JANUSZ SOLARZ “47 SONNENIZIÓW. SONETY Z PIERWSZEJ LINII” (2019)

Janusz Solarz, absolwent anglistyki na UJ, obecnie wykładowca w Indiana University w Bloomington wydał w Polsce swój pierwszy tomik poezji, napisanych w hołdzie polskiej poezji i tym, którzy spolszczają obcą (Barańczak). Przybliża nim od lat istniejącą na rynku amerykańskim „metodę” budowania wierszy, której propagatorką jest współczesna amerykańska poetka Kim Addonizio.
Oczywiście, żadne konstrukcje i metody nie zrobią ze złego wiesza dobrego, jednak trzeba zaufać autorowi, który wierzy w dobre rzemiosło i w to, że pewne zabiegi uczynią wiersz bardziej komunikatywnym i łatwiejszym w odbiorze, dadzą radość tworzenia poecie, co od razu wyczuje czytelnik.
Nie wiem czy dobrze odczytuję autora, ale po przeczytaniu wszystkich 47 sonneniziów i tekstów źródłowych, z których zostały wysnute, Solarz pragnie wrócić do pierwocin takiego gatunku poezji która nie była w służbie ideologii czy religii, a ku uciesze i zabawie jaśniejszych i wykształconych elit naszych intelektualnych przodków.
Jak czytam w uwagach do tomiku, sposób pisania sonneniziów został wynaleziony we Florencji w XIII wieku przez poetę Vanni Fucciego umieszczonego w „Piekle” przez Dantego za złodziejstwo. Pomijając karę za przywłaszczenie, jak czytam w Wikipedii, włoski poeta pisał kradnąc frazy innym kolegom po piórze i pisał o miłości niemożliwej, a więc wolnej od wszelkich zależności i służb innym możnym tego świata do jakich przez wieki poetów wprzęgano.
Sonnenizio ma czternaście linii. Otwiera się wierszem ukradzionym z czyjegoś sonetu, powtarza słowo z tego wiersza w każdej kolejnej linii wiersza i zamyka rymowanym dwuwierszem.
Tak jest tutaj, sprawność rymotwórcza Janusza Solarza powoduje, że wiersz będący „żywicielem” inspiruje do powstania całkiem nowego utworu, niemniej zawsze poeta oddaje dług pierwowzorowi nawiązując do niego tematycznie tytułem i treścią
Solarz bierze na warsztat autorów uznanych. Niejednokrotnie ich wiersze są lekturami szkolnymi bądź stały się sławne skutkiem urody albo trafnego przesłania.
Właśnie z przesłaniem droczy się Solarz niejednokrotnie prześmiewczo kierując je na inne tory percepcji niż autor pierwowzoru zamierzał, przekuwa nadmierny patos i sprowadza wybujałość na ziemię (jak np. „niebiańskie wzloty” u Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej).
Poezja Solarza tym sposobem staje się postmodernistyczna, cytaty i kolaże stanowią jedną, wielką całość w tej blisko pół setki wierszy, poprzez powtarzanie się w utworach nie tylko jak echo odbitych wyrażeń, słów metafor, ale korespondując z innymi wierszami tematycznie (małpy Miłosza i małpy Zagajewskiego, w podtekście małpa Fredry).
Te powiązania, nie zamierzone zapewne i nie uświadomione sławnym poetom nie wiedzącym o sobie wzajemnie, Solarz z wnikliwością demaskuje dowodząc, jak wspólni wszyscy jesteśmy sobie, jak poprzez wieki krąży poezja rezonując w autorach, zmieniając sensy, intencje, jak słowo poetyckie może być przewrotne i jak inaczej w innym kontekście interpretowane. Podnosząc element parodystyczny z dużym, prześmiewczym marginesem ironii do nadrzędności w lepieniu fraz sonneniziów, Solarz podąża za współczesną potrzebą przystępności sztuki. W dobie demokratyzacji wszelkich, dawniej luksusowych dóbr jak podróże, ubrania, jedzenie, czyni też z poezji sztukę udomowioną, osiągalną, objawiającą się z realiów własnego laptopa i możliwości miksujących wordowskiego programu.
W tomiku Janusza Solarza spotykamy się z Julią Hartwig, Andrzejem Sosnowskim, Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, Mikołajem Sępem-Szarzyńskim, Stanisławem Grochowiakiem (2x), Ernestem Bryllem, Jackiem Dehnelem (2x), Mariuszem Grzebalskim (2x), Rafałem Wojaczkiem (4x), Bohdanem Zadurą, Andrzejem Sosnowskim (2x), Julią Fiedorczuk, Tomaszem Różyckim (3x), Bohdanem Zadurą, Stanisławem Barańczakiem (2x), Janem Twardowskim, Januszem Szuberem, Marią Pawlikowską-Jasnorzewską, Antonim Słonimskim, Andrzejem Morsztynem, , Tomaszem Jastrunem, Piotrem Sommerem (3x), Leopoldem Staffem, Januszem Radwańskim, Dariuszem Suską, Adamem Zagajewskim, Czesławem Miłoszem, Cyprianem Kamilem Norwidem, Marcinem Świetlickim, Tadeuszem Dąbrowskim, Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, Leopoldem Staffem, Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem, Adamem Asnykiem.

Pozwoliłam sobie z 47 sonneniziów wybrać i skomentować tylko te, które Solarz stworzył na bazie autorów, których lubię:

Norwid
Wysnuwając z sonetu Norwida „Zapał”, w którym Norwidowi przeszkadza wynalazek zapałki jako czegoś świętokradczego w zestawieniu z pojęciem ognia świętych rytuałów, jego pięknym wytworzonym przez wieki, Janusza Solarza Sonnenizio przepięknie daje odpór „zgniłym Norwidom”. Dowodzi relatywizmu pojęcia piękna zarówno w sensie estetycznym jak i etycznym, czyli politycznym.

Grochowiak
Janusza Solarza Sonnenizio dziejowe zbudowane na sonecie Grochowiaka „Gość”.
Grochowiak w nim dowodzi, że Historia, w nawiasie polityka, jest głównym wpływem na twórczość pisarza i gorzko prognozuje wszelką kolaborację i lizusostwo. Taka poezja wiedziona luminarstwem, błyszczeniem na salonach skończy zabłądzeniem na martwotę cmentarzy świata i zgaśnie jak błysk magnezji.
Solarz idzie dalej w rozważaniu czy warto się politycznie skurwić, kontynuuje analizy Grochowiaka dodając nierealną za jego czasów opcję wyboru Kościoła jako mecenasa artystów. Tu nie popiół, jak u Grochowiaka, a kurz, sadza, są smętnym rezultatem kolaboracji, a może też i symbolizować proszek laserowych drukarek

Pawlikowska-Jasnorzewska
Egzaltacja Pawlikowskiej w wierszu „Modlitwa” sięgająca niebiańskich klimatów bezpośrednio po pocałunku i poetyko barwiąc go bielą jaśminu, bzu schodząc do karminu stokrotek, czyli czerwieni ust zostaje przez Solarza wyśmiana.
Janusza Solarza Sonnenizio modlitewne powątpiewa nie tylko w wagę pocałunku, ale też miłości.

Różycki
To dwa deszczowe obrazki nostalgiczne. U Różyckiego w „Abecadle” najprawdopodobniej migawka emigracyjna, podmiot liryczny uczy się języka do którego przybył, przywołuje dwie lokalne piękności, za którymi wszyscy szaleją. U Solarza Sonnenizio deszczowe przywołuje jedną tylko kobietę, właśnie odchodzącą po domowych awanturach bezradnie patrzącą na swe odbicie w kałuży. Oba obrazy łączy nostalgiczna szarość deszczowego dnia i jego smutku.

Staff
Solarza Sonnenizio ogromne powątpiewa w przesłanie Staffa w wierszu „Rzut w Przyszłość” postulujące, by poematów nie pisać lelum po lelum, tylko gwałtownie, na najwyższych obrotach uderzać w struny poezji walcząc o wolość i miłość. Solarz powątpiewa, uważa, że więcej o poezji powie konik polny niż te ubiegłowieczne dyrdymały.

Miłosz
Miłosz w wierszu Adam i Ewa nawiązuje do Fredry, do bajki „Małpa w kąpieli”, Solarza Sonnenizio oniryczne do Darwina do ewolucji, u Miłosza jabłko, u Solarza wąż.
Unowocześniając archetyp pierwszych rodziców przez unowocześniającego go wcześniej Miłosza, Solarz zdaje się deprecjonować narosłe dziejami świata historie ich potomków, a raj komplikuje się coraz bardziej nowymi wynalazkami, problematyczny w swym pierwotnym, obiecującym zamierzeniu.

Wojaczek
Wojaczka wiersz „Mimikra” poświęcony mistrzostwu Barbary Bitnerówny zderza nieśmiertelność piękna ruchów tancerki z powszedniością kobiety-kuchty przy zlewie, tak przerażająco śmiertelnej.
Solarz w Sonneniziu mistrzowskim niedowierza figurze tancerki, uważa, że korowód śmierci jest nieskończony, konsekwentny w swej odwieczności, a zarazem nieśmiertelności i śmierć nie zważa na formę w jaką się przeobraża (nawiasem Bittnerówna zmarła rok temu bliska stu lat, Wojaczek pewnie nie przypuszczał tak długiego jej życia…).

Wojaczek
Sonnenizio samotne nawiązuje do słynnej „Piosenki bohaterów” Wojaczka.
Tu Solarz i Wojaczek są zgodni, u Wojaczka ludzka pycha hamuje samorealizację na wstępie niemożliwą, nierealną, podobnie Solarz rejestruje upływające dni tygodnia miałko, bez fajerwerków, odkryć, skazane na niechybną śmierć, czyli koniec ludzkiego bytowania na Ziemi, które, jak Wojaczek zauważa, nawet Kosmos odtrącił.

Wojaczek
Sonnenizio męskie, wiersz Wojaczka „Kobiecość”
Akurat Wojaczek i Solarz rozmijają się w intencjach. Wojaczek pisząc wiersz w pierwszej osobie gdzie podmiot liryczny jest kobietą, pisze o smutku kobiet, której miłość jest już martwa z racji śmierci obiektu uczuć, o możliwości kobiecego uczucia wbrew oczywistości i o ogromnych, masochistycznych wręcz jego kosztach. Solarz przeciwnie, z punktu widzenia mężczyzny naigrywa się z pobożnych życzeń kobiecych cytując wers Pawlikowskiej o pocałunku i niebie.

Wojaczek
Sonnenizio byle jakie, Wojaczek „Była wiosna było lato”.
Solarz i Wojaczek rozmijają się w intencjach. Wojaczek w swoim sławnym wierszu mówi o szczególnym posłannictwie Poety w czasach trudnych, o jego demiurgicznej roli, by nie był tylko „gazetą” jak chciał komunistyczny reżim. Podmiot liryczny nie wierzy w skuteczność, ale to robi co może, usiłuje, zaczarowuje czas, sezony, lata, on to bezskuteczne posłanniczo czyni. Bohater poetycki Solarza odczynia jedynie zdarzenia swego życia, nie dba o pryncypia, dowodzi, że jego powszedni czas jest tak samo ważny i w konsekwencji nieważny, tak ten wojaczkowy.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tetmajera wyliczanka w „O sonecie” co lubi, w tej formie wiersza służy raczej do ukazania siły pierwotnych inspiracji służących rozwinięciu w wielkie, duchowe obszary wsparcia poetyckiego tworzywa, z których prawdziwy poeta czerpie pełnymi garściami. Tylko ta żyzność materii twórczej pozwala na to by sonet zabrzmiał i był potężnym w świat przesłaniem. Solarza Sonnenizio chełpliwe interesuje głownie budowanie sonetu, jego aspekt techniczny, liczenie sylab i konstrukcja, która pozwala poecie na wypowiedź, ująć w sztywne klamry wersyfikacji dających jedyną pewność, że mówi słusznie w płynności przelatujących myśli i wyborów.

Zagajewski
Sonnenizio człekokształtne Solarza nawiązuje do wiersza „Małpy” Zagajewskiego. Wydaje mi się, że Zagajewski w wierszu zainspirował się filmem „Planeta małp”, a Solarz nawiązuje do
Miłosza i Fredry. U Miłosza jednak małpy, które nie są tak jak u Zagajewskiego politycznymi uzurpatorami mającymi niskie kwalifikacji moralne i umysłowe (toż są to tylko małpy), są zwyczajnością pospolitą, rzecz się już dokonała, a komu się to nie podoba, to niech sobie wiersze pisze w nicość.

Asnyk
Sonnenizio treściwe o sonecie „Nad głębiami”. Solarz mówi o bezsilności poety żyjącego dzisiaj, o niemożności podjęcia podobnej pracy poetyckiej co dziewiętnastowieczne pokolenie Asnyka, o miernocie inspiracji dzisiejszego poety. Asnyk mówi o niezniszczalności jądra poezji, które przetrwa czas, jest nim treść wiersza, niekoniecznie rozumiana dosłownie.

Świetlicki
W wierszu „Żegnaj laleczko” Świetlicki zanurza się w mrokach egzystencjalnych Chandlera, pożegnanie pięknej kobiety która w komisowym anturażu czarnego kryminału jest zła, ale powtarzalna. Świetlicki nostalgicznie żegna z nią świat zły, gdyż innego nie ma i nie będzie, a tylko tracona starzeniem ostrość widzenia pozwala mu na niwelowanie bólu po stracie. Po stracie kobiety, która odchodzi. Solarza Sonnenizio wizjonerskie interesuje tym razem nie powierzchowne widzenie świata odchodzące wraz z starczym psuciem się wzroku,ale jego istota tkwiąca w człowieku niezmiennie, obywając się bez oczu ich fenomen widzenia wewnętrznego, duchowego, towarzyszący do końca życia, czyli do śmierci.

Podsumowując, analizy, gry znaczeniowe z wierszami Janusza Solarza i poetami żyjącymi, zmarłymi niedawno lub bardzo dawno dają czytelnikowi dużą przyjemność, czego na zaledwie dopiero czternastu sonneniziach wierszach doświadczyłam. Będę kontynuować nie dając już tutaj temu wyrazu, by notki i tak długiej nie powiększać.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *