budowanie absurdalnych instalacji z domowych sprzętów i mebli, czym sieją niepokój wśród bogatej burżuazji. Domy chyba brały udział w castingu tak szczegółowym jak aktorzy, gdyż te współczesne, wysmakowane pałace mówią więcej o sytości bogatych społeczeństw niż statystyki. Ta bolesna dysproporcja nadmiaru, jakim dysponują syci nad niewidocznym, ale przecież wciąż obecnym w filmie światem głodnych, to dwudziesto pierwszo wieczny nowy kształt kasty panów, który mimochodem pokazuje kamera.
Anita Piotrowska sugeruje w recenzji dla „Tygodnika Powszechnego”:

„Film Hansa Weingartnera poprzez trójkę młodych bohaterów pokazuje mechanizm przekuwania własnej frustracji w pseudorewolucyjną ideę. Marna praca, brak perspektyw, nie spłacone długi – przede wszystkim jednak brak jasno sprecyzowanej życiowej drogi – popychają bohaterów do walki przeciwko beneficjentom “systemu”. Z pozoru więcej w tym wszystkim anarchizującej zabawy niż niszczycielstwa.”

Nie sądzę, by tak było. Najnowszy film Hansa Weingartnera „Free Rainer” podejmuje problem buntu i to bardzo skutecznego przeciwko kulturze masowej, a więc przeciwko niszczeniu wartości duchowych i jest konsekwentną kontynuacją właśnie „Edukatorów, gdzie chodziło o świat materialny. Szkoda więc, że recenzentka zniwelowała wielki wysiłek twórców tego pięknego filmu sprowadzając jego wymowę do szczeniackich wygłupów, do choroby młodości, która z wiekiem mija.
Gdyby mijała, nie byłoby męczenników idei, galerników wrażliwości i wielu wartościowych ludzi, którzy udanym, lub nieudanym życiem zaświadczyli, że ta piękna planeta –  w filmie pokazana poprzez alpejską przyrodę –  bez względu na wiek, jest im droga.
Dramat, jaki rozgrywa się równocześnie z obudzonym społecznym imperatywem dotyczy miłości rozegrywającej się w jej pierwotnie i zdeterminowaniu. Jej irracjonalny czynnik, podobny Rewolucji, destrukcyjny też i niebezpieczny, niesie egzystencjalne ryzyko, dalekie od schematycznych rozwiązań. I może dlatego skontrastowana jest z obrazem starego pseudo hipisa, który śledząc rozgrywający się dramat, próbuje donosicielstwem przekuć go na swoją korzyść i opowiada o własnych doświadczeniach miłości wolnej, czyli związkach opartych na przyjemnościowej wymianie partnerów.
Poprzez ten kontrast przedstawiona jest siła prawdziwej miłości i przyjaźni.

Jeff Buckley – Hallelujah

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na Hans Weingartner „Edukatorzy”

  1. Patryk pisze:

    Nie wiem co to bunt, bo też nigdy się nie buntowałem, zastanawia mnie jednak, czy masz rację pisząc, że niektórym “to nie mija”.
    Film “Edukatorzy” widziałem dość dawno, przypominam sobie, że bogacz, jak piszesz, sam był buntownikiem – buntował się nawet radykalniej, brutalniej, był bodaj blisko władz rewolucyjnych młodzieży sprzed 40 lat. Chciałbym zobaczyć bohaterów “Edukatorów” po 40 latach, tak jak chciałbym zobaczyć “Romea i Julię” na scenie Stu (bilety dopiero na grudzień, nie ma, tradycyjnie, ulogwych, jeden kosztuje 60 zł), gdzie reżyserka pokazuje trzy historie kochanków, inaczej – trzy możliwe zakończenia.
    W “Marzycielach” Amerykanin, jak pisałem, wyłącza się z buntu, w końcowej scenie nie wkracza na barykadę (swoją drogą, wydaje mi się, że aktor grający Amerykanina to ten sam, który gra jednego z dwóch złych w “Funny Games”) – może francuskie rodzeństwo szybko zejdzie z tych barykad? Nie wiadomo, żyjemy w przerwanej historii. W filmowym “Przedwiośniu” Baryka przynajmniej ginie, jest ten tzw. “closure”.

    Innemi słowy, chcę powiedzieć, że według mnie bunt najczęściej mija. Jest, według mnie, niepoważny (a w szczególności – teraz, w tych warunkach, chociaż kto wie – kryzys finansowy trwa, podobno). Ustawienie dziwnych piramidek z odtwarzacza DVD, plazmowego telewizora i skórzanego fotela nie zmienia nic, chociaż, masz rację, na pewno wprowadza do życia bogaczy pewien niepokój.

    Rewolucja przegrała. Jedyna udana rewolucja, z nazwy tylko, to ta amerykańska – czyli, jak mawiał mój profesor, wykładający na Harvardzie, rewolucja konserwatywna, chcąca zachowania status quo.

    Wydaje mi się, że więcej wśród rewolucjonistów hipokrytów niż wśród kleru. Kiedyś pisano w którejś z gazet o tym, ile kasy mieli wodzowie Baader-Meinhof. Chyba w “Rzepie”.

  2. Ewa pisze:

    To szkoda, że nie żyłeś w latach, kiedy na scenie teatru śląskiego grały właśnie takie czterdziestoletnie Julie i tacy brzuchaci, łysiejący Romreowie. Mój syn emigrował, gdyż etaty scen śląskich były dozgonne i dziedziczne.
    Można, a nawet trzeba było, chociaż wewnętrznie się buntować, jeśli w wygodny chytry komunizm wprowadzało się monarchię dziedziczną.
    Można się buntować kiedy konserwatysta, który ma chronić własność prywatną za wszelką cenę, jest też jej niewolnikiem. I nie trzeba od razu wywlekać, jak zrobiła to Anita Piotrowska, Aldo Moro i terroryzmu, gdyż „Edukatorzy” to działania artystyczne, happeningowe, a nie polityczne.
    No ale co ja Ci tu będę pisać, jak Ty okresu buntu nie przeszedłeś. Jak ja Ci mam udowodnić, że nie wszyscy starzy ludzie są tak obleśnymi spaślakami, jak ten sportretowany w „Edukatorach” facet o zaciśniętych wąskich wargach, który sobie nieźle poprzebywał na tyrolskich wakacyjnym w przyjemnym klimacie wśród młodzieży, a potem nasyła na nich terrorystów (policję). I tak nieetyczne zachowanie to jest coś bardziej moralnego, niż ta „rewolucja”? Jest w prawie? Mimo, że dla niego to pestka, by tym młodym ludziom odpuścić, to jednak są zasady? Jakie zasady? Boskie?
    A w „Marzycielach” przecież chodziło o inicjację seksualną, a nie o politykę. Tło było akurat takie.

    I po co nam się Patryku kłócić? Jesteśmy na całkiem innych falach.

  3. przechodzień pisze:

    Marcel Reich-Ranicki jest przykładem nie młodego kontestatora, któremu na starość nie przeszło.

  4. Nana Cichy pisze:

    Piotr Skrzynecki

  5. Ewa Bieńczycka pisze:

    Marcel Duchamp

  6. Przechodzień pisze:

    Robert Walser, Witold Gombrowicz, Franz Kafka, Thomas Bernhard, Janusz Szpotański…Ryszard Siwiec…

  7. Rysiek listonosz pisze:

    to dodam Allena Ginsberga, Williama Burroughsa, Jacka Kerouaca J. D. Salingera, Kena Keseya…

  8. Patryk pisze:

    Dodajcie jeste Mahatmę Gandhiego i, nie wiem, może Jasera Arafata?

    Ewo, dla mnie ważne są te zasady, wcale nie boskie, a ludzkie. Jak Ty zareagowałabyś, gdyby jakaś grupa ludzi pozbawiła Cię wolności na kilka dni? Z empatią?
    Bogacz nie nasyła terrorystów, a anty-terrorystów. Ogromna różnica. Na pewno ma koneksje, ma pieniądze, sam parał się przemocą – równie dobrze mógłby wysłać na tych idealistów silnorękich, zakopać w ogrodzie i po sprawie. Ale on wybiera drogę uznaną mniej lub bardziej przez większość społeczeństwa – uznaną dla własnego bezpieczeństwa.

    I druga rzecz – piszesz o nim “obleśny spaślak”, dlaczego tak sądzisz?

    Dla mnie starzy ludzie nie są “obleśnymi spaślakami” i nie potrzebuję udowodnienia, że nimi nie są. On nie jest “obleśnym spaślakiem” (może trochę hipokrytą, a może zmieniły się jego na świat zapatrywania, to naturalne – to dojrzewanie). Nie wiemy o nim prawie nic, o jego obecnym życiu. Dobrze zarabia, pewnie ma rodzinę, która się o niego martwi. Pewnie ciężko zapracował na swój futurystyczny dom pełen dzieł sztuki (dzieł sztuki, a nie np. sztabek złota czy smalcu). Nie widzę nic obleśnego w prowadzeniu spokojnego życia. Raczej nie pochwalałbym tych buntowników, którym i tak przejdzie – bo prawie zawsze przechodzi. Tych kilka nazwisk powyżej nie sumuje się nawet w promil ludzi uczestniczących w buntach lat 60. na przykład.
    Bunt Gomrowicza – to bunt wspaniały. Czy on ganiał po ulicach z czapką na twarzy i rzucał petardami?
    Skrzynecki zaś był raczej przygnębiony życiem. Po pijanemu nad ranem wychodził z jakimiś gurbymi babami z okien piwnicznych przy chodnikach, znam świadka. A po mieszkaniu chodził goły, chociaż w kapeluszu. Zaiste, buntownik.

  9. Ewa pisze:

    A dla mnie pięćdziesięcioletni człowiek nie jest starym człowiekiem. Spytaj swojego ojca, to Ci odpowie, do jakiej kategorii wiekowej należy, a do jakiej jego ojciec.
    Nie wiem Patryku, o czym chcesz ze mną dyskutować. Naprawdę nie mam pojęcia, co Ci mam odpowiedzieć.
    Wracając do filmu, kamera przesuwała się po gościach restauracji, po ich twarzach, po pogardliwych, wielkopańskich spojrzeniach. Każdy, kto ma choć trochę w sobie dobroci, byłby po stronie skrzywdzonych i poniżonych.

  10. Przechodzień pisze:

    ***

    Jaki miły mądry facet
    naprawdę mądry
    nie z tych przemądrzałych
    obieżyświat
    co to z niejednego pieca chleb jadł
    wyrozumiały i uprzejmy
    cała anatomia jego twarzy
    zdradza lekki wysiłek
    ust:
    …by mądrzej i grzeczniej
    do mnie mówić
    oczu:
    …by uważniej i uprzejmiej
    mnie słuchać
    Taaak
    naprawdę nie mogłem
    nie napluć mu w twarz

    Andrzej Bursa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *