Baudrillard

Śmierć Jeana Baudrillarda, mimo poetyckich zamian rzeczywistości w najwyśmienitszym stylu postmodernizmu, była odwieczna, konwencjonalna i przewidywalna.

Ukończyłam właśnie “Duch terroryzmu”, sterroryzowana wątpliwościami, czy aby warto się czegokolwiek dowiadywać z newsów medialnych, skoro to i tak wszystko nieprawda.
Ale – jak donosi w necie fala artykułów na okoliczność śmierci, próbująca ogarnąć myśl filozofa – spośród kilkudziesięciu książek, u nas już kilkunastu spolszczonych, można zauważyć wyraźną ewolucję i zmianę poglądów wstępującego marksisty i późnego orędownika wartości etycznych i moralnych, „wielokrotnych refrakcji w hiperprzestrzenni”.
Obraz sieciowego świata wyłania się straszny i jeśli postmodernizm zakwestionował większość, dając jedynie wolność niewiary we wszystko, w co się do tej pory wierzyło, to wysiłek Baudrillarda, by się w tym mentliku rozeznać był rzeczywiście imponujący i hamujący swobodne zapędy artystów próbujących zamienić świat w jedynie w grę komputerową.
Ale zagrożenia swobodnej zabawy – jak u Pinokia – a nawet przecież drewnianej kukle w końcu wyrastają ośle uszy i nieodwracalnie traci już pozwolenie na powrót do Życia – i odradzaniu się wszystkich, zdawałoby się już odrzuconych i skompromitowanych wynalazków ludzkości – polegała u Baudrillarda na demaskowaniu, a nie na perswazji.

Wielki miłośnik Andy Warhola, który połączył sztukę modernistyczną odgrodzoną wysoką poprzeczką erudycji wtajemniczonych z komercją, z całą bezwzględnością oskarża chytrość populistycznych państw, dających pieniądze w postaci grantów i stypendiów na zyski jedynie materialne, a nie duchowe:
Sztuka, jest niczym innym jak „tajnym porozumieniem”. Obecnie owo tajne porozumienie dotyczy społeczeństwa w jego ogólności i nie ma już żadnego powodu, by nadawać sztuce jakieś odrębne, szczególne znaczenie. Wszelkie przeszkody i sprzeciwy wykorzystywane są przez system jako kolejna odskocznia. Tym samym „sztuka zatraciła to, co najistotniejsze ze swej jednostkowości i nieprzewidywalnego charakteru. Nie ma w niej już miejsca na jakikolwiek przypadek czy niespodziankę” — jak pisał Chris Kraus w Video green — „Zycie artysty niewiele jest warte. Jakie zresztą życie?” Dziś sztuka wytwarza jedynie sukcesy, zawodowe kariery, zyski z inwestycji, przydające prestiżu przedmioty konsumpcji, tak samo jak wszelka pozostała działalność handlowa. I wszystko to, co nie było sztuką, teraz nią się stało. Roland Barthes mówił, że w Ameryce seks jest wszędzie z wyjątkiem seksu samego. Dziś wszędzie znaleźć można sztukę, nawet w obrębie niej samej.

Oglądając dzisiaj witrynę OBIEGU, a w nim obszerną relację z ostatniej produkcji artystycznej Katarzyny Kozyry – artystki nie ustępującej już w naszym polskim zapóźnieniu artystkom podobnym Zachodniego świata sztuki, można się upewnić, że zabawa trwa na całego.
Pamiętam abstrakcję, którą artyści uprawiali z początku z całym misyjnym pietyzmem przeciwko socrealizmowi, a którą przy wprawie i całkowitym intelektualnym, duchowym i warsztatowym zaniedbaniu można było malować szybko i bez wysiłku na całkiem przyzwoitym estetycznym poziomie. I tak, jak spodnie dzwony w latach siedemdziesiątych, w swej manierycznej formie osiągały nawet i pół metra szerokości wokół butów, tak i dzisiejszy postmodernizm ma pewnie już fazę manieryczną.

Baudrillard pisze o złu:

Zanim zło stanie się amoralne, jest najpierw antagonistyczną zasadą. Z religijnej wizji zła można jednak zachować ideę negacji, iluzji, zniszczenia. Z tego punktu widzenia zło jest czynnikiem rozłączającym. Dobro tkwi w jasnym przeciwstawieniu dobra i zła. Zło – w nieodróżnialności jednego od drugiego. O ile dobro i zło mogą się wymieniać, będąc dialektycznie ze sobą powiązane, jesteśmy w świecie dobra. Zło znajduje się albo po tej, albo po tamtej stronie przeciwstawienia dobra i zła. Albo jeszcze lepiej, dobro jest tylko wystającym ponad wodę czubkiem góry lodowej, której zanurzone dziewięć dziesiątych stanowiłoby zło. Między jednym i drugim nie występowałaby zatem różnica substancji, lecz jedynie różnica widzialności i przejrzystości.
(…)
Tak, myśl jest narzędziem zbrodni. Nawet na chwilę przed zniknięciem rzeczywistość jest tajemnicą. Dlaczego istnieje rzeczywistość albo dlaczego nie istnieje? Od zerwania symetrii materia – antymateria zaczyna się filozoficzne pytanie: dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Kiedy kończy się uprzywilejowanie świata materialnego, ta nieuchwytywana rzecz, którą puściliśmy kantem, powraca, żeby straszyć nas w snach, i pytanie, jak już panu mówiłem, zaczyna brzmieć: dlaczego istnieje raczej nic niż coś? Pytanie antyfilozoficzne czy raczej punkt dojścia pytania filozoficznego? Zgodnie z wizją filozoficzną, „istnieje byt, a to, co nie jest bytem, jest niczym”, nie istnieje. Zło nie istnieje. To wizja teologiczna, filozoficzna. Zło nie posiada bytu, zło nie jest rzeczywiste. Moim zdaniem obecnie wyglądałoby to odwrotnie. To coś stwarza problem i zapytujemy siebie, jak to się dzieje, że coś mogło rościć sobie prawo do istnienia i mieć jakąkolwiek szansę rozprawiania o sobie samym. Oto tajemnica! Rzeczywistość ma dziś tendencję do zaniku, zmuszają do tego sama jej interpretacja, i ustępuje miejsca zapytywaniu o pustkę, o status rzeczywistości jako takiej. Wraz z mechaniką fal i fizyką kwantową nasz wszechświat przestaje być posłuszny niezmiennym prawom. Nie istnieją już prawdziwe prawa i stanęliśmy twarzą w twarz z ostateczną nieokreślonością. Problemem jest wiedzieć, w jaki sposób wewnątrz tej nieokreśloności mogą pojawić się prawa i jak może powstać efekt rzeczywistości. Tutaj problem się odwraca. To nie nic, nie odwrotna strona rzeczywistości, nie odwrotna strona tego, co racjonalne stwarza problem, stwarza go sama rzeczywistość.

Wszechpanujący dzisiaj postmodernizm wyczerpie się, jak wszystkie izmy, pozostawiając kilku zaledwie niezaprzeczalnych, błyszczących jego reprezentantów, bo przecież nie wszystko jest złe, a jak pisała Susan Sontag, niewątpliwym osiągnięciem literackim było przekraczanie strzeżonych w modernizmie granic.

Wszystko, co było postmodernizmem kojarzyło się z Baudrillardem.
Matrixowy Neo nie żyje? Niech żyje?

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *