Po okropnych komediach reżyserów kiedyś wyśmienitych – Juliusza Machulskiego („Superprodukcja”), Marka Koterskiego („Wszyscy jesteśmy Chrystusami”), aż strach oglądać najnowszą komedię Stanisława Tyma i nie dziwić się, że w czasie premierowego pokazu też miał stracha.
Ale chciałam zobaczyć tajną polskę, który na swoim blogu poświęcił filmowi i opisowi swojego statystowania kilka metrów bieżących bloga.
Niestety, nie dało to podlizywanie chyba efektu takiego, jak da zapewne w profesji pisarskiej podlizywanie się korporacji “ha!art”, czego dowody na bieżąco na portalu kumple doświadczam.
Najprawdopodobniej tajna polska został z planu wycięty i bezpowrotnie pozbawiony możliwości kariery filmowej. I słusznie, bo zaangażowanie całego kwiatu aktorstwa polskiego nie pomieściły i tak obszerne epizody, toteż zapewne Gustaw Holoubek i Zbigniew Zapasiewicz, oraz wszystkie świetne dzisiejsze kabarety („Moralnego niepokoju” w komplecie!) musieli zadowolić się anonimową rolą statystów, tajną polskę rugując.
Nie tylko aspirantom wiatr w oczy. Czytając recenzje, zdumiewa nie radzenie sobie z prostym zdawałoby się, rytuałem zarobkowym. Kuriozalna jest recenzja “Tygodnika Powszechnego”, szczyt pisania nie na temat, gdzie młody autor opisuje, jak jadł herbatniki i wymienia ich nazwę śpiesząc na serial „Alternatywy”.
Ja tu recenzji nie piszę. Jedynie lekkie dygresje masochistyczne, bo trudno ucztę duchową „Rysia” zaliczyć do przyjemności.
Jednak wszystkim bezwzględnie poleciłabym obejrzenie filmu, gdyż jest w całym swoim absurdzie złej roboty filmowej niesłychany, a nie jest łatwo zrobić coś podobnego bez histerii najwyższego gatunku.
Wszelkie porównania do Stanisława Bareji nie mają sensu – jest to film autorski Stanisława Tyma – autonomiczny – jedynie hołd złożony reżyserowi „Misia” w którym Tym był główną postacią, jest bardzo szlachetny.
Toteż odcięcie się od wysokiej kultury i dobrego smaku Bareji, na rzecz ordynarności i obsceny (słowa kurwa, gówno i akcesoria – wibrator), mimo tego samego imienia i nazwiska, odcinają bezpowrotnie Ryszarda Ochódzkiego od postaci stworzonej przez Stanisława Bareję.
I nie chodzi tu o nową epokę, ale o nowego człowieka.
W nowej rzeczywistości polskiej, z bełkotem chaotycznych dialogów opartych na kamuflażu i bredzeniu szkolnym nudzącej się martwoty pozbawionej dowcipu, nie ma miejsca już na francuską lekkość erotycznych aluzji, czy angielski czarny humor Stanisława Bareji, mających bezwzględnie jeszcze międzywojenną proweniencję. Dlatego film jest jak najbardziej spójny i konsekwentny.
Wszystko jest szczątkowe, nie tylko frekwencja na sali Sejmu Polskiego. Szczątkowy jest nadmiar, przegadanie i splendor w chaosie wariactwa kabaretu w najgorszym kiczowatym stylu ( jak kabaret Olgi Lipińskiej).
Entropia wzrasta wraz w podkręcaniem temperatury, wyciskaniem sytuacyjnych gagów do ostatniej kropli. Ale wszystko jest suche i puste, toteż i aktorzy goniący w piętkę symulują je jedynie. Jednak symulacje nie mają nic wspólnego z symulakrami. Bowiem bohaterem filmu jest geriatria, jest starość, a więc coś, co ma początek, rozwój, co trwa i na naszych oczach udaje jedynie, że jest czymś innym, ale nic się nie da udać. Starość jest związana z czasem, a czas jest bezwzględnością stałą.
Toteż naigrywanie się ze starości w filmie mści się okrutnie. Spadająca szczęka w kontekście bełkotu demencji Barbary Krafftówny, głuchoty Krystyny Feldman, opasłości Krzysztofa Kowalewskiego, zgrzybiałego na rowerze Stanisława Tyma, to rachunek, wystawiony brakowi higieny fizycznej i duchowej polskiemu człowiekowi sukcesu, dla którego ciało jest przecież narzędziem wykonywanej profesji.
Serce się kraje, gdy widzi się wiedźmowate, opasłe aktorki po zobaczeniu ich rówieśniczek na niedawnej gali rozdawnictwa Oscarowego.
I co z tego, że wszyscy kradną, że wszystko to postkomunistyczna mafia, że żyć się nie da w państwie bezprawia, gdzie bezpowrotnie zniszczony został autorytet władzy religijnej i świeckiej.
Ta czarna komedia jest też i o wąskim odcinku życia prywatnego, sugerującego, że jak wszyscy żyją źle, to nie uda się nikomu.
Jest też i demoralizująca, gdyż zwalnia widza z jakiejkolwiek przyzwoitości.
Nie obwiniam oczywiście Stanisława Tyma za to, że jak dotychczas nie odpisywano mi na maile odczuwając jednak jakiś wyparty powoli wstyd, to teraz nie będą mi odpisywać w społecznym przyzwoleniu i dumie z dobrze wykonanej pracy u podstaw.
Ale coś w tym jest. W odwrotnej tęczy, w odwrotnym działaniu, w przeciwieństwie do twórczości Gogola.
s
jakość tego filmu [“Ryś”]jest mizerna i podobnie Jak Ty, uważam, że Ołudzki z P.R.L. rózni się od dzisiejszego Ołudzkiego. To nieudolna karykatura. Denerwuje mnie jednak to nasze zażarcie masochistyczne taplanie się w komuszych absurdach i wmamianie sobie, że mówiące o tym fimy, nadal są śmieszne.
Nie wiem, Marku. Stanisław Tym żył w naszych czasach i uważam, że dobrze, że próbował to wszystko jednak wyartykułować, te „komusze sprawy”, które się za nami jednak ciągną i determinują nasza rzeczywistość. Tylko, że z aktorami to jest tak, jak z tymi lektorami Książek Mówionych. Czytają je tak, jakby sami je napisali. Czy wiesz, że Ksawery Jasiński wtrącał swoje uwagi i odcinał się, jak miał wymówić brzydkie słowo w literaturze pięknej? Tak sobie pozwalał. Więc i Stanisław Tym sobie pozwolił zmierzyć się ze Stanisławem Bareją.
A zobaczyłam „Misia” znowu, był w TV na 3 maja. I był nienaruszony czasem, rewelacyjny i wszyscy aktorzy świetni, a w innych filmach są niestrawni. Ot, Bareja prawdziwy Artysta. A Tym, to tylko Aktor.
na starej plezantropii znalazłem tekst KULOWY UBAW PO DACHY i jest na nowej. zapaszam do lektury
Mamoń