MAREK JASTRZĄB „OPOWIADANIA” (2019)

Z bogatej twórczości Marka Jastrzębia i wielu gatunków literackich publikowanych w sieci takich jak eseje, felietony, analizy literackie, publicystyczne, najbardziej lubię jego krótkie formy prozatorskie. Tam pisarz rozwinął prawdziwy kunszt literacki wnikliwego obserwatora i wrażliwego, poetyckiego pochylenia się nad losem człowieka chorego.
W zbiorze zawierającym opowiadania: „Kolej rzeczy”, „Psychoterapia”, „Quasimodo”, „Hufce miłosierdzia”, „Wypracowanie śpika w patentkach”, „Zadanie”, „Poniedziałek” bohaterem – niejednokrotnie narratorem w pierwszej osobie – jest mężczyzna cierpiący, skazany na kalectwo od dzieciństwa lub wieku średniego. Zawsze narracja wypływa z jego wnętrza, zawsze jest surowa, beznamiętna, bez skargi, egzaltacji i odarta z niepotrzebnych rekwizytów i ozdobników.
Pisane mimochodem opowiadania starają się człowieczy los przedstawić zwyczajnie, ot, jedni są tacy, skazani na wegetację pod skrzydłami nadopiekuńczej, przemęczonej, odchodzącej od zmysłów matki i tacy, co to mają wybór, mogą kalekiego kolegę odwiedzać, a inni tacy co to nagle z plecakiem mogą sobie gdzieś wyjechać („Quasimodo”).
Jastrząb uczciwie analizuje dwa odrębne, nie przenikające się światy: chorego i zdrowego.
Kosmos, uniwersum, równoczesne miejsce bytowania ludzi wypada w tych analizach fatalnie. Brakuje sił naprawczych, brakuje przyciągania, zjednoczenia, brakuje wszystkiego, co by scaliło współistniejące byty w jedność. Inność, obcość w klasie, brak skutecznych pomysłów na naprawienie międzyludzkich szkód izolacji od tych naznaczonych bezradnością medycyny, zamienia życie niepełnosprawnych w koszmar. W tle mamy wózki na akumulator, nawet i tych, którzy je pchają, mamy komputery, drukarki, świat technologii dostępny bohaterom opowiadań, jednak zewsząd zieje pustka i brak prawdziwej wspólnoty. Samotność odtrącenia, samotność innego nie jest w kategoriach izolacji, ale w duchowym odrzuceniu. Portret człowieka skrzywdzonego nieuleczalną chorobą, obraz kaleki przeczuwającego powolną degradację, podłączonego do rurek, poddawanego bezskutecznym zabiegom, terapiom, to portret ponury w swej zwyczajności i rezygnacji. Narracja w stylu opowiadań Borowskiego czasami przechodzi w czarny humor Mrożka („Hufce miłosierdzia”) gdy kaleka się na ulicy przewróci. W opowiadaniu „Kolej rzeczy” niepełnosprawny mężczyzna dostrzegający pogarszanie się zdrowia mieszka sam i skazany jest jedynie na dobroć sąsiadki staruszki. W „Zadaniu” rezygnuje całkowicie z życia społecznego, wycisza się, kurczy, kruszeje, pokornieje. W „Poniedziałku” nawet pies go nie lubi.
Nie ma tu wspomagającego surrealizmu, horroru, nie ma w tej prozie niczego strasznego, krzywdy czy poniżenia, nie ma leśmianowskich potworności, nic właściwie się nie dzieje, monotonia egzystencji rejestrowana jest beznamiętnie, lapidarnie i minimalistycznie z wielkim znawstwem i wiarygodnie.
A jednak nad wszystkim cały czas wisi kafkowski lęk, nie o indywidualny los człowieczy, ale o cały ród ludzki, którego pojedynczy człowiek jest częścią.
Jedynym optymistycznym opowiadaniem jest „Wypracowanie śpika w patentkach”, gdzie bohater- narrator ucieka w literaturę stanowiącą koło ratunkowe zarówno w czasie dojrzewania jak i po kataklizmie utraty zdrowia. I takim też optymistycznym zwiastunem jest powstanie tych opowiadań. Przypomnienie o naprawczej roli twórczości artystycznej.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *