JEDYNACZKA

1.
Nie wiadomo, dlaczego zdecydowały się z nią spotkać, widać, było to jakoś ukartowane, myślała czytając kolejne maile. Sama zaproponowała osiedlową kawiarnię, pierwsze takie miejsce ich dziecięcych lat, kiedy w nowopowstałym, nowoczesnym budynku z corbusierskimi balkonami, którymi można było dotrzeć do wszystkich mieszkań na piętrze równocześnie, stworzono na dole tę kawiarnię z winylowymi, drucianymi krzesłami. Nie była tam nigdy ale wiedziała, że one w czasie ich licealnych lat przebywały tam codziennie podczas gdy ona po podstawówce wybrała szkołę średnią na południu miasta odległą o 3 km od domu, mającą więcej przedmiotów niż ogólniak i jak wracała do domu było już ciemno i na nic siły. Zresztą, nie odważyłaby się przekroczyć progu tej kawiarni wówczas, była tylko raz w tym wieżowcu u szkolnej koleżanki Usi, która już w siódmej klasie chodziła z synami Hiszpanów. Władze przydzieliły na osiedlu jeden budynek, by komuniści schronili się tu przed reżimem Franco i kilkoro hiszpańskich dzieci chodziło do ich klasy. Nikt już nie wiedział, co stało się z Hiszpanami, wywiał ich wiatr Historii z powrotem do ojczyzny i widocznie osiedle uznane za najpiękniejsze w mieście ich nie zachwyciło oraz możliwość zamieszkania w tak pięknym budynku Pedra, a potem Lopeza z Usią. Ale po Usi ślad zaginął i nie można było jej namierzyć na zadanym portalu sieciowym by mogło to się nazywać spotkaniem klasowym podstawówki, a szkoda, pasowałaby do tego zaplanowanego, majowego spotkania, tak mówiły. Jednak zawsze się jej wydawało, że zorganizowały to spotkanie tylko dla niej, tylko po to, by się jej przyjrzeć, nie miała pojęcia po co, szczególnie, że Jedynaczka do końca nie była podobno zdecydowana czy przyjdzie, czy zechce, czy nie będzie w podróży.
Mariola, która teraz pełniła odpowiedzialną funkcję przewodniczącej rady parafialnej plątała się w mailowych tłumaczeniach, a ona wiedziała, że wszystko jest przed nią ukryte i że nigdy nie będzie z nimi, będzie zawsze osobno i że coś raz na zawsze zostało przerwane, a takie spotkanie to trzech na jednego.
Ale się pomyliła, było czterech na jednego, Jedynaczka na spotkanie przyszła z Aniutą, z którą kończyła studia. Aniuta dołączyła do ich klasy w ostatnim roku i właśnie w siódmej klasie przestała ją już uważać i zaczęła ignorować mimo, że siedziały w dalszym ciągu razem w ławce.
W kawiarni już nie było tego wystroju jaki oglądała w gazecie, kiedy był jeszcze w rysunkowym zamyśle, osiedle było prestiżowym projektem miasta i lokalne gazety prześcigały się w trąbieniu o budowie tej kawiarni. Były lata sześćdziesiąte i już zerwano z siermiężnymi świetlicami dla młodzieży, na ich ważne i duże miasto wojewódzkie nie nadawała się też żadna wsiowa klubokawiarnia, musiała być kawiarnia taka jaką mieli lewicujący egzystencjaliści w Paryżu ze stolikami i parasolami na zewnątrz. Ale czasy się zmieniły, teraz był odwrót od komuny, nie nastała jeszcze moda na resentyment postkomunistyczny, kawiarnię zamieniono na ludową, bezpieczną ideologicznie i nijaką restaurację z niewybrednym jadłospisem, a na obszernym tarasie stoliki pozsuwano i parasole powiązano, czekając na sezon. Sezonu jeszcze nie było, był zimny maj i pogoda mokra, ale kiedy wreszcie przekroczyła próg tej byłej kawiarni odczuła pozorne ciepło bijące z drewnach stołów i ław, krzeseł w stylu góralskim, chociaż miasto nie miało z takim folklorem nic wspólnego tak jak i wtedy z Paryżem. W tych czasach lokale tego typu świeciły pustkami szczególnie na takim osiedlu, gdzie wywiało młodzież, a emeryci nie nawykli jeszcze do zachodniego trybu życia z wieczornym wychodzeniem z domu, by pobyć wśród ludzi. Nie, nikt na osiedlu już tutaj nie zaglądał, nie wiadomo jakim sposobem lokal się utrzymywał i z czego żył. W tym zupełnie pustym pomieszczeniu złożonym z dwóch otwartych pomieszczeń w rogu siedziała jedynaczka z Aniutą. Nawet nie spojrzały w jej stronę co było komiczne, gdyż nikogo absolutnie więcej tu nie było, a one jak małe dziewczynki zabsorbowane były tylko sobą, swoim jedzeniem, widelcami podnosiły do ust kawałki schabowego i kapusty, swoją konwersacją przetykając wybuchami śmiechu. Ona próbowała przywitać się z Jedynaczką, ale ta nawet nie wstała z buzią pełną jedzenia, nie odwzajemniła uścisku, jej pocałunek jakoś ześlizgnął się po jej czarnym golfie, Aniuta nawet nie ruszyła się, by się z nią przywitać. Chciała w pierwszym odruchu nawet stąd uciec, ale kelnerka natychmiast podeszła, zamówiła kawę, niczego by i tak w tej sytuacji nie przełknęła.
Po chwili zjawiła się Kasia, która co roku przylatywała samolotem z Ameryki na ich licealne spotkanie klasowe i być może był to jej pomysł, by ją tu ściągać, ale kto to mógł wiedzieć. Z Kasią przywitały się bardzo serdecznie i pomyślała, że lata emigracji Kasię ucywilizowały, zdawała się bardziej bezpośrednia i swojska. Też nic nie zamówiła tłumacząc się skarmianiem jej przez sąsiadkę, u której na czas polskiej wizyty mieszkała, gdyż mieszkanie zlikwidowali wyjeżdżając i zabierając ze sobą matkę. Na końcu przybyła Mariola prosto od fryzjera, dlatego – tłumaczyła – lekko spóźniona, widocznie tak robiła przed każdą pielgrzymką i każdą organizowaną wycieczką do Rzymu. Tu chciała zaplanować posiłek z góry, ale na całe szczęście do tego nie doszło. Zamówiła więc schabowego z kapustą i kartoflami, mimo że mieszkała z matką ulicę dalej, ale może zamówiła, by nie być gorsza od Jedynaczki i Aniuty, być może by tym właśnie jakoś się z nimi zbratać i zespolić.
Wszystkie zamówiły składkowego szampana, potem jeszcze butelkę wina, i następną butelkę, nastała już era nie palenia papierosów i Jedynaczka częściej przebywała z papierosem na tarasie niż z nimi, zresztą była w żałobie po śmierci matki i jej nietowarzyskość łatwo można było wytłumaczyć.
Aniuta dopytywała się jej, czy zrobiła karierę artystyczną i upewniwszy się, że nie, a ona wyczuła moment jak odetchnęła z ulgą, mimo, że nic na to nie wskazywało, ale ona i tak wiedziała, że wiedziała, że odetchnęła, opowiadała o fascynującej pracy nauczycielki biologii i wszystkie słuchały grzecznie, z wielkim zaangażowaniem oglądając w komórce fotografię jej córki.
Spytała, czy pamiętają jak przysięgały sobie we czwórkę pod balkonem Jedynaczki braterstwo krwi, kiedy plamiły kartkę wyrwaną z zeszytu w kratkę przerwanym szpilką naskórkiem palca, krwią którą tak trudno było z palców wydobyć. Zakopały to w pudełeczku, potem się pokłóciły i wykopały i potem się pogodziły i powtórnie zakopały i tak już zostało.
Nie, niczego takiego nie pamiętały mimo, że wspominały czasy szkoły wiarygodnie, szczególnie Mariola miała pamięć jak słoń, pamiętała dosłownie wszystko i pod wpływem czerwonego wina atmosfera zrobiła się coraz przyjemniejsza, a nawet pod koniec, kiedy kelnerka je fotografowała amerykańskim aparatem Kasi, była bardzo przyjemna i kiedy kelnerka jak na szpilkach czekała by je rozliczyć i wreszcie pójść do domu, żałowały wspólnie, że to już koniec, i że muszą to powtórzyć. Ale ona wtedy powiedziała grzecznie, ale zdecydowanie że nie, że nie chce się spotykać i zważyło to tę szampańską atmosferę, poczuły się nagle obrażone, nie pytały dlaczego, poczuły się dotknięte, przecież nikt nie grymasi, jak spotykają się co roku ze swoją licealną klasą, a nie wszystkie właśnie chodziły do jednej klasy do liceum i zrobiły dla niej taką właśnie uroczystość… zorganizowały spotkanie podstawówki, a ona nie?
Nazajutrz Kasia przysłała mailem zdjęcia pisząc, że spotkanie było wspaniałe, widocznie tylko na emigracji są tak wrażliwi, pomyślała. Potem wymieniły kilkanaście maili, w jednym z nich Kasia donosiła, że Jedynaczka skorzystała z jej zaproszenia i była u niej w Ameryce miesiąc z czego bardzo się cieszyła, że kawałek naszego osiedla do niej przyleciał i pobył.

2.
Weszła do kościoła dwie minuty przed dziewiątą z bukietem czerwonych różyczek których było osiem, więcej o jedną niż liczba lat podstawówki z Jedynaczką. Była dopiero garstka żłobników siedząca w ławkach i dosiadła się do Marioli pogrążonej w modlitwie, która jej w tym pustym kościele zrobiła miejsce obok siebie jak komuś zupełnie obcemu. Wyglądało to tak jak z dowcipu o staruszce pustego autobusu domagającej się ustąpienia miejsca przez jedynego pasażera, którym jest ktoś młodszy od staruszki i winien ustępować jej miejsca. Spytała Marioli, jak dostać się po mszy żałobnej do odległego o 3 km cmentarza i chciała jeszcze dowiedzieć się dlaczego i na co zmarła Jedynaczka, która na ich spotkaniu sprzed 8 laty była w bardzo dobrej formie, ale Mariola szepnęła, że jakoś się to przemieszczenie na cmentarz załatwi, a teraz – wskazała na wchodzącego księdza i położyła palec na usta.
Rozglądała się po kościele zupełnie przebudowanego, teraz już nie był nawowy z czasów, gdy czytały sobie z Jedynaczką wzajemnie karteczki z grzechami przed konfesjonałem, ale był rotundą, a mozaikę w stylu picassowskim z Chrystusem rozpiętym na umownym krzyżu jakimś sposobem oderwano od głównego ołtarza i wstydliwie zainstalowano w bocznym. Cały ten konsekwentny zamysł nowoczesnego architekta lat sześćdziesiątych został zniweczony złotym kolumnami i kiczowatym Chrystusem gdyż kościół był pod wezwaniem Serca Jezusowego i serce promowało teraz z chuderlawego ciała mosiężnymi drutami co go jeszcze bardziej prócz korony cierniowej i gwoździ w dłoniach i stopach przybitych do krzyża, raniło.
Przybywało spóźnialskich i kościół wypełnił się w jednej dziesiątej, ale większość przybyłych łącznie z synem Jedynaczki nie znali liturgii i wszyscy kierowali głowy na Mariolę, która zawsze wiedziała kiedy wstać i klęknąć, i powtarzać za księdzem katolickie kwestie.
Trumna Jedynaczki stała na środku z wieńcem czerwonych róż, a z tyłu, oddzielając ją od ołtarza, stały na stojakach wieńce z których najokazalszy był ten podpisany „Kasia z mężem”, widocznie opłacony w Ameryce i dostarczony tutaj przez świadczącą takie usługi kwiaciarnię. Dalej klasowy, wesoły bukiet z różowych goździków i różnorodnych drobnych kwiatów i kilka już bardzo skromnych wiązanek.
Ona postanowiła swój bukiet trzymać przy klęczniku, a jak nie uda jej się przedostać na cmentarz, da wtedy, postanowiła, do samochodu z trumną i wróci do domu.
Jak doniósł ksiądz, ofiara mszy świętej nie była tylko za Jedynaczkę, ale za dusze członków jej rodziny. Powymierali wszyscy, mąż zmarłej, rodzice i teściowie, przy życiu pozostał jedynie czterdziestoparoletni stojący z dziewczyną syn Jedynaczki. Już łysiał i siwiał, i był jedynym jej krewnym przybyłym na uroczystość z egzotycznego zakątka świata gdzie, jak dowiedziała się na fb, pracował. Ksiądz wodząc po zgromadzonych wyciągnął wniosek, że Jedynaczka była bardzo dobrym człowiekiem, pełna oddania służyła sąsiadom i ludziom, gdyż w przeciwnym razie by tu nie przybyli. Wtedy na jej twarzy pojawił się blady, ironiczny uśmiech, który Mariola udając, że jej nie ma i nie patrząc na nią jakoś kątem oka dostrzegła.
Kiedy po komunii Mariola nie wstawała z klęczek i żarliwej modlitwy, trumnę już wyniesiono, wyszła za żłobnikami przed kościół i zapytała – sądząc po wieku jedną z klasowych uczestniczek pogrzebu – na co zmarła Jedynaczka.
– Miała udar, wtedy syn ją zabrał, była tam trochę, ale potem miała drugi udar i już z niego nie wyszła – informowała mnie ciepło, podczas gdy ona dziękowała jej z całego serca za te wiadomości tłumacząc się, że jest tylko przyjaciółką aż z podstawówki, a tu są tylko koledzy licealni.
I w momencie, kiedy kierowała się do samochodu z trumną, by złożyć tam kwiaty i wrócić do domu, wyrosła nagle Mariola z rosłym kolegą klasowym, teraz ordynatorem ważnego miejskiego szpitala dysponującym wolnym miejscem w swoim samochodzie.
Podeszła do ogromnego samochodu, nie wiedziała, czy ma jeszcze jechać te trzy kilometry na cmentarz, czy nie starczy msza, ale nie miała odwagi odmówić. Sprawa podrzucenia na cmentarz przeciągła się, dwaj koledzy klasowi będący też bez własnych samochodów zaczęli przed kościołem podziwiać samochód z którego lekarz był najwyraźniej dumny i z tego, że podziwiają jego samochód ci, którzy chodzili z nim razem do szkoły i być może nie stać ich na taki samochód, który jest w cenie małego mieszkania własnościowego w tym mieście. Ociągała się i ona nie wsiadała, stała grzecznie obok, jak wypalą papierosy i jak zadecydują, że ona ma siadać z przodu, bo są przecież dżentelmenami, a i tak tablica rozdzielcza i ekran komputera samochodowego został już zaprezentowany.
Rozmawiali w trójkę ze sobą jakby jej nie było i jakoś ona wtrąciła, że na tym cmentarzu nie była pół wieku od czasu, gdy pochowali tam sławnego aktora którego władze zakazały pochować z kapłanem i były dwa pogrzeby, a oni całą klasą poszli na wagary na pogrzeb z kapłanem, gdyż cmentarz był widoczny z okien szkoły. I okazało się, że lekarz też jest z tego rejonu miasta i zna Janka z którym ona była na studniówce i zna Rożka, który był z ich klasy i który widocznie z nią studiował we Wrocławiu. Ale ona nie znała Rożka, a ci co siedzieli z tyłu zakrzyknęli, że to nie był Rożek, ale Mrożek i ona się ucieszyła, bo znała Mrożka, który chodził rok niżej.
Dojechali, dojechały też inne samochody i grupa wielkości licealnej klasy odsłuchała gry na trąbce i modlitwy księdza, który podał rękę synowi Jedynaczki, szybko odszedł do samochodu i zostawił stojących na zielonym dywanie imitującym trawę, a ci kładli trzymane w rękach wieńce i wiązanki do otulonej takim samym dywanem jamy, gdzie spuszczona trumna stała czysta bez grudki ziemi. Widocznie brudna ziemna robota należała już do robotników cmentarnych – pomyślała kładąc na dywanie swoją wiązankę obok tej od klasy licealnej z różowymi goździkami. Podeszła do Marioli i podziękowała jej, że mailem powiadomiła ją o śmierci Jedynaczki w przeddzień pogrzebu, mimo, że Jedynaczka zmarła dwa tygodnie wcześniej i czekała w zamrażarce cmentarnej aż przyjedzie syn z jakiegoś azjatyckiego państwa i matkę pochowa i nie wiedzieć czemu, ani Mariola ani Kasia z Ameryki nie powiadomiły jej wcześniej i dziw, że Mariola powiadomiła ją, więc podziękowała Marioli gorąco za to, pomyślała, że zmarnowała cały dzień na ten pogrzeb i nie omieszkała Marioli przypomnieć, że o pogrzebie Aniuty nikt jej nie powiedział i nie była, a tak, udało się mnie powiadomić, podsumowała. Mariola przemilczała to i się uścisnęły.

3.
Było to tylko trzy kilometry i z górki, miasto było górzyste i ona miała do szkoły średniej pod górę, ale za to wracała zawsze z górki, wracała dwoma tramwajami, lecz jak była w stresie wolała się przejść i tak teraz wolała iść na piechotę, szczególnie że świeciło słonce, a grudzień był ciepły.
Miasto było już ubrane bożonarodzeniowo, z ciekawością oglądała ulice przed starym zabytkowym dworcem gdzie usuwano ciężkimi koparkami asfalt i wyglądało jak za czasów jej młodości. Weszła na Rynek gdzie postawiono bożonarodzeniową karuzelę, minęła stragany świątecznego jarmarku i skierowała się, zbaczając z drogi, do domu na osiedle pod dom Jedynaczki. Na drzwiach klatki schodowej odnowionego socrealistycznego bloku w którym był dom rodzinny Jedynaczki i z którego nie wyprowadziła się nigdy, gdyż matka pozyskała dla siebie mieszkanie pracując w Spółdzielni Mieszkaniowej i się stamtąd wyprowadziła zostawiając je córce, wisiały już pozostawione przez Zakład Pogrzebowy podziękowania dla sąsiadów za udział w pogrzebie .
Budynek, gdzie było jej rodzinne mieszkanie stał pod kątem prostym do domu w którym mieszkała Jedynaczka i jako jedynaczka miała własny pokój, a na dodatek mieszkania tego właśnie domu były o jeden pokój większe i Jedynaczka była w najlepszej sytuacji z wszystkich w klasie, gdyż każdy mieszkał w dwupokojowym mieszkaniu i miał jakieś rodzeństwo, podczas gdy ona nie musiała się z nikim dzielić, kłócić i bić. Ojciec Jedynaczkę widywał rzadko, gdyż był albo na delegacji, albo cały czas w pracy, gdyż był w ekipie stawiającej osiedlowe nowe, już nie socrealistyczne bloki, ale widziała, że ją uwielbiał, Jedynaczka też jak witała się z nim na ulicy kiedy skądś wracał, z radosnym piskiem powiewając dwoma długimi warkoczami i wskakiwała mu na ramiona obejmując długimi nogami jego biodra nawet, jak już wiek nie pozwała na takie zachowanie.
Ona codziennie przed szkołą wstępowała po Jedynaczkę, która nie zawsze była na czas gotowa, sięgające do ud włosy Jedynaczki trzeba było codziennie długo czesać i czekała na nią w przedpokoju, aż Jedynaczka będzie wyczesana, nakarmiona i ubrana przez nadopiekuńczą matkę która jeszcze nigdzie nie pracowała i jedynym jej zajęciem było, by dbać o jedynaczkę gdyż jej mąż bywał w domu rzadko, a jak fama osiedlowa donosiła, zdradzał ją, pił i któregoś dnia jak Jedynaczka kończyła szkołę średnią z ulicy się nie podniósł i zmarł.
Ale w ciągu tych siedmiu lat, kiedy szły codziennie do odległej szkoły, gdyż nowej jeszcze, tej nakazem Gomułki na tysiąclecie nie wybudowano, i kiedy przeniesiono ich całą klasę do innej szkoły, gdyż ta skutkiem demograficznego wyżu pękała już w szwach, zawsze siedziały razem w ławce, a Kasia i Mariola siedziały blisko ich. Były wszystkie cztery piątkowymi uczennicami i wychowawczyni zgadzała się, by były blisko siebie, by tworzyły reprezentacyjną grupę klasową, zastęp harcerski, którego zastępową ku oburzeniu pozostałych wyznaczono właśnie ją, nieśmiałą i najniższą.
Kiedy wspominała to wszystko teraz stojąc pod klatką schodową Jedynaczki, pod własnościowym mieszkaniem, które odziedziczył teraz jej syn jedynak, nie mogła pojąć jak wiele czasu spędzały w tych latach w czwórkę. Spotykały się po lekcjach, wszystkie mieszkały blisko, w sąsiednich ulicach w takich samych socrealistycznych domach wzorowanych na warszawskim MDM-ie tylko w skromniejszej skali jednak z podobnymi ambicjami architektów. Szły wspólnie na religię, na nabożeństwa majowe, na roraty, na wszystkie kościelne imprezy, Mikołaje, wizyty biskupa, na atrakcje fundowane im przez kościół, spotykały się w domach na urządzanych imieninach, urodzinach, kinderbalach, chodziły razem do pożydowskiej łaźni na basen załatwiony przez ojca Marioli.
Ale tylko ona z racji najbliższego zamieszkania została wydelegowana na siostrę Jedynaczki, na towarzyszkę z racji braku w jej domu rodzeństwa, a dziewczynkę uzupełniającą, dodaną. Nie miała pojęcia, jak się to stało, że dała się tak uwikłać, wrobić, a w konsekwencji pokochać Jedynaczkę miłością siostrzaną, zaangażować się w tak nie rokujący związek. Czy stało się to za przyczyną wspólnych wakacji, kiedy ich matki widząc przywiązanie dziewczynek postanowiły razem pojechać w góry wynajmując u górali w oddzielnych domach pokoje, by mogły spędzić razem miesiąc wakacji. Ona miała jeszcze starszego brata i razem chodzili na wycieczki szlakami górskimi, i kąpali się w potoku zbudowawszy wspólnie tamę.
Kiedy wbrew protestom rodziców zdecydowała się nie zdawać do osiedlowego ogólnika, który w międzyczasie powstał jako bardzo prestiżowa, nowoczesna i wyposażona sztandarowo w najnowocześniejsze edukacyjne pomoce szkoła średnia i nie kontynuować nauki ze swoimi przyjaciółkami, nagle wszystko się rozpadło i Jedynaczka mimo, że siedziała jeszcze z nią w jednej ławce, zaczęła chodzić na przerwach z Aniutą, a potem z nią wracać do domu.
Po komersie i odtańczeniu twista, kiedy wszyscy radośnie żegnali szkołę podstawową przystępując do egzaminów wstępnych do szkoły średniej, nikt z ich czwórki, a tym bardziej Jedynaczka nie zwracali już na nią uwagi. Czasami Jedynaczkę widywała na ulicy, ta skręcała wtedy w inną stronę lub ostentacyjnie mijała ją nie popatrzywszy nawet. Po maturze, którą jak osiedlowa plotka głosiła Jedynaczka zdała tylko dzięki Marioli, ich drogi też się rozeszły, gdyż z Aniutą Jedynaczka poszła na uniwersytet powstały niedaleko osiedla, do którego od dwóch lat uczęszczał jej brat. Jedynaczka zignorowała też bogu ducha winnego jej brata, z którym była razem na wakacjach i nie odpowiadała na jego ukłony.
Niemniej, kiedy ona też już była na studiach w innym mieście, przyszła kiedyś do jej matki po brystol, gdyż z racji kierunku studiów była pewna, że taki w domu się znajdzie i się nie pomyliła, matka dała jej brystol.
Na uczelni Jedynaczka poznała asystenta, który był we władzach uczelnianych i wszyscy cichli na stołówce jak przechodził bojąc się, że jest donosicielem. Jedynaczka poślubiła go zrywając z osiedlowym chłopakiem niezwykle urodziwym, ale bez wykształcenia nawet średniego, więc przeszła naturalnym trybem do miłości bardziej racjonalnej, co nie było pewnie trudne, gdyż po rozmowie matek, które w odróżnieniu od córek przyjaźniły się w dalszym ciągu, plotkowały razem na rogach ulic i sklepach osiedla – można było wnioskować po sumach, jakie matka Jedynaczki płaciła za telefon, że było to prawdziwe zakochanie.
Kiedy Jedynaczka została na uczelni asystentką, nastał karnawał Solidarności, który wraz z mężem potępiali, czego matka Jedynaczki znieść już nie mogła, gdyż pochodziła z Kresów i sowieckich czystek doznała wraz z rodziną, żaliła się jej matce, że córka przez zięcia została całkiem przekabacona.
Niemniej, gdy ona z noworodkiem na ręku poszła do matki Jedynaczki by ta, będąc już kierowniczką działu Spółdzielni Mieszkaniowej władnej od ręki załatwić jej formalności związku z przydziałem mieszkania na które czekała jedenaście lat, i właśnie dzięki tej Solidarności i strachowi prezesa je otrzymała, potraktowała ją zimo i oschle, bez żadnych priorytetów i zrobiło jej się bardzo przykro i żal, bo przecież znała matkę Jedynaczki tak dobrze, jak samą Jedynaczkę, a teraz wszystko nagle przestało istnieć w niepojęty sposób.

Wracała już z osiedla dzieciństwa na własne osiedle wyrosłe w mieście dopiero jak ukończyła studia i założyła rodzinę. Było budowane pospiesznie sowiecką metodą fabryki domów, może betonowa wielka płyta był brzydsza i bardziej nieludzka niż lukrowane, pełne gzymsów i ozdób socrealistyczne osiedle niemniej z ulgą znalazła się tam, gdzie już nie było wspomnień i gdzie nic już nie mogło przypominać czasów wspólnego przebywania z Jedynaczką.
Zastanowiła się jak to możliwe, że dla tylu ludzi jest to najsłodszy okres, podczas gdy ona nie zaznawszy żadnej wojny, wzrastająca w sytości i bezpieczeństwie wspomina te czasy tak źle, że najchętniej by je po alzheimerowsku wymazała.
Ale dzisiaj, pomyślała, zamknęła wreszcie ten etap swojego życia, etap który nagle zmienił kategorię, zmienił stan skupienia, przeszedł w niematerialność i pożyje sama jeszcze trochę z tym poczuciem nieistnienia zanim sama przestanie istnieć.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2019, dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *