ZBIÓR MALIN

Lata metafor wytartych nikt nie zapamięta
gdyż dokładność się łączy w wielość ułud
i, kiedy nawet krew się zmiesza z sokiem, pięta
rozdarta kolcem nie boli. Tutaj nie ma bólu.

Nie przejdę już w mym życiu w czerń gangreny
gdyż czerwień krwi dla trwania jest jednaka;
odeszłam od pustelni, odpadłam od bohemy –
pogrzeb żywych jest ujmą. Nikt po mnie nie płakał.

Być może słodycz strof Leśmiana jest za słodka,
to tylko przecież krew gotuje w skwarze sok,
zagęszcza czas i trzeba dna, by lizać go od środka,
i skwaru słońca w dzień, by się ujawnił mrok.

Nic nie powstrzyma trudu, ucieka pochód letni,
ostatnie krople kolców koniec języka scalił,
a ból zakrzepła krew przemieni skóry prześwit
w strumyczka słodki nurt wyciekający z malin.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2008, Nie daję ci czytać moich wierszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *