Tropiąc w ponad sześćsetstronicowej, formatu A4 wielokrotnej strategii uśmiercania Wojaczka najbardziej widoczne jest jego słynne używanie. W wierszu z 1969 roku „Prośba” Rafał Wojaczek demaskuje katalog perfidnych społecznych zamierzeń wobec niego, wobec bytu nie z tego świata, wobec geniusza zdarzającego się narodowi nawet i raz na 100 lat:
Dać mi miotłę bym zamiótł publiczny plac
Albo kobietę bym ją kochał i zapładniał
Dać mi ojczyznę abym opiewał
Pejzaż lub ustrój lżył lub chwalił rząd
Przedstawić mi człowieka bym ujrzał jego wielkość
Czy nędzę i opisał w ciekawych słowach
Wskazać mi zakochanych bym się wzruszył
Posłać mnie do szpitala Na komunalny cmentarz
Urządzić mi teatr igrzyska sportowe
Wojnę żniwa na wsi festyn w mieście
Albo nauczyć mnie prowadzić samochód pisać na maszynie
Zmusić do nauki języków czytania gazet
A ostatecznie dać mi choć wódki żebym pił
I potem rzygał bo poetów należy używać.
Oczywiście, środowisko artystów wrocławskich spełniło chętnie ostatni postulat rozpijając beztrosko Wojaczka, gdyż taka forma zabójstwa jest nie do wykrycia. A więc używanie na całego, a jak już Wojaczek pisać nie mógł, samounicestwienie. Oprócz pierwszego warunku wiersza, reminiscencji z jego karnej pracy zamiatacza wrocławskich ulic oraz ósmej – pobytu w psychiatryku na Kraszewskiego – wszyscy opowiadający o Wojaczku dzisiaj, profesorowie wyższych uczelni, uznani i nagradzani pisarze, luminarze kultury polskiej, animatorzy, wydawcy, dyrektorzy, kuratorzy i prezesi stowarzyszeń – wszyscy dawali się używać kontrolowanie, bądź sami używali, ile się da.
Bowiem wtedy, jak i dzisiaj, kultura – ten nie weryfikowalny odłam społecznej aktywności, który wtedy przy pełnej inwigilacji a teraz przy pełnej wymianie strefy wpływów – stanowił bardzo dobre źródło dochodu dla siebie i dla swoich rodzin.
W tę dobrze naoliwioną, sprawnie działającą machinę, gdy po siermiężnej, małej stabilizacji gomułkowskiej wkroczyła na całego hedonistyczna epoka Gierka gdzie już do woli można było „żreć i rzygać”, wpadł, jak piasek w jej tryby – prawdziwy poeta.
We wstępie do „Wojaczka wielokrotnego” Stanisław Bereś pisze, że nie ma w Polsce roku, by nie obroniono na naszych uczelniach doktoratu z Wojaczka. Wydłubywanie śladów po Wojaczku trwa więc i wszystkie należne sprawozdania przeróżnych sprzątaczek i sąsiadów są skrupulatnie pod akademicką lupą analizowane.
W książce naliczyłam kilka fragmentów pisanych bądź wydanych już książek, gdzie pod własnym, lub sfabularyzowanym, już innym nazwiskiem używa się Wojaczka.
Wrocławskie Biuro Literackie rok rocznie przerabia jak w szkole, na licznych panelach tego genialnego poetę którego przecież nie ma.
Prawdziwego poety nie ma w administracji polskiej literatury. Nie ma go w uwodzeniu, nikt nie będzie rozmawiał z przyszłą kochanką o tamponie z miesięczna krwią, mimo, że już wolno. Nie ma go w Kościele z jego “Ironiczną Panią”. Nie ma w hymnach na cześć piękna tak urokliwych miejsc jak Mikołów i Kędzierzyn. Polska lewica nie wesprze się Wojaczkiem w walce z niesprawiedliwością społeczną.
Wojaczka nie ma, natomiast jest wojaczkowy boom. Kiedy poezja Wojaczka wnikająca w utwory fałszywych poetów, epigonów, złodziei i wampirów przestawała dziłać, stawała się już niemodna, rozpoczął się pochód wojaczkowego przemysłu z użyciem najnowszych technologicznych narzędzi.
Bo kogo naprawdę obchodzi dzisiaj ten za duży chłopiec, który nie mieścił się w formacie poetyckiego środowiska, a który, by mógł w nim zaistnieć, musiał pozwolić się używać.
Warto tu przytoczyć utwór innego prawdziwego i niedocenianego poety w kwestii niszczenia poetów przez redaktorów naczelnych. Autor wiersza zdaje sobie sprawę iż redaktorzy naczelni reprezentują interesy społeczne, wykorzystując jedynie poetów, którzy tegoż społeczeństwa są wrogami śmiertelnymi.
Depesza
do redakcji przyszła depesza
następującej treści
“mordujemy wszystkich poetów
od dnia pierwszego września”
depeszowiec zbladł jak biuletyn
czy można zamieścić
czy można zamieścić
tę opóźnioną depeszę
o tak niejasnej treści
więc dzwoni do naczelnego
ale w słuchawce zahuczał jakiś demon
jest zdezorientowany
nic nie wie z tego
więc szuka w encyklopediach
pod “antypoetyzacja” i w biuletynach
i tomach Lenina
lecz i u Lenina nic nie ma
i tylko noc ołowiana ściana
i w KW nikt nie siedzi o tej porze
i z tą depeszą
i z tymi poetami
o rozpaczy najczarniejsza redaktora
1956
Wiersz jest Andrzeja Bursy, rzecz jasna.