Frustracja blogera wynikająca z poczucia, że jego blog jest w kosmosie zbędną nadwyżką literacką jest jak najbardziej zasadna, wiele aktywności ludzkiej mogłoby nie dawać ujścia swoim potrzebom, gdyż owe potrzeby są jak najbardziej wyssane z brudnego palca egzystencji.
Jednak tak nie jest.
Tak jak mnożenie celebracji religijnych w kościele katolickim służy uwięzieniu starych dewotek w murach świątyń, by nie zatruwały w tym czasie życia swoim domownikom, blog może też wyrodzić się w swoją hobbistyczną formę spędzania czasu w sieci, zwielokrotniając wirtualne byty, które toksycznie krążąc, porażają siedzących przed komputerami internautów.
Co jednak uczynić ma zdrowa cząstka blogera, ta, którą Chrystus chce ocalić w Magdalenie, która blogować chce i potrafi, a która wraz z całym wirtualnym światem wrzucona jest do niepochlebnych w blogach wynaturzeń? Nie blogować?
Wiadomo, że geometra w „Zamku” Franza Kafki nie pragnie przecież zwierzęcych kontaktów seksualnych z kobietami powiązanymi z Zamkiem i nie oczekuje na łaskawe pozwolenie wejścia do wspólnoty ludzkiej skupionej przy Zamku. Geometra wikłając się w skandaliczne intrygi i manipulacje pragnie tylko jednego: chce być geometrą i spełnić się w swoim zawodzie.
Podobnie bloger, jeśli jego głos ma brzmieć pozytywnie, jeśli należy do rasy ludzi pozytywnych, to pragnie tylko jednego: mierzyć swoim blogiem przestrzenie duchowe przyjmując za punkt wyjściowy własną rzeczywistość. Oczywiście, podobnie jak w „Zamku” K. nie ma co liczyć na jakikolwiek pozytywny rezultat, gdyż celem jego musi być zawsze nieprzewidywalność ze sprzeczną mu racjonalnością. Forma bloga z jego systematycznością i pedantyczną precyzją przyrządu komputera, dzięki któremu się uaktywnia, siłą rzeczy będzie stawiać wymagania przejrzystości i zmuszać do działań racjonalnych. Jednak prawdziwa, zdrowa robota blogowa cierpliwie winna podążać za pierwotnym posłannictwem, czyli badaniem zjawisk uwolnionych od wszelkich standardowych uwikłań nie tylko zewnętrznych opinii, ale i zwyczajów i obyczajów. Nie ma to nic wspólnego z kontestacją, jedynie z wytrwałym podążaniem za tropem. Tropem będzie zawsze niezgoda pojęta nie naukowo, doświadczalnie w zauważeniu na niedopasowanie wszelkich zauważonych elementów, z którymi trzeba żyć, ale wewnętrznie nie trzeba się godzić. Ta niezgoda to podążanie nie ku prapoczątkom niezniszczonego jeszcze człowieka, a docieranie do własnych wewnętrznych prawidłowości.
Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze. Nie umrze chorobą na śmierć.