15 lutego 2019, piątek. Mamę pogotowie zabrało we wtorek o 22. Weszłam do pokoju, by odebrać jej słuchawki po oglądaniu serialu, przewietrzyć pokój i poprawić poduszki. Już miała opadnięty prawy kącik ust. Wszystko, co leżało na stoliku było pozrzucane na podłogę. Na pytanie co się stało, odpowiedziała bełkotem.
Dwóch pracowników pogotowia w czerwonych kombinezonach długo jeszcze przygotowywało mamę do przeniesienia do karetki: mierzyli poziom cukru, robili zastrzyk, EKG, ja tymczasem drukowałam wypisy ze szpitali. Mieli ze sobą nasze marzenie: krzesło chodzące po schodach – nim z czwartego piętra mamę zsunął tylko jeden pielęgniarz.
Rano pojawiła się pracownica z Mops-u zobaczyć czy przyszła opiekunka. Nie przyszła, bo napisałam SMS-a, by nie przychodziła, ale faktem było, że od tygodnia, od przyznania opiekunki przez Mops jeszcze żadna nigdy nie przyszła i może mamie się moje przygnębienie z tego powodu udzieliło.
Miałam nadzieję, że jednak ktoś przyjdzie, by ulżyć Markowi w pielęgnacji i problem rozwiązał się, sam, brutalnie, szpitalem.
Pojechaliśmy do Ligoty w południe, pokazano nam lekarza prowadzącego i mamę, którą właśnie posadzili na łóżku i rehabilitanci starali się zdiagnozować co jest – oprócz języka – sparaliżowane. Mama jeszcze całkiem dobrze mówiła, skarżyła się, że nie dał jej nikt wody, że błagała pielęgniarki, a one jak zimny głaz, nieczułe. Marek pojechał na parter kupić butelkę wody, ale mama nie chciała pić. Kazano mi przywieźć stare podkoszulki, które będą rozcinać, jeden podkoszulek na dzień i baterie do holtera EKG.
Nazajutrz mama już była w półśnie, mówiła coraz gorzej i zdawała się być już gdzieś indziej.
Nie spałam, wyszliśmy o 3:30, droga na lotnisko zawsze jest tajemnicza, bo za Siewierzem nie ma powtórzenia czy droga na Pyrzowice, a ciemno, żywego ducha i nie wiadomo, czy dobrzej jedziemy.
Marek wysadził mnie przed szlabanem, teraz płaci się nawet za wjazd, cała czerwona z emocji wpadłam od razu do stanowiska LOT-u, które było puste. Podobnie security szybko przepuściło mnie przez barierki.
Mały turbośmigłowiec Bombardier zapełnił się szczelnie, mężczyzna obok nie zamienił ze mną słowa, lot trwał pół godziny, podano mi kawę i torebkę żelków. Stewardesy z barwnymi apaszkami pod szyją były ubrane swobodnie w spodnie i płaskie obcasy, nie do pomyślenia w latach sześćdziesiątych, gdzie je dręczono szpilkami i obcisłymi spódniczkami i jeszcze nie wiadomo dlaczego kapelusikami na głowie w czasie całego lotu.
Na Okęciu, teraz im. Chopina, nie mogłam niczego zwiedzić, musiałabym jeszcze raz przechodzić security chcąc wyjść na miasto, ale na to nie było już czasu. Siedziałam przed bramką do Berlina i pisałam SMS-y Markowi, a Marek słał je do syna do Berlina, który właśnie wylądował z Singapuru. Kiedy nas zapakowali i pokazali wszystko, co mamy robić w czasie awarii, pilot ogłosił awarię i nakazał wszystkim opuścić samolot. Zawieźli nas autobusem z powrotem na terminal, a synowi w Berlinie nie ogłoszono mojego opóźnienia. Tylko dzięki Markowi dowiedział się, że ma czekać na mnie jeszcze dwie godziny. Do samochodu festiwalowego, który przyjechał po niego na lotnisko włożył tylko walizy ze sprzętem i pozostał. Ich dzisiejszy pokaz w ZOO Palast w zachodniej części Berlina, w Charlottenburgu, miał się niebawem rozpocząć, a ja jeszcze byłam w Warszawie.
Jednak nie czekałam długo, wezwali nas na pokład, powtórzyła się procedura ze skanowaniem biletów i jazda autobusem.
Po godzinie wylądowaliśmy i okazało się że moja komórka milczy, a powiedzenie, że będzie czekał przed informacją turystyczną do mnie nie dotarła. Przerażona, że go nie znajdę, wyszłam na powierzchnię i był. Padliśmy sobie w ramiona.
Szybko do taksówki, syn dał mi kupioną na lotnisku w kubku kawę i ogromną bułkę z prosciutto. Za dwadzieścia minut byliśmy już w Charlottenburgu.
Ogromny, pokiereszowany wojną neoromański kościół Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche stał przed nami i kusił, by go zobaczyć, ale pobiegliśmy do czerwonych barierek z emblematami festiwalowych niedźwiedzi ZOO Palast, gdzie przejęła nas organizatorka dając do ręki butelki wody sodowej. Przed wejściem na salę kinową stała żona Michała z siedmiomiesięcznym niemowlęciem, którym się wymieniała z mężem. Weszła z nami i przekazała córkę mężowi. Kiedy zaczęła się projekcja ich filmu, ona z powrotem zabrała dziecko.
Film Michała Pietrzyka „All on a Mardi Gras” ze zdjęciami syna był najbardziej oklaskiwany, ale w tym dniu nie pokazali wszystkich nominowanych filmów krótkometrażowych. Potem, przy zasłoniętym czerwoną kotarą ekranie na scenę weszli wszyscy twórcy filmów i każdy z nich omawiał swoje produkcje i odpowiadał na pytania widowni.
Mimo, że strajk pracowników berlińskiego przedsiębiorstwa transportowego BVG i Berlin Transport skończył się o godzinie 12, U-bahna jeździła źle, a taksówki nie dało się złapać. Syn był zmęczony i śpiący po 24 godzinnej podróży z Australii z przesiadką w Singapurze.
Do hotelu dotarliśmy po kilkakrotnych przesiadkach w podziemiach metra, bo niektóre linie w dalszym ciągu nie wznowiły przewozów.
Hotel Gat Point Charlie, gdzie zakwaterowano festiwalowych gości był w dzielnicy Mitte, 2 minuty od sławnego przejścia granicznego z czasów Muru Berlińskiego Checkpoint Charlie. Jako plomba wstawiony w 2010 roku w pierzeję Mauerstraße w neoklasycystyczne kamienice należy do europejskiej sieci hotelowej Gat Rooms. Wcześniej była tu siedziba Stasi, która zatrudniała ponad 60000 tajnych agentów. Dzisiaj przyjaźnie wchodzi się przez drzwi obrotowe mijając spiżowy posąg kota z przypiętymi medalami, nie wiadomo do czego nawiązujący. Cały hotel jest w lekkim, minimalistycznym stylu czarno-białym, w windach liternictwo z szablonu nawiązujące do ulicznych wklejek i murali.
Przywiozłam dla Emily, uszyte na wzór jej dwóch pitbulterierów, psy z pociętych moich ciuchów, a ona przysłała mi najnowszej generacji buty firmy adidas super wygodnych wkładanych jak skarpetka.
Po szybkim prysznicu i przebraniu się w nowe ciuchy szybko na kolejny pokaz filmu, tym razem w kinie Colosseum. Syn zamówił Ubera i nim zjechaliśmy windą, uber na nas czekał.
Było już ciemno w północnej dzielnicy dawnego NRD, młodzi autorzy shorts’ów, siedzieli na schodach oczekując na przegląd swoich filmów, pili piwo, dyskutowali w przyjaznej atmosferze z aktorami, których rozpoznałam z wcześniejszego pokazu. Tematyka filmów była różnorodna, ale zazwyczaj o pokrzywdzonych młodych ludziach ciążą lub kalectwem i taka też była ta grupka, lecz tylko młody karzeł podszedł do mnie i się przywitał. W holu wisiał duży plakat z filmu Michała i mojego syna z napisem „All on a Mardi Gras Day” z portretem głównego bohatera Demonda Melancona, wpatrującego się w nas oczami czarnego Indianina. Nikt nie miał pieniędzy, by opłacić mu podróż z Nowego Orleanu do Berlina.
Było jeszcze wcześnie przed projekcją i wyszłam na ruchliwą Schönhauser Allee, przy której stał stuletni, zabytkowy kinoteatr Colosseum, który niejedno w swoich salach pokazywał.
Neonowy szyld kinoteatru z czcionką lat dwudziestych świecił zielenią veronesa, stwarzając jakąś niewytłumaczalną atmosferę smutku, mimo obecności palących młodych ludzi ubranych na luzie w sportowe kurtki i dresowe spodnie.
Zieleń trupio zalewała ich twarze i sięgała po cały otaczający kino chodnik i jezdnię. Pospacerowałam wzdłuż ulicy tętniącej o tej porze dnia wzmożonym ruchem robiących zakupy berlińczyków. Właśnie skończył się karnawał i dekoracje bożonarodzeniowe zaczęły wypierać wielkanocne. W lutym dzięki ociepleniu kwiaciarnie wystawiły kwitnące hiacynty i pierwiosnki i całe chodniki stały się wiosenne i pachnące. Dalej sex shop z witryną pełną różowości i plastikowych, amarantowych lub turkusowych członków, majtki z napisem na opakowaniach „penis-parade”, co w Polsce byłoby nie do pomyślenia. Dalej sklepy z fajkami wodnymi, od małych „węgierek” po „argille”, z jednym lub wieloma wężami, ze szkła, z metalowymi cybuchami, bogato zdobione o różnorodnej kolorystyce.
Nie mogę sobie pozwolić na dalsze oglądanie, wracam, już wpuszczają do środka, tym razem pokazano kilka innych filmów, ale powtórnie film syna i Michała. Dostają oklaski, proszeni są na scenę, tym razem pytania zadaje tylko jeden dziennikarz, na które odpowiadają na przemian, padają też pytania z sali. Po imprezie długo jeszcze podchodzą do nich różni ludzie, najczęściej kobiety, podają jakieś informacje na wizytówkach, a ja znudzona czekam, myślę, że są to jakieś samotne, nudzące się istoty, które proponują im, młodym i ładnym chłopcom oprowadzenie po Berlinie i w rezultacie uprowadzenie, podczas gdy im są potrzebni sponsorzy, albo chociażby ktoś, kto opowie o ich sukcesie artystycznym w polskich mediach, o czym jest głucho.
Wracamy Uberem w trójkę do hotelu, umawiamy się na wieczorną kolację, ze względu na dziecko nie może to być daleko, więc w hotelowej restauracji.
Przynoszą dla córeczki Michała wysokie krzesełko, ma siedem miesięcy, jest o godzinie 22 rozbudzona i tłucze o blat stołu mrugającymi zabawkami, które perfidnie ukradkowo zrzuca, by móc zająć ich podnoszeniem swoich rodziców. Żona Michała o pociągłej twarzy zdaje się być zdecydowaną, kategoryczną kobietą, ubrana po młodzieżowemu w obcisłą czarną skórzaną kurteczkę, jest radosna i bardzo aktywna towarzysko po dniu, po którym wszyscy są zmęczeni. Pijemy czerwone wino, ja zamawiam sushi, przynoszą mi jakiś niemożliwie duży półmisek ze wszystkimi zapewne rodzajami tej potrawy. Żona Michała pyta mnie, czy w Polsce jest sushi, czy jest drogie. Jest, odpowiadam, ale go w Polsce nigdy nie jadłam.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki