MILI MORENA

Pomnik Tadeusza Kościuszki stoi tu od lat dwudziestych ubiegłego wieku, ale festyny w tym miejscu parku, gdzie dojeżdża się nie od ulicy Kościuszki, a od Pięknej, są chyba nowością.
W tę pochmurną sobotę postawiono tu zadaszoną estradę i kilka namiotów z książkami, napojami i kebabami. Wszystko po to, by czytać publicznie „Wesele” Wyspiańskiego zarządzone przez prezydenta Andrzeja Dudę. Syn nam dał znać, że będzie tu grał z Kubanką i przyjechaliśmy.
Zespół grający latino jazz w antraktach między czytaniami miał być chyba wabikiem, ale i tak przyszło na całą imprezę niewiele ludzi.
Wielkie różowe kwiaty na obcisłej sukience Mili Moreny poruszające się na jej zwinnym, pięknym ciele czarnoskórej Kreolki były dziwnym zjawiskiem w szarości parku, na tle legendarnego Kościuszki, jego kosynierów i chamskiego rogu czyhającego z tekstu Wyspiańskiego.
W antrakcie poszliśmy do namiotu, gdzie zespół się ogrzewał kawą z termosu i posilał pięknie przygotowanymi przez organizatorów zakąskami. Mili siedziała w rogu z komórką i kiedy podeszliśmy, serdecznie się po polsku przywitała. Wydukałam swoje kila słów po hiszpańsku i spytałam, czy domy na Alamarze, nim wkroczyły tam minibrigade i sowiecka wielka płyta fabryki domów były budowane przed, czy po Rewolucji. Okazało się, że po. A więc mieszkaliśmy w bungalowach już nie amerykańskich. Mili chodziła do szkoły z pionierską chustą, a ja nie, za moich czasów uczniowie szkół chodzili jeszcze po ulicach parami w ubrankach w pastelowych kolorach, pewnie jeszcze z amerykańskich magazynów bez pionierskich chust. Znała rosyjski tak samo, jak ja hiszpański.
Marek zrobił mi zdjęcie z Mili i powiedział, że teraz rozumie, dlaczego jego żona tak kocha Kubę. Mili była o głowę ode mnie wyższa, miała czarne loki, a jej piękna, rasowa twarz promieniała radością i życiem.
W domu po powrocie wysłał jej na komórkę „Tres tristes tigres” Guillermo Cabrery Infante, książki, którą chciałam przeczytać po hiszpańsku i nie dałam rady. Wysłał, by się nie zmarnowała.
Ale „Trzy pstre tygrysy” nareszcie w ubiegłym roku spolszczono, już czytam, coraz więcej Kuby jest w Polsce.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *