Manuela Gretkowska „Obywatelka”

Kiedyś napisałam na blogu, że z dwojga złego polskich dam najnowszej prozy wolę Manuelę Gretkowską od Olgi Tokarczuk i po przeczytaniu „Obywatelki” tę opinię podtrzymuję.

Z pewnością zadziałał tu mechanizm serialowy, działający na podświadomość. W człowieku czają się niezbadane pokłady zainteresowania drugim człowiekiem wyłącznie plotkarskie i przyczynkarskie.
Z pewnością każda metoda jest dobra, nawet przywiązywanie do kaloryfera, by czytać, czytać i jeszcze raz czytać wszystko, co przecież można bez wysiłku zobaczyć w telewizorze.
Ale u Manueli Gretkowskiej jest jeszcze inny problem. Z nim oraz z nieodmienną trójcą: Manuelą Gretkowską jej partnerem Piotrem i rosnącą cały czas córeczką Polą, autorka pozostawia czytelnika już w trzeciej książce tej serii.
Tym problemem jest szczerość.

Termin być może wytarty i zdewaluowany, ale warto przyjrzeć się tej emocji w służbie literatury pod kątem sposobu pisania współczesnej powieści.
„Obywatelka”, jak sama nazwa wskazuje, jest w tryptyku najbardziej na zewnątrz autorki.
„Pola”, opisująca ciążę i poród pierwszego i ostatniego dziecka pisarki była utworem wewnętrznym. „Europejka” to rejestracja rodzenia się uczuć patriotycznych u emigrantki, która wrócić musi, by zaszczepić w swojej ojczyźnie szersze, europejskie horyzonty.
„Obywatelka” jest światowa. Pisana na wzór powieści amerykańskich o „pracy”, które zawsze interesują czytelnika, gdyż w kapitalizmie wysuwa się na plan pierwszy problem najmniej fatygującego, a najbardziej skutecznego pozyskiwania pieniędzy, czego moje pokolenie pozbawione w takim zakresie społecznej wolności już nie zdążyło zakosztować.
Idąc tropem łączenia sławy z obywatelskim obowiązkiem wobec narodu, który pisarkę wydał, mając jednak świadomość, że według socjologicznych statystyk ksiądz i polityk to profesje najintratniejsze, Manuela Gretkowska ze swoją dwuosobową załogą mężczyzną życia Piotrem i córeczką Polą idzie pracować do sejmu.
Książka dokumentująca półtora roku prawdopodobnej pozytywnej finalizacji zamierzeń niestety kończy się niepowodzeniem. Fatalny pomysł partnera Piotra sfotografowania i rozplakatowania rozebranych członkiń powołanej do życia politycznego Partii Kobiet dyskwalifikuje bliską sukcesu wyborczego Partię i jej liderkę, Manuelę Gretkowską. W decydujących chwilach zostaje nawet opuszczona przez dzisiejszego premiera, Donalda Tuska, którego portret kreśli nadzwyczaj pochlebnie:

„… Tusk wygląda jeszcze sympatyczniej niż w telewizji. Nieprzekładalny na telewizor, kamery nie wychwytują mikroruchów, minimalnych gestów, spojrzeń -jego wrażliwości i promieniującego z niej uroku. Można by tylko – myślę -posrebrzyć mu włosy na skroniach, przez co straciłby sławetny chłopaczkowaty wygląd. Błękitne oczy zyskałyby głębię.”

Równie pochlebnie zaprezentowany jest ksiądz Jacek Prusak, krakowski jezuita:

„ Zdążyłam przysiąść się, zjeść kolację i wysłuchać czegoś na deser. Ojciec Prusak mówi o diakonisach. Zwykłych kobietach uprawnionych do głoszenia kazań i udzielania sakramentów. Prawo o tym nie wspomina, ale i nie wyklucza. To jest furtka i ekumeniczne otwarcie na chrześcijan uznających liturgiczne równouprawnienie kobiet.”

Laurki sprezentowane są: rodzicom Manueli Gretkowskiej – mamie, niedoszłemu jezuicie tatusiowi, Uli (Dudziak), Maryli (Rodowicz), Kazi (Szczuce), Magdzi (Środzie), żonom , które dały, bądź nie mogły dać na partię pieniędzy, a które to niepowodzenia w ich prośbach przywódczyni Partii Kobiet wyrozumiale tłumaczy. Anonimowym animatorkom ruchu na prowincji, które nie dysponując sławnym nazwiskiem ofiarują społecznie lokale zebraniowe i czas.
Ale największą laurkę otrzymuje Polska Kobieta. Kobieta wyimaginowana, abstrakcyjna jawi się w analizach jako super kobieta, która cierpi męki w państwie polskim od zarania jego powstania i ten zaniedbany problem leży Manueli Gretkowskiej na sercu bardzo.
Toteż, jako kobieta, jako drapieżna kotka kreśli makabryczne wizerunki kobiet polskich, które należy drapieżnie ratować.
Żeby ratować, trzeba być kimś. Nie wystarczy być tylko pisarką. Trzeba mieć odpowiednią oprawę majątkową.
Na szybkensa wakacje na Majorce, gdzie uzdolniona Pola kosi w konkursach dziecięcych konkurencję tak, że biedni tubylcy zgrzytają zębami i zmuszeni są zmieniać regulaminy. W siermiężnej samochodowej tułaczce zbierania głosów i agitacji po polskiej prowincji następują co i rusz powroty do willi, jedzenie łososia foie de gras, sushi, warszawskiego życia, by znowu wracać na posterunki, na poniewierkę, na szybki seks z partnerem w nieogrzewanych salach.
Międzyczasie Gretkowska starzeje się w nieprawdopodobnym tempie, siwieje i traci zdolności rozrodcze wchodząc w przekwitanie i rozpoczyna klimakterium.
Nie wiadomo, czy to skutek toksycznej polityki, czy pogoń za uczciwą pracą w sejmie jest tak wycieńczająca?
Pisarka jednak na przestrzeni tych trzystu stron spisywanych jak dziennik pokładowy nie traci nadziei, jest pogodna i dzielnie wywiązuje sie ze swych obowiązków wobec córeczki Poli i partnera Piotra. Bowiem tylko to się naprawdę liczy i jeśli Manuela Gretkowska kocha pisanie i literaturę, to tylko po to, by tym zobowiązaniom sprostać. Jeśli faktyczne przeczytała wydany wtedy ogromny „Dziennik” Wirginii Woolf, to jedynie po to, by zabrać głos w dyskusji radiowej i zgromadzić dla partii fundusze i darmową reklamę. Resztę pracy intelektualnej próbuje nadgonić nieślubny – jak go nazywa pisarka – mąż Piotr, czytając jej na głos obszerne fragmenty literackie potrzebne pisarce do wewnętrznego rozwoju.
A więc w tym ciągu pokarmowym, który bezpowrotnie pożera polską pisarkę jest konsekwentnie ukazana kolejność zjadania: sztukę traktuje jako szansę wejścia w kręgi polityczne, które dałyby jej dozgonne źródło dochodu dla utrzymania najwyższego standardu życia jej rodziny, dzięki obietnicy zadbania o interesy jednej płci w Polsce.
A do czego szczerość? Dla zamazania tego procesu.
Kto bowiem dzisiaj wie w permanentnej postmodernistycznej ironii, co to słowo oznacza?

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na Manuela Gretkowska „Obywatelka”

  1. Ania pisze:

    A czemuż tu taka długa przerwa była?

  2. Ewa pisze:

    Chciałam sprawdzić, czy ktoś zatęskni za mną tak jak za Agnieszką Wolny- Hamkało. To dowód na nierówność kobiet w Polsce. Przekleję sobie dla otarcia łez komentarze z Jej blogaska:

    czy blogasek aby umarł? czy kogoś zmroziło drugie słowo pierwszego pytania?
    Koka do A, żeby czytać pisze:
    2008-09-17 o godz. 12:30

    No, chyba jesteśmy
    zaniepokojeni..
    Zdrowia!
    24.niedobre.wilki pisze:
    2008-09-19 o godz. 11:10

    Pani Agnieszko? Bo ja tęsknię.
    an pisze:
    2008-09-20 o godz. 19:09

    Mysle, ze tu chodzi o “Hurtownie ksiazek”, nowy program Pani Agnieszki. Zdaje sie, ze TVP ma na nia w tej chwili monopol :/

  3. no comment pisze:

    Po co szczerosc? Z potrzeby przedstawienia sobie tego co jest, jak to Edziu Stacura powiedzial: “Jezeli wiem, mowi, przedstawiam to sobie”. PO co szczerość? Bo ktoś moze sie brzydzić kłamstwem. Bo kogoś interesuje prawda, a czytając te gorzkie słowa rzucane pod adresem Gretkowskiej, te ironie, zgrzytanie zębami na pisareczke G (jak punkt Graffa) myślę ze Pani Ewa prawdę zniekształca, bo traktuje książkę (książeczkę?) bardzo wybiórczo. A czemu nic nie ma o tym, ze zaangażowanie polityczne groziło rozpadem jej związku? Dlaczego nic o tym, ze parając sie polityka narażamy sie na ubłocenie (siebie i rodziny), bo wiadome: najważniejsze w politycznym zaangażowaniu jest koryto, to do niego Gretkowska prze (prze Pani), to na tym jej zależy. A przecież mogłaby w tej swojej willi z Bożej laski spokojne życie prowadzić, zajadając sie łososiem, i wymyślać seriale książkowe, ku pokrzepieniu serc gospodyń lub ku zaspokojeniu odwiecznej potrzeby podglądania, co by było o czym poplotkować z sąsiadką. Moze zamiast plotkować o Gretkowskiej i oceniać ja SWOJA MIARA, spróbować uwierzyć w te jej dziecięcą szczerość i prawdziwość intencji. Bo podobno jaka miara mierzymy, taka i nam odmierza.

  4. Ewa pisze:

    SWOJĄ MIARĄ? A czyją ja mam odmierzać? Dla mnie w wolnej Polsce artyście stwarzanie partii politycznej, kiedy już pisarz do Partii należeć nie musi, to już na wstępie porażka artystyczna. Nie wiem, o co Ci chodzi.
    Przecież z założenia jest to absurdem. Jakie współczucie? Pani Gretkowska ma wszędzie otwarte drzwi, przyjmą ją z otwartymi ramionami, każde wydawnictwo, każde pismo jej artykuł w ciemno wydrukuje, każdy konkurs opłaci jurorowanie, hotel i jedzenie. Jakie cierpienie, jaki heroizm? Nie napisałam, że polityka to błoto? To teraz piszę: tak, błoto. I nikt dzisiaj nikogo nie zmusza, by w nie wchodził dobrowolnie.
    A tak na marginesie: znałeś (znałaś) Edwarda Stachurę osobiście? Bo to moje pokolenie, ja, mimo, że miał we Wrocławiu spotkania autorskie, nigdy go nie poznałam. Edziu?

  5. Janek Dohnal pisze:

    a własnie, że MOJA MIARA należy świat oceniać. Wszystko: to co było, jest i to co będzie.
    Moja miara jest moja i dlatego słuszniejsza niźlli innych, bo jest moja.

    Tako rzeczę, jakem Janek Dohnal

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *