Jean-Marie Le Clézio NOBEL 2008

“Protokół”, “Pustynia” i “Onitsza” zostały w Bibliotece Śląskiej zamówione chyba przez kogoś, kto sportowo odliczał każdą minutę do ogłoszenia wyników.
Tak, trzeba być teraz kibicem sportowym, refleks by się bardziej przydał sportowy, niż literacki.
A więc nie napiszę nic na blogu o tegorocznym nobliście.

Natomiast przyniosłam z biblioteki publicznej łatwo dostępnego noblistę, którego uwielbiam i którego przeczytałam wszystkie książki spolszczone: Johna Maxwella Coetzee „Dziwniejsze brzegi. Eseje literackie 1986-1999”.
Wkrótce o nich na blogu napiszę, a o dzisiejszym nobliście pewnie za rok.

Nigdy się nie zawiodłam na noblistach w odróżnieniu od corocznych niewypałów najważniejszej nagrody literackiej języka polskiego.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

92 odpowiedzi na Jean-Marie Le Clézio NOBEL 2008

  1. Jacek Dehnel pisze:

    Ponieważ napisał Pan, że w Euro, to sprawdzałem wywiad w Euro. Sprowadziłem, uprosiłem. A teraz się okazuje, że nie tylko jestem winien temu, że Pan jakieś koszty poniósł, ale jeszcze tego, że Pan komuś naubliżał. Ręce opadają. Pełna roszczeniowość, jak w popegeerowskiej wsi.

    PS: Są nicki nieanonimowe i anonimowe. Nick Jola Grosz czy Gil Gilling nie są w polskim liternecie anonimowe.

  2. Jacek Dehnel pisze:

    I jeszcze te fumy. Że “panie Bieńkowski” nie tak, że “drogi” na końcu nie tak. Jezus Maria, kardynał Sapieha.

  3. Ewa Bieńczycka pisze:

    Nie chce tego przedłużać, ale jak Pan tu jest i drogi jest panu Savoir-vivre internetowy, to muszę obronić Przechodnia, który lojalnie używa w necie tego samego nicku od ośmiu lat i nigdy innego nie używał. Pana przykład z Jolą Grosz – zapewniam Pana, że nieszuflada nie jest tak sławna i są ludzie, którzy tego portalu nie znają – naczelna nieszuflady używała różnych nicków w odróżnieniu od lojalności „przechodnia”, czyli Marka Bieńczyckiego.
    Bardzo bym prosiła, jeśli Pan ma klucze do nieszuflady, dla dobra życia internetowego o zdemaskowanie anonima dr Charles Kinbote i przynajmniej nich Pan wpłynie, by odebrano mu wgląd do wnętrza portalu nieszuflada, gdyż danych tam pozyskanych używa w sposób nieuczciwy i terrorystyczny. Jeśli takich uprawnień nie posiada, uprzejmie proszę to napisać i zaprzeczyć, co ratowałoby dobre imię portalu nie wspierającego chamskiego, ordynarnego sieciowego terroryzmu.
    Pan powinien dbać o takie sprawy jeśli jest Pan jak widzę Rycerzem Prawdy i broni zaciekle dobrego imienia własnego rodu (przekręcając nazwiska innych) i członków wspólnoty portalu nieszuflada.
    Nieszuflada czeka na Pana komentarze, proszę swojego młodego życia tu nie marnować.
    Serdecznie Pana pozdrawiam.

  4. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo,

    nie wiem, skąd P. Kinbote czerpie swoją wiedzę o tożsamości autorów, o ile wiem nie ma kluczyków admińskich do NS; po prostu robi to na zasadzie podobieństwa stylu i obsesji, mam wrażenie. Ja też ostatnio zdemaskowałem jeden nick (swoją drogą bardzo fajny) na zasadzie typu błyskotliwości (a nie mam wglądu w nry IP, mogę tylko edytować wpisy, dlatego np. poprawiam czasem na żądanie literówki w tekstach).

    “Jola Grosz” została zawarta w tytule debiutanckiego tomiku Justyny Radczyńskiej i każdy to sobie może zgooglować. Podobnie jak nick “Lusia Gremplarka” ponieważ tak podpisane są zdjęcia A. Tchórzewskiego na Gil Gilling.

  5. Ewa Bieńczycka pisze:

    Tak napisałam Panie Jacku, gdyby Pan był władny ulepszyć życie blogów społecznościowych. Wiem, że pisanie wierszy o kotach nie wymaga aż takiego wytracania czasu jak czytanie IP, ale wiadomo, istnieją różni sieciowi zboczeńcy, których interesuje właśnie to, a nie koty.
    Czytałam raz wpis Moniki Mosiewicz w czasie reorganizacji Rynsztoka, która chciała należeć do tworzącej się tam jakiejś administracyjnej nowej komórki tylko po to, by cytuję z przypomnienia: „zobaczyć, jak to od środka wygląda”. Widzi Pan, potrzeby ludzkie w tej materii są nieobliczalne. Nigdy nie oskarżałabym portalu nieszuflada, że dała klucze anonimom, co byłoby obraźliwe dla jej użytkowników. Podejrzewam, że dr Charles Kinbote jest kimś ze ścisłego grona zarządzającym nieszufladą i używa takiego nicka. Nie byłoby to ani ładne, ani etyczne i dla dobrego imienia portalu powinno być wyjaśnione. Niemożliwe, by dr Charles Kinbote działał tak jak Pan, a wierzę, że przecież nawet, jak się ma dostęp do IP to ciężka praca śledcza i trzeba czas na to oddać, Pan tego nie robi. Ja mam dostęp w moim blogu, ale też tego nie robię, bo nie mam czasu na takie głupoty) robił to intuicyjnie. Z mojego, przecież też pobieżnego czytania kumpli i nieszuflady wynika, że kilkakrotnie posługiwał się danymi pozyskanymi z miejsc zazwyczaj dla ogólnego dobra – niedostępnymi.
    Ale trudno. Może dr Charles Kinbote wykorzysta jeszcze swoją nadaktywność w lepszym celu, ale nie sposób w to uwierzyć. Też jestem za jawnością życia internetowego, to jak w neurozie, niepotrzebny wyciek energii na te przebieranki, a rani się odważniej.
    Zapmniałam dodać – Przechodzień uzywa, gdyż mamy te same nazwiska.

  6. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo,

    skoro ma Pani jakieś wiadomości na temat tego, kto jest dr Kinbote i że łamie niejawności nicków na NS – proszę mówić śmiało. Ja takich wiadomości nie mam.

  7. Ewa Bieńczycka pisze:

    Nie wiem i nie bardzo mnie obchodzi Doktor. Napisałam podając przykład ewidentnego szaleństwa w bazie przestrzeni sieciowej tego anonima dr Charles Kinbote hodowanego i wspieranego przez portal nieszuflada. Podałam w kontraście do przypadku mojego męża, który biedny i bezbronny bezskutecznie szuka w archiwach radia tego głosu, który wygłosił brednię na temat nagrody Nobla. Staram się o mój blog i Pan też się stara o nieszufladę. Ja mam wgląd do jego wnętrza i Pan też ma do nieszuflady. Tylko tyle. Nie piszę, że to Pan jest upiornym Doktorem, ale póki szaleje, wykluczyć się tego nie da.

  8. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo,

    nie mam takiego wglądu w Nieszufladę, wyraźnie to Pani napisałem.

  9. Jacek Dehnel pisze:

    I z pewnością nie jestem dr Kinbote. Co mogę z łatwością wykluczyć.

  10. Ewa Bieńczycka pisze:

    Wiem, Panie Jacku, może nasz dialog go unicestwi i uświadomi mu, że pada cień na wszystkich, którzy mają dostęp do danych nieszuflady, nawet jak to robi ktoś z rodziny czy dochodzący kochanek. Ja Panu od razu napisałam, kim jest Przechodzień i mam na blogu wszystko pod kontrolą w odróżnieniu od portalu nieszuflada. Doktor był u mnie, naubliżał mi i tutaj, uaktywnił innych nienawistników którzy też mi przy okazji dowalili i ja byłam zupełnie bezradna, nie miałam takiego komfortu jak Pan ma w wypadku mojego męża.

  11. Jacek Dehnel pisze:

    Proszę Pani, NS nie jest blogiem Pani, moim czy czyimkolwiek, tylko dużym portalem literackim. I anonimowość nicków jest respektowana przez Administrację.

    Póki Pani nie ma dowodu na to, że dr Kinbote posługuje się wykradzionymi danymi, a nie (tak ja to interpretuję) swoją intuicją, tak długo mamy do czynienia ze zwykłymi pomówieniami.

  12. Jacek Dehnel pisze:

    Proszę Pani, NS nie jest blogiem Pani, moim czy czyimkolwiek, tylko dużym portalem literackim. I anonimowość nicków jest respektowana przez Administrację.

    Póki Pani nie ma dowodu na to, że dr Kinbote posługuje się wykradzionymi danymi, a nie (tak ja to interpretuję) swoją intuicją, tak długo mamy do czynienia ze zwykłymi pomówieniami.

  13. Przechodzień pisze:

    Po dwunastu dniach otrzymałem taką wiadomość z radia:

    From: Gacek Dorota [mailto:Dorota.Gacek@polskieradio.pl]
    Sent: Wednesday, November 26, 2008 10:40 AM
    To: mb51
    Subject: RE: sprawa honorowa, odsłona 5

    Szanowny Panie,

    nagranie audycji, która Pana zainteresowała przekazałam Panu Jackowi Dehnelowi, ponieważ nie mogę naszych materiałów archiwalnych udostępniać słuchaczom. On ma z Panem całą sprawę wyjaśnić.

    Pozdrawiam serdecznie.
    Dorota Gacek

    Minęły 3 dni i wyjaśnienia nie ma…

    Więc odpisałem p. Gacek:

    Szanowna Pani, czekałem na Pani odpowiedź 12 dni, więc postanowiłem poczekać jeszcze kilka na Jego wyjaśnienie, opierając się na Pani optymistycznym zapewnieniu iż “On ma ze mną całą sprawę wyjaśnić”. Minęły kolejne dwa i nie wyjaśnił, ale sądzę, że w takim wariancie, w ogóle nie jest to możliwe.

    Mimo iż jest takim samym słuchczem radia jak ja, to jednak jemu przekazała Pani nagranie – mimo iż tego Pani robić nie może – powierzając tym samym rolę sędziego w swojej własnej sprawie. Jak rozumiem audycja ma jakąś specjalną klauzulę i p. Dehnel tym bardziej nie może mi jej udostępnić, a więc po trzech tygodniach handryczenia się z PR jesteśmy w punkcie początkowym i znowu musiałbym wierzyć “na słowo”.

    Nawet jednak gdyby mi udostępnił, to taki materiał jest zupełnie czymś innym niż materiał przekazany przez Panią. Bynajmniej nie sugeruję nieuczciwości czy próby manipulacji, jednak dowód rzeczowy musi być jednoznacznie przesądzający bez cienia wątpliwości co do jego autentyczności. W rozwiązaniu, które Pani proponuje nie jest to możliwe.

    Więc albo obaj otrzymujemy ten sam materiał od Pani, albo Pani jako autorka wywiadu jednoznacznie rozstrzyga czy inkryminowany fragment rozmowy miał miejsce i kto go wygłosił. I o to proszę. O jedno zdanie. Czy to możliwe?
    Z poważaniem i pozdrowieniem
    Marek Bieńczycki

  14. Jacek Dehnel pisze:

    Minęły, drogi Panie Bieńczycki, 3 dni, ponieważ przesyłka przesłana Pocztą Polską nie dochodzi w sekundę. Polskie Radio, Polskie Poczta ani ja nie jesteśmy na każde Pańskie, cholera jasna, zawołanie.

  15. Przechodzień pisze:

    Nic nie wiedziałem, że w dobie Internetu radio wysyła takie rzeczy pocztą. Ja mając znacznie mniejsze możliwosći załatwiłbym to w kilka sekund. Proszę nie cholerować i pomyśleć o tych moich 12 jałowych dniach.
    A co do meritum?

  16. Przechodzień pisze:

    Odległość między Jana Pawła Woronicza 17 gdzie robi Pan Łosskot, a Al. Niepodległości 77/85 gdzie udziela Pan wywiadów wynosi 800 m. Poczta Polska, jeśli nie strajkuje, z takim odległościami radzi sobie, może nie w sekundę, ale w 1 dzień. Można było również odebrać osobiście (przy okazji) aby niepotrzebnie nie wydawać pieniędzy podatnika.
    12 dni minęły od chwili wysłania maila do p. Gacek do chwili otrzymania odpowiedzi, więc nie może mi Pan zarzucać braku cierpliwości.

  17. Jacek Dehnel pisze:

    Tak, proszę Pana. Bo ja nie mam nic innego do roboty, tylko latać po Warszawie w poszukiwaniu jakiejś płytki, którą posłała mi P. Gacek (nie 12 dni temu, tylko niedawno, po telefonie do mnie i pytaniu, czy rzeczywiście ma mi to wysyłać i czy chcę się tym zajmować). Poza Pańskim pępkiem, proszę sobie wyobrazić, też istnieje kawałek świata. Co więcej, Pański pępek nikogo tam nie obchodzi.

  18. Przechodzień pisze:

    Myli się Pan, doskonale zdaję sobie sprawę, że poza moim światem jest jeszcze całkiem niemały i niestety rozrastający się kawałek świata ludzi pańskiego pokroju, ludzi o mentalności właścicieli z nowego nadania, już nie PZPR-owskiego, to raczej restauracja przedwojennej polskiej zbiedniałej arystokracji ze sztafażem operetkowych rekwizytów, w jej najgorszych wcieleniach, ale równie nabzdyczonych, gardzących i wiecznie obrażonych, swoiście rozumiejących demokrację i jej instytucje, których „tacy jak ja” nic, a nic nie muszą obchodzić, a tym bardziej się z nimi liczyć. Właśnie tego od dwóch tygodni doświadczam na własnej skórze (i to nie tylko od Pana) co widać w każdym Pana wpisie. Pan aż kipi z oburzenia, że taki „ktoś”, taki „nikt” poważył się, podniósł głos, ośmielił się zamachnąć, zepsuć zabawę.
    Jak bardzo aroganckie są Pańskie (i już nie tylko Pańskie) działania pokazuje passus z ostatniego wpisu: nie 12 dni temu, tylko niedawno, po telefonie do mnie i pytaniu, czy rzeczywiście ma mi to wysyłać i czy chcę się tym zajmować.
    To przecież ja dwa tygodnie temu (czas płynie) uprzejmie prosiłem tę Panią o materiał, o rozstrzygający werdykt, cokolwiek co mogłoby zakończyć tę farsę.
    I oto Pani Gacek niedawno dzwoni do Pana Jacka i pokornie pyta czy „wysłać i czy zechce Pan się tym zajmować.”
    Uzależnia moją zupełnie urzędową i formalnie napisaną prośbę od Pana widzi mi się! Czy może być bardziej soczysty i namacalny przykład woluntaryzmu i lekceważenia?
    Skoro wysłała, Pan Jacek musiał deklarować, że jednak zechce. Ale jak widać rozmyślił się. Do mnie przysłała (zaraz po telefonie do Pana) maila, który można przeczytać wyżej.

    JAK WIDZĘ, NIE ZAMIERZA PAN SPRAWY WYJAŚNIĆ!

    Nie bardzo rozumiem dlaczego? Czy Pan się nudzi, czy też może chodzi o kodeks Boziewicza, który nie przewiduje dawania satysfakcji ludziom nie ze sfery?
    Ponieważ nie ma Pan zamiaru niczego wyjaśniać ja tu już w żadnym razie nie będę się Panem zajmował, nie pozostaje mi nic innego jak wykorzystać pozostałe dostępne szczeble władzy nad mediami w dochodzeniu swoich praw. Została KRRiTv oraz Rada Etyki Mediów.

  19. Jacek Dehnel pisze:

    Myślę, że może mnie Pan również oblać kwasem, sądzić się w Strasbourgu oraz odwołać do komórki apelacyjnej przy Sądzie Ostatecznym.

    PS: Trudno się dziwić ludziom z radia, że na histeryczne maile reagują dużym dystansem.

  20. Jacek Dehnel pisze:

    No i przyszła płytka. Specjalnie dla Pana moja wypowiedź. Po rozmowie o nagrodzie Kościelskich i Miłosławiu schodzi na Nobla:

    DG: Jutro ogłoszenie Nobla. Już na koniec chcę zapytać pana, czy ma pan jakiegoś swojego faworyta, czy śledzi pan tych corocznych laureatów Nobla, czy to jakoś kieruje potem pana lekturami, wyborami lektur?

    JD: Czy ja wiem… na pewno. Na pewno bym nie sięgnął na przykład po Doris Lessing w ubiegłym roku, gdyby nie Nagroda Nobla. Bo wcześniej nie znałem jej książek; one wprawdzie były wydawane, i teraz sobie właśnie kupiłem przedwczoraj jakąś książkę, z lat siedemdziesiątych chyba, Lessing, ale Coetzee czy Marquez to byli tacy autorzy, po których ja kiedyś tam sięgałem, bo wiedziałem, że to są nobliści. Też bardzo śledzę Nagrody Bookera, ponieważ Anglicy mają znakomitą tradycję prozy i takiej właśnie solidnie zbudowanej powieści, której, mam wrażenie, w Polsce trochę brakuje. I Nagroda Bookera jest rzeczywiście nagrodą przyznawaną za rzetelną powieść. I tutaj nie wiem czy Alan Hollinghurst, czy John Banville z ostatnich tam kilkunastu lat to takie myślę najjaśniejsze postaci dla mnie…

    DG: Mamy to szczęście, że właściwie ostatnio te nagrody Bookera na bieżąco jakoś do nas docierają, do polskich czytelników…

    JD: Tak, tak, one są tłumaczone…

    DG: …na przykład Kiran Desai

    JD: …tak, też jest przepiękna książka…

    DG: …czy Banville…

    JD: …więc to można też śledzić na bieżąco, to prawie tak, jak Nobla. W ogóle ten przepływ jest teraz, wiadomo, większy. Ale nawet kiedyś – Iris Murdoch, na przykład, była w Polsce też czytywana. To jest ta sama tradycja rzetelnej powieści brytyjskiej. Ja bardzo śledzę, to mnie bardzo interesuje. I tutaj bym też widział takie wzory, nie wiem, czy nie bardziej wśród noblistów.

    DG: A komu by pan jutro przyznał Nagrodę Nobla?

    JD: Nie mam takiej śmiałości, nie mam takiej aż wiedzy… myślę, że Philip Roth jest tutaj dobrym kandydatem, myślę, że Mario Vargas Llosa jest dobrym kandydatem… ale to… tego jest tyle na całym świecie…

    DG: …pożyjemy – zobaczymy. Myślę, że Akademia Szwedzka może nas znowu zaskoczyć…

    JD: …Banvillem też by mnie uradowali.

    DG: …często to robi. Bardzo dziękuję, Jacek Dehnel był kolejnym gościem Literackiego Sezonu na Dwójkę.

    Sprawa natomiast z łatwością się wyjaśnia. Na koniec audycji jest długa rozmowa z Igorem Stokfiszewskim na temat programu stypendialnego Villi Decjusza “Homines Urbani”, 4. Dni Literatury i antologii “Ludzie miasta” (której Stokfiszewski jest współautorem). I on rzeczywiście mówi: “Ja myślę, że.. obawiam się, że niezależnie od tego, co bym powiedział, to pewnie to jest święto…”. I potem fantazjuje, że byłoby fantastyczne, gdyby Nobla dostał Witkowski, Masłowska, Żadan, Śniadanko. Tyle, że to jest IGOR STOKFISZEWSKI a nie Jacek Dehnel (a Jacek Dehnel nie jest również innymi gośćmi tej audycji: Anną Piwkowską ani Pascalem Mercier).

    Jak mawiało się u mnie w domu: “słuchaj uchem, a nie brzuchem”. Bo jeśli się słucha brzuchem, piąte przez dziesiąte, w locie, to plecie się trzy po trzy i wypisuje na blogach jakieś bzdury, a potem rozpętuje ogromną kampanię, sugerując spiskowe teorie, że być może radio się uwzięło i dopuściło się jakichś szachrajstw. Eeecch.

  21. Przechodzień pisze:

    Czekałem na Pański ruch, już nic innego nie pozostało Panu jak wreszcie przedstawić dowody, pozyskane niejako wbrew swej woli, dzięki mnie (o tym niżej), mojej determinacji i wyjaśnić to czego nie miał Pan woli ani przez chwilę wyjaśniać. A nieprzedstawienie ich mogłoby oznaczać tylko jedno: iż rację miałem ja. Niestety, jak widać nie miałem.
    Ale czyż tak pozyskanym dowodom można wierzyć? Czy mają moc rozstrzygającą? Czy zastanowił się Pan iż po raz kolejny będę musiał zawierzyć Pańskiemu wrodzonemu umiłowaniu prawdy, nie mając przed oczyma tego samego co Pan? Jesteśmy w konflikcie, obaj jesteśmy stronami, jednak nie przeszkadza Panu, że dowód posiada tylko Pan? Czy widział Pan kiedy, aby prokurator powierzył główny dowód w sprawie podsądnemu i aby to on, ten dowód przedstawiał sądowi mogąc dowolnie nim, rzecz jasna manipulować? Kto tu jest tym sądem? Pan?
    Dlaczego mam Panu wierzyć? Jako znawca bzdur i ich zaciekły tropiciel oraz praktyk konfabulacji z łatwością mógł to Pan wszystko wypichcić. I choć wygląda to prawdopodobnie, stanowczo to za mało, aby przesądzić sprawę.

    Dlaczego Pan nie pomyślał o mnie i nie zastanowił się nad moimi wątpliwościami dotyczącymi rozwiązania p. Gacek? również jej przekazanymi, już bez odpowiedzi.
    I Pan mi zarzuca skłonność do wietrzenia wszędzie spisku? To ja, a nie Pan, najzupełniej jawnie i formalnie poprawnie, że tak powiem z otwartą przyłbicą podejmowałem działania śląc maile gdzie się dało i szczerze o tym informowałem na blogu licząc na równie urzędowe działania. I oto trafiam na p. Gacek. Po dziewięciu – od chwili napisania do niej – dniach inkubacji zgryzoty moim mailem dzwoni do Pana z pytaniem czy Pan „zechce się sprawą zająć i czy przysłać”. A do mnie po kolejnych trzech, że mnie materiału udostępnić prawa nie ma. I Pan się na to daje złapać. To przecież klasyczne działanie spiskowe. Właśnie w tym momencie, kiedy Pan na to poszedł stał się Pan pospołu z p. Gacek bezwiednie, lub wiednie (kto to może wiedzieć) współtwórcą historii spiskowej. Ale najwyraźniej Pan tego nie rozumie, lub co gorsza uważa taki mechanizm za jedynie słuszny i właściwy. Wtedy on się tworzy kiedy wykorzystujemy układy nieformalne, koterie, znajomości, czy nawet zwykłą sympatię w załatwianiu spraw urzędowych, które mają ściśle przypisane procedury. Tak działając, niejawnie z pominięciem owych procedur narażamy na straty osoby trzecie. I to na szeroko rozumiane straty. Z popadnięciem w obłęd, histerię, paranoję, manię prześladowczą etc., a z tak spreparowanym materiałem ludzkim już w ogóle nie trzeba się liczyć. Tak się właśnie produkuje wariatów.
    I Pan coś takiego chce właśnie tu wykonać. Próbując, sam zapędził się kozi róg.

    Na szczęście są w Polskim Radiu osoby szlachetne, rzeczowe i nie lekceważące nawet tak błahych spraw jak moja, gotowe służyć pomocą w ramach owej poprawności urzędniczej. Nie dałem wiary p. Gacek i dowiedziałem się że jak najbardziej można: (frag)
    “Z zasobów Archiwum PR SA może korzystać każdy począwszy od dziennikarzy programowych [korzystają z fragmentów dawnych audycji w swoich nowych realizacjach] po klientów zewnętrznych indywidualnych i instytucjonalnych. Są odpowiednie procedury udostępniania, które bardzo ściśle przestrzegają zasad dotyczących praw autorskich, wykonawczych i pokrewnych. Oczywiście jest to odpłatne.
    Kwerenda czyli informacja o danej audycji jest bezpłatna. Przegranie jej już nie.”

    I rzecz jasna poprosiłem o taką kwerendę. 26 listopada otrzymałem odpowiedź (frag):

    Mielismy problemy z dotarciem do interesujacej Pana audycji. Nie zostala ona bowiem przekazana do zarchiwizowania. Nasz pracownik dostanie plik z nagraniem tej audycji, przeslucha ja i sporzadzi jej kwerende, zgodnie z obowiazujacymi nas zasadami i procedurami. Wiadomosc o kwerendzie otrzyma Pan wraz z informacjami o dalszym postepowaniu.”

    I wreszcie 2 grudnia przyszło to na co czekałem(frag):

    „Na szczęście mimo upływu ponad miesiąca od jej emisji udało się ją znaleźć i odzyskać. Zapewniam Pana, że nie było to takie łatwe.
    Audycję przesłuchałam i zdokumentowałam, zwracając szczególną uwagę na interesujący Pana fragment.
    Audycja ta to zbiór rozmów z [w kolejności] Anną Piwkowską, Jackiem Dehnelem, Pascalem Mercierem i Igorem Stokfiszewskim. Autorka audycji Dorota Gacek na zakończenie każdej rozmowy pytała swoich rozmówców o typy na literacką Nagrodę Nobla w 2008 roku [audycja była nadana w przeddzień ogłoszenia werdyktu Akademii Szwedzkiej]. Słowa, które Pana interesują wypowiedział Igor Stokfiszewski [nie Jacek Dehnel] w kontekście “fajnie by było gdyby nagrodę tę dostali” – i tu padają wymienione przez Pana nazwiska. Pan Stokfiszewski chciałby aby laureatem został pisarz z Bałkanów. Pan Jacek Dehnel zaś wyraził nadzieję, że laureatem Nobla zostanie Filip Roth lub Mario Vargas Llosa.”

    Tak więc, mniej więcej to samo co przedstawił Pan, tylko nieco treściwiej.

    I tak właśnie chciałem sprawę rozstrzygnąć, aby Pan dostał od jakiegoś bezstronnego arbitra w tym wypadku Archiwum Radia identyczny materiał. Ale stało się inaczej, dostał go Pan techniką spiskową, żeby już pozostać przy Pana retoryce i ani myślał się z nim podzielić ze mną, uznając siebie za arbitra wystarczającego.

    Pisze Pan, że sprawa z łatwością się wyjaśnia. I tu jest pytanie zasadnicze. Czy Panowie byliście razem w studiu, czy słyszeliście wzajemnie swoje wypowiedzi? Jeśli tak, dlaczegóż zatem nie zrobił Pan tego na samym początku, skoro to takie łatwe, bo to rzeczywiście łatwe. Jaki był zatem cel Pan wizyty na blogu? Bo przecież nie żądał Pan nawet sprostowania, przeprosin. Więc nawet nie wiem czy Pan je chce. Dlaczego zamiast wykrzykiwać “kłamstwo, pieniacz” nie powiedział Pan od razu, KTO TO powiedział.
    Radio to nie tv, nie widzi się kto mówi, to była końcówka wywiadu, potem dziękowano i pojawiło się Pana nazwisko. I ja to połączyłem. Nie jest grzechem błądzić, ale tkwić w błędzie.
    Nie ma człowieka, który by czegoś nie przekręcił w życiu, poświadczał nieprawdę. Grzech, jeśli robi się to w złej wierze. A przecież podjąłem duży wysiłek, aby rzecz wyjaśnić i to niemal od samego początku w czym Pan mi świadomie nie pomagał. Więc po co? Dyskredytując mnie jako pieniacza i kłamcę, zdyskredytować cały blog?

    No i na koniec, mógłby Pan darować sobie te mądrości ludowe, którymi nafaszerowali Pana w domu rodzinnym, są zupełnie niewystarczające do komunikacji z drugim człowiekiem. Pan tu też plótł od rzeczy, mimo tych wytrenowanych w domu uszu. Czas zerwać mentalnie z „sitwą domu”.

    I jeśli rzeczywiście tak bardzo leżą Panu na sercu bzdury, dlaczego zatem nie oburzył się na bzdury jakie wygłosił p. Stokfiszewski o Noblu. Ja je tylko mylnie przypisałem, ale powiedział ktoś inny. A dostało się mnie. Czyż nie trzeba było rozprawić się z podobnymi poglądami, a nie trawić tu jałowo energię na kogoś z bliskim zeru poziomowi opiniotwórczości?
    Przy Pana preferencjach noblowskich (które jak najbardziej podzielam) musiało to przecież zadziałać jak pałką w łeb. I co? I nic. Gładko to Pan przełknął, a przecież to nie była rozmowa u cioci na imieninach.

  22. Ewa pisze:

    Przepraszam Pana Jacka Dehnela i Igora Stokfiszewskiego za pomylenie ich głosów radiowych wyemitowanych w trakcie dyskusji o tegorocznym Noblu przez użytkownika mojego boga, Przechodnia.
    Jeśli skrzywdzeni Panowie uważają to za niewystarczające, proszę uprzejmie o wskazanie miejsca, gdzie mam powyższe przeprosiny umieścić.

  23. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo, nigdzie nie musi Pani przepraszać, od początku pisałem, że nie mam do Pani żadnych pretensji.

    P. Przechodzień:

    Jak widać, po wyjaśnieniu sprawy okazało się, że to ja jestem winny: materiał pozyskałem metodą spiskową, która “produkuje wariatów” (jeśli chodzi o moje zdanie: w tym przypadku żadna produkcja nie jest konieczna), pewnie chciałem “zdyskredytować cały blog” (który zobaczyłem pierwszy raz w życiu do którego nic nie mam) i ukrywałem przed Panem wiedzę na temat tego, kto co powiedział (otóż nie ukrywałem, wywiady były nagrywane osobno, siedziałem w studio tylko z panią redaktor).

    Po tych wszystkich bzdurach i kłamstwach na mój temat, które Pan wypisywał w tym wątku, po całym pienieniu się i oskarżeniach, kiedy przyszło co do czego wysmażył Pan tekst na 7 tys. znaków, w którym nie pada nawet słowo “przepraszam” (a wzięta nie wiadomo skąd teza, że żadnych przeprosin nie oczekuję). Ręce opadają, internet zniesie wszystko.

  24. Jacek Dehnel pisze:

    /nawiasem mówiąc: przesłuchałem sobie jeszcze końcówkę audycji, łącznie z reklamami i zapowiedzią audycji kolejnej; po wypowiedzi Igora Stokfiszewskiego jest podziękowanie dla Igora Stokfiszewskiego, a nazwisko “Dehnel” W OGÓLE nie pada, więc znów Pan zmyśla; widać inaczej się nie da/

  25. Pan, Panie Jacku tu też obraził Przechodnia, ale przecież powtórna lektura całego wątku należy już do jakiś bardzo nudzących się osób, a nikt z nas na to czasu nie ma. Powtarzam, jeśli Pana nie zadawala takie zamknięcie sprawy, to proszę napisać, czego Pan jeszcze od nas oczekuje.

  26. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo,

    od Pani niczego nie oczekuję, od początku zachowywała się Pani ok. A od Pana Przechodnia też już niczego nie oczekuję, bo widzę, że zwykłe “przepraszam” nie może mu przejść przez klawiaturę.

  27. Przechodzień pisze:

    No, wie Pan, po tym wszystkim co musiałem tu z Panem przejść spodziewałem się raczej jakiegoś: “wybaczamy i prosimy o wybaczenie”.
    Natomiast “zalzajer” to kusząca propozycja tyle, że jako składnik bomb terrorystycznych do kupienia tylko dla prowadzących działalność gospodarczą.
    Niestety nie prowadzę…

  28. Jacek Dehnel pisze:

    Tak, tego, że będzie Pan miał po tym jakieś roszczenia, to się akurat spodziewałem.

  29. suggertis pisze:

    Zalosne.
    Dehnel ewidentnie wygral, przeciwnicy niedosluchali, niesprawdzili i jeszcze maja pretensje.
    (no i niech sie doucza deklinacji, czyli odmiany przez przypadki). No ale i pisarz udowodnil, ze (mimo
    babcinych nauk i pretensji do wyzszych sfer) daleko mu osobiscie do klasy i dystynkcji, ktorym holduje w swoich utworach.

  30. suggertis pisze:

    *nie dosluchali, * nie sprawdzili

  31. Jacek Dehnel pisze:

    Spieszę Pana (Panią?) rozczarować. Moje rzekome pretensje do wyższych sfer to pomysł P. Nowackiego. Ja mogę mieć co najwyżej pretensje do bycia polskim inteligentem. A moją ś. p. Babcię proszę zostawić w spokoju.

  32. Janek Ahnal pisze:

    nie, nie! protestuję! Pan Hrrabia Jacek Dehnel ma zawsze czyste buty i wyprasowane tiszerty. Wnioskuję po tym, że także maniery ma nienaganne i stosunek do płci pięknej własciwy acz z dystansem.
    Pan Hrrabia Jacek Dehnel rodem swoim sięga początków Ottona i zjazdu gnieźnieńskiego i widzieć nalezy, że imć Witt, którego Stwoszem zwano, jest spowinowacony z owym rodem dostojników w 19 pokoleniu.

    ależ mi się napisało, niezdarnie, pokracznie – pal licho ornament westybulu! Pan Hrabia wybaczy?

    uprzedzam – moje “h” w nazwisku było jest i będzie nieme.

  33. suggertis pisze:

    Kto to taki ten p.Nowacki? Nie znam, nie slyszalem. A aspiracja do wyzszych sfer tchnie z Pana utworow, ktorych lektura dostarczyla mi skadinad wiele radosci, a nawet wzruszen. Przepraszam, jesli w jakikolwiek sposob sprawilem wrazenie, ze atakuje osobe Pana Babki; chcialem tylko nieco kasliwie zauwazyc, ze nie do konca stosuje Pan w dyskusjacgh ten styl i sposob bycia, ktore zaszczzepila Ona w Panu (jesli wirzyc temu, co pisze Pan w “Lali”

  34. Janek Ahnal pisze:

    sziuger, Pan Herr Hrabija Jacek Dehnel jest jak drogowskaz. nigdy nie idzie drogą, którą wskazuje.

    to taka staropolsko-germańskija manijera hrabijów

  35. Bardzo proszę o nie kontynuowanie tego wątku i przeniesienie się z tymi uwagami na nieszufladę. Jestem z czasów gdy obowiązywała cenzura i nie chciałabym, by mój blog był cenzurowany, a jak widzę sytuacja tego wymaga. Dlatego bardzo proszę zaprzestać.

  36. suggertis pisze:

    Nie wydaje mi sie, zebym napisal cos niecenzuralnego. Ale skoro pani gospodyni wyprasza, to oczywiscie juz sobie ide. Jedno pytanie, jesli mozna: co to jest “nieszuflada”?Z gory dziekuje za odpowiedz i z gory odwdzieczam sie pelna odmiana tytulu “Balzakiana”:
    mianownik (kto? co?) Balzakiana
    “Balzakiana” to ksiazka Jacka Dehnela
    dopelniacz (kogo? czego?) Balzakianow
    styl i fabula “Balzakianow” zostaly docenione
    celownik (komu, czemu?) Balzakianom
    czy “Balzakianom” nalezy sie jakas nagroda?
    biernik (kogo? co<?) Balzakiana
    przeczytalem “Balzakiana”
    narzednik(kim, czym?) Balzakianami
    czesc krytyki zachwyca sie “Balzakianami”
    miejscownik(o kim o czym?) Balzakianach
    co Pani sadzi o “Balzakianach”?
    wolacz(o!) Balzakiana!
    “Balzakiana”, co my sie z wami mamy!
    Do widzenia

  37. Janek Ahnal pisze:

    sziuger, a jaka będzie odmiana rzeczownika “Błazenada”?
    i drugie pytanie:
    czy zamiast wyciągać balzaków z trumien i robić z siebie durnia-żarłacza żerującego, nie lepiej jest parekselans wyjść na błazna?

  38. GrażynaKarolina pisze:

    Nie dowiaduję się z tej dyskusji najważniejszego – czy Teściowa zdrowa?
    Dyskusję z powodu innych zajęć “przeleciałam”, ale jej ton w uszach wesoło mi dźwięczy.
    Pozdrawiam wszystkim autorów bezcennych uwag, myśli itede oraz gratuluję zapału.
    Aha, znalazłam to miejsce przypadkiem ( a może Jego Wyskość P. wcale nie istnieje – kto go tam wie) po “wyguglaniu” nazwiska Pani Ewy Lipskiej. Swoją drogą świeże spojrzenie Autorki bloga na twórczość krakowskiej poetki spodobało mi się. Ale z drugiej strony – choć “śliczna”, a zarazem “zimna” estetyka wierszy Pani Lipskiej może się wydać kontrowersyjna, to kunsztu i bardzo oryginalnego stylu odmówić im nie sposób.
    Pozdrawiam

  39. Ewa pisze:

    Nie wiem o czyją teściową Pani pyta – moja nie żyje już od kilkunastu lat. Zmarła na raka.
    Natomiast mąż mój jeszcze żyje, a nawet ze mną mieszka.
    A o Ewie Lipskiej pisałam bardzo subiektywnie, jak i o wszystkim tutaj.
    Dzięki za odwiedziny, również pozdrawiam.

  40. GrażynaKarolina pisze:

    Nie jestem zwolenniczką niedomówień, więc spieszę wyjaśnić : kilka razy w powyższej dyskusji, którą , jak pisałam wcześniej, przejrzałam ledwie, przewija się wątek Teściowej, a to w wypowiedziach Przechodnia,m.in., cytuję :

    “Witam
    W dniu 8 października, czekając w samochodzie na teściową na umówioną wizytę u neurologa o 19:30 wysłuchałem końcówki wywiadu z p. Dehnelem, gdzie zapytany o jutrzejsze święto literatury (Nobel) powiedział mniej więcej:, że dla niego byłoby święto, gdyby Nobla dostała Masłowska, Witkowski czy Śniadanko.”
    Pozdrawiam wieczornie

  41. Ewa pisze:

    Acha. Już nie pamiętałam. Tak, to chodziło o moją mamę. Ma się dobrze. Dziękuję.
    Nie przyszło mi po prostu do głowy, że ktoś może spytać o taką marginalną rzecz, nie zaciekawiwszy się, o co w tej dyskusji chodzi naprawdę. Teściowa się pojawiła, ponieważ nie pamiętaliśmy już nic, jak Pan Jacek tu wszedł. I to było o tyle ważne, że ja miałam tę datę na karteczce od lekarza domowego napisaną.
    Nudzi się Pani w ten piękny, lipcowy sobotni wieczór? Ależ Pani sobie lekturę wybrała, współczuję.

  42. Robert Mrówczyński > Dehnel pisze:

    Skoro Przechodzień wszystkiemu winien, poczułem się zobligowany to sprawdzić i się przyjrzeć sprawie sprzed dwóch lat, choć to praca niezapłacona i jałowa. I uderzające, lata mijają, a Pan Dehnel o czym by nie pisał, zawsze jest tak samo: psychotycznie prokuratorsko, nudno i ze złą wolą.
    O ile Przechodniowi rzeczywiście zależało na szybkim wyjaśnieniu sprawy i sprężał się jak mógł, choć nie miał łatwo, to Dehnelowi zupełnie nie wiem o co chodzić mogło, żeby tak długo przebywać w toksycznym dla niego miejscu. Przez tydzień grał w pawła i nie wiedział, o które radio może chodzić i tak dalej i dalej przez dwa miesiące ta błaha sprawa się ciągnęła i rozdymała, a mogła się zakończyć w pięć minut, bo radio i zaprzyjaźnione radiówki ma na wyciągnięcie ręki, ale nagranie, które w końcu zdobył i to głównie dzięki naciskom Przechodnia, (choć może je miał cały czas) i tak sam obiektywnie wysłuchał, i zrelacjonował, tak że nikt się nie dowiedział co tam się mówiło do dnia dzisiejszego. I jeśli doszukiwać się tam jakiegoś dowcipnego miejsca, to właśnie to może być tym miejscem. To taka mała, arystokratyczna próbka tego, jak Pan Dehnel rozumie jawność, demokrację i komunikacją międzyludzką.

  43. przypadkowa 83.21.35.35 logginecco@wp.pl pisze:

    Zastanawiam się, czy aby właściwie rozumiem pojęcie “pieniactwa” i “pieniacza”. Do tej pory sądziłam, że pieniactwo polega na zacietrzewieniu z jednoczesnym rozdymaniem błahostek do monstrualnych rozmiarów. Tutaj Przechodzień – wyczerpując moje o tym pojęcie – jednocześnie żarliwie zapewniając, że nie ma z nim nic wspólnego – wypełnia je szczelnie.

  44. Ewa > przypadkowa pisze:

    Widzę, że pieniacze cierpią na bezsenność. Teraz to akurat Pani jest ilustracją pieniactwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *