Ewa Madeyska „Katoniela” Nominowani do nominowanych NIKE 2008

Chwalebna odwaga autorki w podjęciu niebezpiecznego dzisiaj w Polsce tematu wyrodzenia się narodowej religijności w groźną sektę, zmarnowana została przez literackie wykonanie i nieprecyzyjne przesłanie. Mieszanina ironicznego stylu Jerzego Pilcha i żargonu Doroty Masłowskiej spowodowała artystyczne uproszczenie i schematyzm obcy indywidualności autorki, narzucony i sztuczny. Być może, tak się dzisiaj pisze, i tak się będzie i pisało, ale rzecz jest po kilkudziesięciu stronach niestrawna, co przy naprawdę ważnej tutaj tematycznie fabule budzi w czytelniku tylko żal. Żal zmarnowania.Knajackość formy razi też poprzez powołanie do literackiego życia bohaterki Anieli równie ordynarnej jak sposób pisania powieści. Antypatyczna jest Aniela jako dziewczynka, jako nastolatka i kobieta zamężna. Opis żywota Anieli przeplatają zgrabnie etapy słusznie pozbawione chronologii, ale efekt antypatyczności jest niezamierzony przez autorkę. Budzi sprzeciw czytelnika – przyłapuję się co i rusz na tym, że nie solidaryzuję się z bohaterką, a za jej popsucie winię nie katolicyzm, jak chce autorka, a właśnie autorkę. Zaraz spróbuję tę karkołomną tezę udowodnić.Akcja powieści toczy się w Polsce lat osiemdziesiątych. Odmalowany duch czasów przemian i przewartościowań jest wiarygodny i trafny, potwierdzają to moje własne doświadczenia z tych lat. Polska inteligencja, zdezorientowana permanentnym kłamstwem, czerpiąca informacje o życiu społecznym w Polsce jedynie z „Wolnej Europy”, a artystyczne potrzeby nasycająca zapoczątkowanym w kinematografii upominaniem się o moralny niepokój – zwróciła się w akcie desperacji i ratunku do Kościoła wspartego mocnym autorytetem papieża, Jana Pawła II.Oglądając ostatnio amerykański film „Pierwsza strona” Billy Ray’a opartym na autobiograficznej powieści młodego dziennikarza widać z jak wielką ostrożnością i pietyzmem dla prawdy prestiżowe, opiniotwórcze pisma w zachodnim świecie publikują fakty.W Polsce lat osiemdziesiątych kłamstwa dziennika telewizyjnego i czasopism były oficjalne i publicznie akceptowane. Wszyscy wchłaniali informacje nie, by się czegoś dowiedzieć, ale by podglądnąć metodę fałszowania i manipulacji. Pół wieku kłamliwej propagandy w latach osiemdziesiątych przybrało kształt społecznej neurozy, dwójistnienia, ogromnego patologicznego nacisku na czułą sferę społecznego zaufania.W takim klimacie przychodzi na świat powieściowa Aniela, córka lekarki i recepcjonisty hotelowego znającego języki obce, rodziców przynależnych do kościoła katolickiego w rodzinie drobiazgowo i skrzętnie wypełniających jego urzędowe wytyczne.Jest jakieś ogromne pokrewieństwo w sposobie życia komunistycznego i katolickiego, obozów skłóconych, podczas gdy pierwszy czuje się poprzez metafizyczne pozyskanie łaski wiary, moralnie wywyższony. Pogarda do „komuchów”, ludzi niewiary w katolickie, a partyjne sakramenty, daje katolikom tych lat wielki oręż i siłę.Powieściowe dziewczynki, postawione wychowawczo w sytuacji niemożliwej dla uratowania budzącego się zdrowego rozsądku rozwiązują swoją egzystencję w jedyny możliwy sposób. Starsza siostra – Marta ortodoksyjnie przyjmuje wszystkie zalecenia Kościoła i na wzór klasztornych dziewic idzie w zatracenie i śmierć doczesną, otrzymując w zamian społeczną świętość. Aniela próbuje desperacko pogodzić życie religijne z brudem życia niereligijnego w buncie i kontestacji brnie w nieszczęście doczesne.Właściwie na dobrą sprawę wczytując się bardziej w ten literacki donos na wynaturzony katolicyzm widzę, że został napisany jednak feministycznie przeciwko najczynniejszej postaci książkowej, przeciwko mężczyźnie, przeciwko liderowi i animatorowi katolickiego ruchu oazowego, obiektowi marzeń oazowych dziewcząt – przeciwko Totalnemu.Totalny, tak nazywany młodzieniec w studenckich kołach katolickich i tak również po zawarciu związku małżeńskiego jest nazywany, Totalny obwiniony jest o całe zło, o wszystko, co Aniela nawet, jako dziewczynka idąca do Pierwszej Komunii, uczyniła.Co bowiem czyni Aniela?Nie to, co bohaterki Elfride Jelinek, czy Marlene Streeruwitz. U austriackich radykalnych pisarek kobiety to feministyczne ofiary źle chowanych mężczyzn, egoistycznych typów spod ciemnej gwiazdy, maminsynków, którzy w krajach wolnych pokazani są jednak w międzyludzkim wynaturzeniu jako skutek. U Madeyskiej mamy do czynienia z ewidentnym przypadkiem przyczyny.Aniela, atrakcyjna, a zarazem złośliwa i cyniczna studentka wkracza w świat człowieka o pewnym pomyśle na życie, pewnej konsekwencji wizjonera religijnego osadzonego w dobrze naoliwionej maszynerii kościelnej. Dopiero zło uaktywnia się wraz z pojawieniem się Anieli i jej seksualnej prowokacji bezbłędnie działającej na wyjałowionego z działania pornografii Totalnego. I byłaby w tej powieści przynajmniej jakaś dydaktyka, jakaś nauka, że męskie pożądanie zrodzone z nadprzyrodzonej wizji przedstawionej mu przez Anielę na pierwszej randce – gdzie najważniejszy jest nadprzyrodzone przyrodzenie parkowego onanisty jest pokusą nie demoniczną, a zwykłą, męsko- damską, ordynarną prowokacją, ale nią nie jest. Nie jest, ponieważ o żadnej miłości mowy tu nie ma, nikt bowiem z bohaterów do niej zdolny nie jest, rzecz toczy się wyłącznie wśród tych mechanicznych, manipulacyjnych przepychanek.Pożycie małżonków bowiem już potem niczego innego nie przypomina oprócz świadczących sobie wzajemnie świństw podobnych pospolitemu rejestrowi sądowych spraw rozwodowych.Właśnie ta pospolitość zdarzeń, ta zapowiadająca się strindbergowska walka płci już na wstępie pali na panewce, gdyż nie ma w niej żadnej wielkości. Pretensja Anieli, jej neurotyczne mniemanie o własnym zmarnowaniu i bezcenności zawodu nauczycielki, której przyszło nauczać szkolnych debili, jest tym samym roszczeniowym buntem przeniesionym na wszystkie sfery życia.Zdumiewa zatem jej duma z dobrze ułożonej córeczki, która wzrastając na glebie już zakontraktowanych, o ewidentnym charakterze prostytucji relacji małżonków rokuje w jej mniemaniu jakieś wartości:I przestała z nim sypiać. I przestała się godzić najpierw na seks wspólny, który i tak zawsze był pojedynczy i dla niego. I wyniosła się do pokoju Marysi.Miesiąc później Totalny zaczął dawać dodatkowe pieniądze (a przyjdziesz do mojego łóżka? (…) Oprócz stałej kwoty zatem, którą wpłacał na konto Anieli, kwoty wyższej, bo na okoliczność Marysi trochę podniesionej, zostawiał Totalny Anieli dodatkowe pieniądze za nocne usługi.Forsa miała leżeć rano na kuchennym stole, przy drewnianym pojemniku na chleb.(…)Ustalił cennik.Za wymianę okien w pokoju Maryśki (wieje, prosto na łóżeczko dziecka wieje, nie mam gdzie go przestawić, proszę cię, mówiła Aniela) miesiąc oralnego z aneksem do umowy, będziesz mi to robić dwa razy dziennie, alleluja!(…)”Ponieważ książka, zgodnie z tytułem jest o katolicyzmie, kilka słów o tym.Niezwykle trafne są opisy niesłychanego boomu lat osiemdziesiątych na katolickie wychowanie, gdy salki katechetyczne były pełne, gdzie w ramach tych jeszcze nie bardzo przygotowanych do takiej wielości wiernych struktur kościelnych rzecz odbywa się z konieczności mechanicznie bez właściwej chrześcijaństwu potrzeby indywidualności. I tu warto by doczekać się u autorki głosu pozytywnego, niekoniecznie moralizatorstwa, ale słusznej postawy i sprawiedliwego wyroku. Patologia opisana w książce może przydarzyć się każdej doktrynie pojętej urzędowo, wszystko wyradza się bez bohaterskiej drogi, bez odważnej, opisanej w starożytnych mitach dzielności. Jednak odium winy spada tu właśnie na religię, jako najwyższe zło, jakie wykoślawia sprawnie funkcjonujący ludzki mechanizm. Tak, jakby religia stanowiła życie, jakby już życie inne nie istniało, a ten zbuntowany owoc katolicyzmu, Katoniela, szedł w swej zapyziałej samowiedzy i po osobistym sparzeniu, ten uwolniony wrak ludzki, pozbawiony wszystkich instynktów samonaprawczych w nowe zniewolenie, tym razem literackie, optymistyczne novum.I tak sobie myślę, czytając tę książkę, ten dokument stanu ducha polskiej inteligencji u progu dwudziestego pierwszego wieku, tak sobie myślę, czy aby na fali pomstowania na Kaczory, na Ojca Rydzyka i na wszystko, co głupiego się nam, Polakom jeszcze wydarzy, nie pora na jakieś zupełnie uczciwe, prawdziwe, literackie rozrachunki?, a nie tylko neurotyczne utyskiwanie, że w dzieciństwie mieliśmy do szkoły drogę pod górę, a droga była pełna onanistów z wielkim przyrodzeniem i musieliśmy chcąc nie chcąc zostać prostytutkami.Musieliśmy? Kto nas zmusił? Katolicyzm?

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *