Nareszcie „Tygrysy” są, i wbrew sporej kolejce do nich w Bibliotece Śląskiej, udało mi się już przeczytać.
Książka jest gruba – 500 stron, ale i tak trzeba ją czytać wielokrotnie, powoli i z Wikipedią by zrozumieć o co chodzi.
Naszpikowana licznymi odniesieniami, chociażby do nie tłumaczonych w Polsce tekstów literatury latynoskiej, jest lekturą przede wszystkim czasochłonną. Czytałam z filmikamina YouTube, by zobaczyć i usłyszeć jak nieziemsko śpiewa bolera gruba, czarnoskóra Freddy (Fredesvinda García) zwana w książce Estrellą Rodríguez, która jest jedną z głównych postaci książki (Cabrera Infante na wieść o śmierci 26 letniej Freddy postanowił ją uwiecznić). Przy okazji zobaczyłam śpiewającą Elenę Burke również opisaną w książce, ale dla pełnego obrazu sceny muzycznej nocnego życia Hawany przywołanej przez pisarza musiałam jeszcze zaliczyć pieśniarki takie jak: Celia Cruz, La Lupe, Olga Guillot, Leonora Rega, Omara Portuondo, Celeste Mendoza, Marta Valdés, Doris de la Torre, Moraima Secada, Marta Strada, Francis NápolesEstherBorja, Marta Justiniani, , Paulina Álvarez, Gina Martín, Ela Calvo, AmelitaFrades, Xiomara Alfaro, Gina Leon, Juana Bacallao, Isolina Carrillo, Merceditas Valdés, Celina González, Olga Rivero, Maria Luisa Morales i wiele, wiele więcej.
Mimo obszernych tłumaczeń o zasadności dziwacznego tytułu („pstre”) powieści, tłumacze mnie nie przekonali, szczególnie, że traci się to charakterystyczne TTT które jest w hiszpańskiej („TresTristesTigres”) i angielskiej („Three TrappedTigers”) wersji powieści. Ale dobre i to, i tak mieli astronomiczne trudności, powieść napisana jest językiem kubańskim a nie hiszpańskim z charakterystycznym zlewaniem się słów, dzięki czemu hiszpański na Kubie jest taki śpiewny i pełen wtrąceń z innych języków i hawańskiego slangu.
Hawanę, mimo, że nigdy po niej nie jeździłam nocą,odnajduję na każdym kroku. I wiem, że książka jest adresowana dla takich jak ja, która przeżyła Hawanę lat sześćdziesiątych.
Fabuła to jedna sierpniowa hawańska noc 1958, kiedy już Fidel z rebeliantami jest w górach Sierra Maestra, a którą „trzy tygrysy” przemierzają. Jak tłumacz objaśnia, nazywają tak między innymi Kubańczycy mężczyzn o wielkim temperamencie.
Tropikalne ogrody, arkady, zapach kawy parzonej na rogach ulic, luksusowe Veadado z wieżowcami i szafirowym niebem, to wszystko, do czego wracam z dzieciństwa, ta cała nostalgia za tym, czego najszczęśliwiej doświadczyłam w „Trzech pstrych tygrysach” jest, przywraca mi miasto i żyje we mnie na nowo. Wyczuwa się ją u Cabrery Infante, który niczym Mickiewicz na paryskim bruku, usiłuje odtworzyć ojczyznę w Madrycie, na definitywnym już wygnaniu, po pożegnaniu się z ukochaną Kubą, którą ostatni raz odwiedza dostając zezwolenie na pogrzeb matki, odtworzyć z ulicznych zapachów, nocnych spelunek, a przede wszystkim z muzyki.
Pomysł powieści wyszedł z filmu młodszego brata pisarza, 17 letniego Alberto Sabá, malarza i producenta filmowego „P.M.”Czarnobiały film został zrobiony na zamówienie telewizji Lunes de Revolucion i dodatku kulturalnego gazety Revolution, organu Ruchu 26 lipca. 14 minut filmu „P.M.”pokazuje łódź wypełnioną Kubańczykami płynącą nocą z dzielnicy Regla do barów Mariano omijając dzielnice burżuazyjne Vedado i Miramar, by po całonocnych tańcach i piciu w barach wrócić z powrotem do Regli. Uchwyceni ukrytą kamerą widzimy jak Kubańczycysię bawią, słychać dźwięki muzyki, rozmowy i odgłosy zbliżającego się świtu.
Kiedy film zostaje potępiony i zakazany przez premiera Kuby Fidela Castro, a telewizyjna emisja z 23 marca 1953 roku wstrzymana, edytor „Lunes”, 32-letni wówczas pisarz Guillermo Cabrera Infante protestuje przeciwko cenzurze, za co magazyn zostaje zamknięty w listopadzie 1961 roku.
Zbanowany film był początkiem restrykcyjnej polityki kulturalnej rządu Fidela. Zadawał kłam mitowi rewolucji, która uwolniła ciemiężony naród kubański od nocnego, grzesznego życia. Obraz tropikalnych knajp nie mieścił się w jego propagandzie głoszącej, że tylko przedrewolucyjna Kuba wiodła życie rozwiązłe.
Książka zresztą ma atmosferę tego filmu. Mimo, że jej akcja dzieje się 11 sierpnia 1958 roku jeszcze za rządów Batisty, to jednak rewolucja wisi w powietrzu i rebelianci za 5 miesięcy wejdą do Hawany. Pozostawią ją jeszcze długo taką, jaką była przed rewolucją.
Książka w czytaniu łatwa nie jest, pisana nowocześnie, podobna do „Gry w klasy” Cortazara, ze wszystkimi wynalazkami nowofalowymi nie zawsze fortunnymi, pod wyraźnym wpływem stylu Joyce’a, a także krótkiej, oszczędnej frazy Hemingwaya, więc trudno się czasami połapać. Czułam się w takiej mieszance niepewnie, szczególnie, że co chwilę byłam bombardowana aluzjami do bohaterów światowej literatury, aluzjami nie zawsze potrzebnymi, bo kto wie, to wie, a że pisarz wie, to nie musi się tym popisywać.
Ale dla mnie cudowne są właśnie proste, nie udziwnione opowiadania o dziewczętach skrywających się pod ciężarówką, jak i o lasce Amerykanina Campbella (nie mającego nic wspólnegoz producentem słynnej zupy, jednak chętnie przyznającego się do pokrewieństwaz milionerem). Śmieszny jest rozdział o śmierci Lwa Trockiego w Meksyku literacko sparodiowanej rzekomo przez siedmiu pisarzy kubańskich, między innymi Joségo Martíego, Joségo Lezamę Limę, Virgilię Pińerę czy Alejo Carpentiera lub poetę Nicolása Guilléna.
Powieść składa się z 9 rozdziałów, prologu i epilogu. Trzy części, przetykane sesjami psychoanalizy jednej z bohaterek rozpoczyna konferansjerka w Legendarnej Cabana Tropicana w Hawanie, co odczytałam jako powitanie czytelnika, który zaraz wejdzie w tę książką jak do tropikalnego teatru pełnego tańca, muzyki i gorących kolorów.
Kończy się pożegnalnym rozdziałem zatytułowanym „Bachata”. Podobno oznacza to jakąś zabawę słowną, ale jadące Maleconem w kabriolecie pijane tygrysy słuchają przez radio koncertu Bacha. To pożegnanie, zakończone świtem, traktowane jest przez krytyków jako metaforyczna zapowiedź nadchodzącej rewolucji.
Tygrysy to Codac – fotograf; ArsenioCué – aktor telenoweli; Silvestre -dziennikarz i równocześnie narrator, oraz muzyk Eribó – Mulat, który nie ma szans z powodu koloru skóry u nastolatki Vivian Smith-Corona, mieszkającej w luksusowej Fosce na dwudziestym siódmym piętrze. Ważną, tajemniczą postacią jest Bustrofedon na którego wszyscy się powołują, ale nigdy się nie pojawia.
Piją cały czas rum, daiquiri, whisky, mojito, kawę i herbatę. Bywają w barach sławnych hoteli „Capri”, „Sierra”, „National Hotel”, gdzie w każdym była własna orkiestra, najczęściej damska.
Rzęsiste i kolorowe oświetlenie ulic i ogrodów komfortowej dzielnicy El Vedado i Miramar lat 50, kawiarnie na świeżym powietrzu, czynią z tej nocy pełen energii i radości czas zabawy i intelektualnych dysput okraszonych dykteryjkami, kalamburami i najwyższej próby humorem.
Dla mnie najciekawsze są wędrówki bohaterów po Hawanie, które mogę prześledzić na Google Maps, gdyż autor drobiazgowo wymienia nazwy ulic opowiadając równocześnie co było przed wielką przebudową za rządów Batisty, kiedy dzięki mafijnym pieniądzom inwestowano w budowę drapaczy chmur, parki, autostrady i tunele. Dokumentuje dalsze śmiałe plany upiększania miasta:
„Na parkanie przedsiębiorstwa Robót Publicznych było napisane: Plan robót publicznych Prezydenta Batisty, 1957–1966”.
Panorama Hawany jest pokazana poetycko, wszystko było właśnie takie, nic, żadne fotografie żaden film nie odda jej tak, jak Guillermo Cabrera Infante.
z tego miejsca chciał podziękować Piotrkowi Wu z portalu Liternet za udostępnienie mi chijskiego filmu „Tres tristes tigres” z 1968 w reżyserii Raoula Ruiza nakręconego na podstawie dramatu Alejandra Sievekinga.
Nie ma on nic wspólnego z „Tygrysami” Cabera Infante, niemniej bardzo dobrze oddaje te czasy i sytuację społeczną krajów latynoamerykańskich.