Po zobaczeniu „Les trois soeurs”, filmu Valerii Bruni Tedeschi postanowiłam przeczytać „Trzy siostry” i zobaczyć, jak dalece interpretacje utworu z początku XX w. (ale dotyczą wieku XIX) są w XXI wieku odległe od oryginału. Czechow zmarł po czterech latach od napisania Sióstr mając 44 lata zdruzgotany jej złym odbiorem, a teraz takie ma powodzenie i zastanawiałam się, gdzie tkwi tajemnica nieśmiertelności utworu.
I właśnie wtedy, kiedy roztrząsałam smuty Olgi, Maszy i Iriny – moskwianek uwikłanych w prowincję, odezwała się ze Szwecji trzecia siostra będąca odpowiednikiem czechowowskiej Olgi.
Odezwała się to mało powiedziane, po prostu mailem wysłała tekst, który napisałam jej na NaszejKlasie.pl prosząc, by mi pomogła w rewizji wspomnień potrzebnych do pisania o latach sześćdziesiątych. Ucieszona, gdyż próba pozyskania czegoś z tych czasów od pozostałych dwóch sióstr – po czechowowsku środkowej Maszy i najmłodszej Iriny – zakończyła się niepowodzeniem. Tym bardziej się ucieszyłam i zarazem zaniepokoiłam, gdyż po chwili przyszedł mail następny, tym razem pusty. I cisza.
Napisałam:
„Olgo”, o co chodzi? Zadałam pytanie, czy mnie pamiętasz i czy chcesz mi pomóc. Nie ma sensu pisać listu bez tej odpowiedzi.
Ze słów Twojej siostry „Maszy” wiem, że mieszkasz w Szwecji. Z nk, że lubisz na emeryturze uprawiać ogródek. Ale czy pamiętasz mojego brata Andrzeja, który miał wczoraj imieniny, tego nie wiem. Napisz coś, chętnie nawiążę kontakt.
Pa, Ewa
Nie zgadzało się tylko to z dramatem Czechowa, Andrzej nie był bratem trzech sióstr, a moim, był starszy o rok od najstarszej siostry i kochał się tylko w „Maszy” na zabój, ale ponieważ wszyscy byliśmy wtedy niepełnoletni, musieliśmy kotłować się i kisić w piątkę, a ja dla mojego brata byłam wygodnym tłem jego zalotów.
Jednak po jakimś czasie przyszedł list:
Nie bardzo pamiętam te czasy, twojego ojca pamiętam zanim przyjechaliście, był samotny i często u nas bywał. Był bardzo miłym człowiekiem. To tyle, jako 15- latka nie bardzo byłam zainteresowana dorosłymi, taki wiek. Pamiętam jak przyjechaliście.
Tyle się wydarzyło w moim życiu.
Rok temu miałam wylew i operację mózgu w związku z czym ręka niezupełnie działa (dlatego poprzedni e-mail poleciał do Ciebie bez mojej woli).
Zajrzyj na Facebook jeżeli masz tam konto, dużo tam piszę o sobie.
Zajrzałam na Facebooka, ale ponieważ nie byłam znajomą „Olgi”, niczego się nie dowiedziałam. „Olga”, która znała moją mamę, gdyż żony kiedy przyjeżdżały tam, gdzie nasi ojcowie pracowali, często wypuszczali się we czwórkę do kabaretów, ale na wieść o tym, że moja mama zmarła trzy miesiące temu ani nie złożyła mi zwyczajowych kondolencji, ani też nie napisała, w jakim sama jest stanie.
Moje troskliwe wynurzenia o udarze z wiedzy, którą z racji przedśmiertnej choroby mamy pozyskałam w nadmiarze, zbywała z początku milczeniem. Trud ocieplenia relacji przynosił odwrotny skutek, na dodatek jeśli coś pamiętała z tych lat wydzielała mi informacje w moim odczuciu po trochu, sadystycznie bawiąc się moją potrzebą i przestawałam wierzyć, by miała coś z czechowowskiej Olgi, która była przecież jak i pozostałe siostry, człowiekiem dobrym. Do końca nie wiedziałam, czy ma sparaliżowane ręce, które wypuszczają puste maile, czy jej sparaliżowany język, gdyż jak napisała, sepleni, jest na drodze do wyleczenia. Nie podziękowała mi też za to, że dzięki mojej znajomości ich nazwisk po ich mężach dostają teraz od Wydawnictwa „Dwie Siostry ” tantiemy z praw autorskich po zmarłym ojcu, gdyż właśnie do mnie po owe dane adresowe zgłosiło się Wydawnictwo drukując wznowienia jego książek. Na dodatek nie była dobrego zdania o swoich dwóch pozostałych siostrach, z którymi od lat kontaktu nie ma, a ja też na podstawie moich krótkich spotkań telefoniczno-mailowych z nimi, nie mogłam oponować.
Dotarcie do sióstr nie było łatwe, nazwisko wschodzącej literatki było takie samo jak ich panieńskie, ale dopiero jednego z użytkowników działającej wtedy pełną parą sieciowej platformy literackiej uprosiłam, by mnie z nią skontaktował i ona przysłała mi telefon swojej matki.
Nie wiem, czy „Masza” miała wtedy już swojego maila i umiejętności komputerowe, było to chyba z sześć lat temu. Mój brat miał nosa, gdyż wszystkie siostry były niesłychanie urodziwe, ale Masza była najprzyjemniejszą z sióstr, jednak dwugodzinna rozmowa z nią na mój koszt nie powiększyła wiedzy. Wiem z doświadczenia, że nie mogę być tak interesowna za pierwszym podejściem i muszę wysłuchać o rozwodach, dzieciach, wnusiach, nowych związkach i próbach zmiany życia dzięki naszo-klasowym odgrzewaniu pierwszych miłości, które też są już po przejściach, rozwodach, i próbach ucieczki stamtąd, gdzie w czasach PRl-u jechali wiedząc, że jako nielicznym udało się uciec z demoludów. Zwyciężył romantyzm, „Masza” nie musiała jak czechowowska rezygnować z upragnionej Moskwy, przeciwnie, ona była w Warszawie i pragnęła się z niej wydostać i z miłością klasową osiąść w domku nad jeziorem z dala od ludzi. Niestety, realizacja tych planów powiodła się, dwa lata temu już z polskiego buszu napisała mailem kilka zdań. Że jest w dalszym ciągu w trakcie porządkowania swojego, jak się wyraziła, zmarnowanego życia, ale już nie dowiedziałam się, czy tym razem marzy o, jak Masza z Czechowa, o powrocie do Warszawy.
(…) pamiętam Ciebie i często myślę o Tobie i Andrzeju, z „Olgą” miałam całe życie kłopot, każdy chłopak któremu się podobałam był jej celem, prawie zawsze wygrywała a ja uciekałam, Andrzej bardzo mi się podobał, długo go wspominałam ale ona zawsze stawała między nami a ja byłam nieśmiała.
Szczęściem, albo i nieszczęściem podała mi wtedy nazwisko po mężu najmłodszej „Iriny”, która okazała się żoną bardzo sławnego rzeźbiarza i której namiary z racji ich wspólnego rzeźbiarskiego biznesu w sieci były.
„Irina” wydała się bardzo grzeczną, powiedziałabym ugrzecznioną artystką traktując mnie raczej jako podziwiaczkę ich dokonań i całą korespondencję skierowała na moją wizytację ich pracowni rzeźbiarskiej, która nie mieści się w ich domu rodzinnym, który znam, ale w innej dzielnicy Warszawy. Kiedy poprosiłam o jakieś zdjęcia rodzinne z tych lat, zdjęcia obrazów które malowała jej mama, a które pamiętam i sądząc z opisu wiszą u niej w mieszkaniu, niczego mi ani nie przysłała, ani nie sfotografowała i nagle przestała się odzywać.
Tak, „Olga”, najstarsza z sióstr nie miała o swoich siostrach dobrego zdania, a ja też nie miałam dobrego zdania o nich, gdyż niczego się nie dowiedziałam, a czas wytraciłam. I na końcu wybuchła, co przy wielokrotnym analizowaniu naszej korespondencji nie miałam pojęcia dlaczego, gdyż pisałam do niej tak grzecznie jak Chińczyk.
(..)Siostry to nie wiem, byłam starsza i raczej miałam w nosie ich pomysły.(…)W Szwecji wszyscy emeryci chodzą na siłownię raz w tygodniu i praca w ogrodzie jest polecana. To ponoć zapobiega demencji itp. Może by było lepiej zapytać jak mi jest niż pisać o stroku mamy i jej śmierci … gdybym była w marnym stanie to by to było raczej niepocieszające.
Polskie takie radzenie nie wiele wiedząc. Bez wiedzy zawodowej(..).
I tak na koniec tej arcyciekawej znajomości zostałam pouczona jak miałam się wobec „Olgi” zachować, która dopiero na samym końcu oznajmiła, że jest już wyleczona. Natomiast zmarnowałam tydzień na słanie bezużytecznych maili, oglądanie zupełnie nie na temat ogromnych fotografii jej syna w różnych pozach i słanie niepotrzebnych w konsekwencji moich zdjęć z epoki, których siła historyczna w moim pojęciu miała otworzyć czakry pamięci „Oldze”, by wreszcie „puściła farbę” o tych czasach, a głównie o tym, co się wydarzyło, kiedy byłam u nich z Andrzejem owego pamiętnego wieczoru, kiedy wybuchła wielka awantura, a romans mojego brata z „Maszą” został raz na zawsze udaremniony.