10 marca 2017, piątek. Do hotelu Copthorne zjeżdżamy późno w nocy, Kris wczoraj wróciła do Londynu taksówką na lotnisko Heathrow i stamtąd do Seattle, a syn ma jeszcze jedno spotkanie filmowe w Newcastle. Przy portierni stoją półeczki z folderami, mapkami i wszelką informacją o mieście.
Kiedy się budzę, ciężkie czarne zasłony wpuszczają trochę światła przez szpary. Wymykam się na korytarz, wzór wykładziny dywanowej imituje pustynne piaski i można po nich stąpać bezszelestnie.
Przez wszystkie kondygnacje hotelu zbudowanego w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w stylu znienawidzonym przez księcia Karola przechodzi świetlik z oszklonego dachu, dzięki czemu wszystkie korytarze są jasne i mogą stać tutaj palmy w wielkich donicach. Jadę windą na najwyższe piętro i oglądam Newcastle z czterech stron, jest tak górzyste, że oba brzegi Tyne przewyższają budynek hotelu.
Wracam do pokoju, Kajtek już wstał i siedzi przy laptopie. Okno pokoju na całą jego szerokość wychodzi wprost na Tyne i niebieski most Queen Elizabeth II, po którym jeżdżą wagoniki metra specjalnie dla jego naziemnej części zbudowany i otwarty przez królową w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Mimo stosunkowo niedawno powstałego hotelu i mostu (dzięki jego barwie będę mogła łatwo do hotelu wrócić) całe nabrzeże jest zabytkowe, pełne portowych magazynów i domów kupieckich, nawet – jak czytam w folderze – z XVI wieku. Budowle zaprojektowane przez dziewiętnastowiecznego architekta Franka Westa Richa zmarłego w latach dwudziestych XX wieku są najbardziej charakterystycznymi obiektami Newcastle, przebudowane, służą do dzisiaj jako luksusowe lofty.
Po śniadaniu, gdzie wbrew reklamie o rzekomo francuskiej kuchni – oprócz musli i orzeszków nie da się niczego przełknąć – przechodzę jedynie ulicę South Street na schodki, którymi mogę dotrzeć do zabytkowej części miasta oglądając z góry wybrzeże po drugiej stronie Tyne. Jest słonecznie, kwitną tu w chaszczach wszystkie wiosenne kwiaty i latają zaaferowane wychowywaniem piskląt ptaki.
Legendarne katolickie gimnazjum pod wezwaniem św. Kutberta, gdzie Sting był regularnie bity przez jezuitów, znajduje się bardzo daleko, jeszcze bardziej na zachód i na północ, tam nie dotrę.
Jak czytam, przez Newcastle przebiegał Wał Hadriana, miał 3 metry szerokości i 5 wysokości, wznieśli go stacjonujący tu żołnierze trzech legionów rzymskich w II wieku. Zbudowano go w połowie wyspy łącząc Morze Północne z Morzem Irlandzkim i to gigantyczne przedsięwzięcie militarne tak naprawdę nie miało żadnego uzasadnienia. Napotykam co i rusz na ślady muru oznaczone tabliczkami przypominającymi, że byli tu Rzymianie, trudno się zorientować co jest co, wszystko się nawarstwiało i spiętrzało. Równocześnie są tu ruiny murów obronnych romańskiego Zamku, który powstał właśnie na tych rzymskich fortyfikacjach, wykorzystano rzymskie wieże strażnicze i budulec, tym razem chyba wiadomo po co: przed Szkotami. Nie rozróżniam już co Castle Keep, a co rzymskie i z trudem orientuję się co to „Keep” oznacza.
Teren zamku był o wiele większy, niż istniejące dzisiaj pozostałości, z którego z wiekami pobierano kamienie do budowy okolicznych kamienic i pięknej teraz średniowiecznej uliczki Side z czerwonymi kamienicami. Przedzielony torami kolejowymi, pod którymi przechodzę pod łukowatym sklepieniem jest do zwiedzania, mimo, że uratowane resztki jeszcze niedawno służyły wielorakim celom, była tu najbiedniejsza dzielnica miasta. Miał sześć głównych bram – aż do 1695 roku bramy były zamknięte w nocy.
Mijam piękny hotel Vermont i hotel Bridge, podobno ma najstarszy pub w mieście, o którym śpiewano, że pod nim „kości martwych Rzymian leżą spokojnie”, za nim są słynne schody Dogs Leap, rozsławione przez zespół z lat siedemdziesiątych Dire Straits piosenką „Down To The Waterline” o „wąskim skrawku ziemi pomiędzy domami”. Ale nazwa ich bierze się z 1772 kiedy Baron Eldon, Lord Kanclerz Anglii uciekał tymi schodami z Elizabeth Surtees, z porwaną córką bankiera Aubone’a Surteesa.
Na szczycie ruin spotykam odpoczywające małżeństwo z małym dzieckiem. Są to Polacy, którzy skwapliwie zapewniają (jakbym wyglądała no kogoś, kto potępia emigrację zarobkową, a przecież podziwiam) że są turystami i że przypłynęli do Newcastle swoim jachtem. I są to jedyni Polacy których spotkałam, mimo, że wielu polskich żołnierzy walczących w II wojnie światowej i wracających z obozów zostało w Newcastle.
Dynastia Tudorów miała zaledwie trzech królów i trzy królowe, ale mnóstwo krewnych, którzy odwiedzali Newcastle, gdyż właśnie wtedy miasto rozkwitło gospodarczo i było wielką, renesansową metropolią, szczególnie na nabrzeżu, gdzie stały magazyny z towarami przywożonymi przez statki rzeką Tyne. Przywieziono też po raz pierwszy cukier, który stał się największym rarytasem angielskiej kuchni. Wokół stawiano renesansowe domy z fasadami z okien, by można było swobodnie oglądać idące po ulicach parady.
Od kamienicy bankiera, którego córkę Bessie Surtee porwał ubogi student, który później został kanclerzem, zaczyna się turystyczny szlak Tudorów, którym wędrują wycieczki szkolne i oglądają przede wszystkim kominki założone tu po raz pierwszy w komnatach jako luksusowa nowość ciągnące się niejednokrotnie przez całą ścianę pokoju.
Ale najbardziej odcisnęły się rządy tyrana Henryka VIII, który skutkiem głupiej odmowy poślubienia Anny Boleyn przez papieża Klemensa VII, spowodował nie tylko powstanie Kościoła anglikańskiego, ale prawie całkowite zniszczenie katolickich kościołów i klasztorów, a polowanie na katolików i ich knowania zamieniło kraj w państwo inwigilatorów i donosicieli. Zaowocowało to licznymi przebudowaniami na królewską modłę. I tak papistowskie włoskie południowe wpływy renesansowe zastąpiła północna ponurość.
Odwiedziłam anglikańską katedrę świętego Mikołaja z Mirry z charakterystyczną ażurową wieżą latarniową widoczną zewsząd (przede wszystkim dla żeglarzy) i dzięki niej po mieście się nie gubię. Oglądam tam pięknie haftowane krzyżykami poduszeczki na klęczniki.
Pochodziłam też po dawnym klasztorze dominikanów Blackfriars gdzie teraz są restauracje i który przetrwał tylko dlatego, że został sprzedany bankierom i zaadaptowany na pomieszczenia rzemieślnicze.
Jest stąd blisko do Chinatown. Przeszłam po jego pustych o tej porze uliczkach, obok bramy wyrósł stadion.
Cały wiek XVII to panowanie szkockiej dynastii Stuartów z wyrwaniem im władzy przez Cromwellów (ojca i syna) w połowie wieku przez dekadę, nękany przez wojnę domową, knowaniami papistów i rojalistów, by tronu nie utracić, a jak już utracić, by odzyskać, i braku spoczynku katów w londyńskiej twierdzy Tower.
Szkoci najechali na Newcastle (40000 żołnierzy) w 1640 roku i miasto było głównym strategicznym miejscem ze względu na dostawy węgla. Zagrozili zniszczeniem kościoła St Nicholas i tam w wieży zamknięto szkockich więźniów ratując go przez rujnacją, co nie zapobiegło szkockiej okupacji. Niemniej po latach konny posąg króla Jakuba II spontanicznie zburzono i wrzucono do Tyne.
Na nabrzeżu Sandhill stoi z tego okresu przebudowany po pożarze w stylu klasycznym dawny ratusz (Guild Hall i Exchange).
Szpital Świętego Jezusa (Holy Jesus Hospital) jest nieopodal, teraz otoczony drogami, mostem kolejowym i wysokimi nowoczesnymi budynkami, stoi też do dziś. Za Tudorów zamieniony z klasztoru Augustynów przez cały siedemnasty wiek był przytułkiem, wydawano tu zupy, miał 42 pokoje na trzech piętrach, arkady i zbudowany był z cegły. Był w ubiegłym wieku muzeum, teraz są tu biura.
Istnieje też szpital Keelmen równolegle do Grainger Street i Rosemary Lane prowadzącej na Bigg Market. Nie wiadomo, czy został zbudowany dlatego, że wybuchła epidemia dżumy w 1636, czy wiek, który po raz pierwszy dał biednym przytułki, dał też szpital węglarzom ciężko pracującym na rzece Tyne, wiozącym węgiel na małych łódkach do statków (rzadko z żaglami, najczęściej na wiosła) do Londynu. Ich romantyczną pracę uwiecznił Turner. Środki do jego budowy pochodziły ze zbiórek dla sierot, wdów i niedołężnych węglarzy. Z charakterystyczną wieżą, z kopułą i zegarem, z widokiem na rzekę Tyne był do niedawna akademikiem, ale ciężkie warunki o których byli studenci wspominają na blogach (karaluchy, wilgoć) spowodowały, że stał długo opuszczony i władze miasta zastanawiają się zdaje się do dzisiaj, co z nim zrobić.
O tym, czy burzyć, czy zachować kosztowne dla miasta w eksploatacji budynki z czerwonej cegły gdzie nie można wprowadzić nowoczesnych technologii ocieplania, dachów łapiących deszczówkę i paneli słonecznych, jest sensacyjny film „Burzliwy poniedziałek” z 1988. Tam patriota lokalny Sting walczy o swój muzyczny klub, który mafijny kapitał amerykański jedynie dla swoich zysków chce zburzyć. W filmie jest Polonia, ich siedziba, wiarusy, trzy pokolenia Polaków.
Panowanie angielskich królów o imieniu Jerzy naznaczyło styl w architekturze na wyspach, w obu Amerykach i koloniach angielskich tak dosadnie, że domy z kolumnami w drzwiach i oknach rozpoznawalne są wszędzie jako styl historyczny, solidny i reprezentacyjny.
I takie są też domy przy ulicach Newcastle, po których stąpam z podziwem i mimo, że to i tak smętne resztki, podobno w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku mnóstwo tych charakterystycznych, przepięknych domów, gdzie mieszkało się nie poziomo tak jak dzisiaj, ale w kamienicach rodziny zajmowały pionowo wszystkie piętra od piwnic po dach, wyburzono.
W osiemnastym wieku też pozbywano się resztek starego Newcastle, by poszerzyć ulice i pobudować domy dla wzrastającej w mieście ludności. Powstała pierwsza w mieście gazeta i nowe drukarnie drukujące najwięcej w Królestwie książek. Wybudowano specjalne gmachy dla wizytującej z Londynu arystokracji i członków rodziny królewskiej: ogromne sale bankietowe, balowe, jeden budynek istnieje do dzisiaj: Assembly Rooms uratowany przed rozbiórką w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy przywrócono mu pierwotny, osiemnastowieczny wygląd i rozrywkowy charakter.
Był to też wiek utraty mostów, które wielka powódź zmiotła w 1771. Zaczęto nieśmiało dostarczać rurami wodę do domów, ale było to jeszcze bardzo kosztowne i dla nielicznych. Ulice oświetlano lampami naftowymi.
Od katedry idę ulicą Mosley, była to pierwsza ulica na świecie oświetlona przez żarówki, wynalezione przez Josepha Swana i zastosowane tutaj na rok przed Edisonem w Stanach. Idę do Grainger Town, najpiękniejszej części miasta.
Grainger Market, Theatre Royal, Grey Street, Grainger Street, Clayton, ulica jest łukowata, romantyczna, stoją tu czteropiętrowe okazałe kamienice pełne wieżyczek, pilastrów, kopuł i wszelkich wysmakowanych architektonicznych ozdób. Ach, i jeszcze ta pochyłość ulic, widoki są najpiękniejsze kiedy idzie się zakrzywioną ulicą Grey Street, potem Deen Street, schodzi ku rzece i wyrasta z powodu nierówności terenu gigantyczny łuk mostu High Level Bridge.
Rewolucję przemysłową czasów wiktoriańskich szczególnie odczuły właśnie takie uprzemysłowione miasta jak Newcastle, gdzie w kopalniach nie tylko wprowadzono wszelkie nowinki jak lampy i maszyny parowe, ale także to, że można zatrudniać nawet pięcioletnie dzieci, by mogły z powodu swojej małości wchodzić w ciasne chodniki kopalni. Nadmiar pieniędzy i szybkie bogacenie sprzyjało budowie ekskluzywnych kurortów dla klas wyższych nad morzem Północnym na wschód od Newcastle, a wynalazek roweru spowodował większą ruchliwość kobiet i powolne ich wyzwalanie się z wiktoriańskich domów. W Newcastle przebudowano ulice i dzielnice stały się jeszcze bardziej eklektyczne, bombastyczne, stosowano dosłownie wszystkie style poprzednich epok i włączono ornamenty z architektury Bliskiego Wschodu i azjatyckiej. Architekt Richard Grainger, który w 1834 roku wygrał konkurs na nowy plan centrum Newcastle, został uczczony gigantyczną kolumną na szczycie Grey Street.
Wiktoriańska w Newcastle jest katolicka katedra St Mary’s, anglikańska katedra, cały Grainger Market, Dworzec Centralny, hotel Royal Station (gdzie toczy się akcja filmu ze Stingiem „ Burzliwy poniedziałek”), The Swing Bridge, Union Club, Grey Street, rezydencja i park utworzony dla producenta witraży Williama Wailesa na południu Newcastle w Saltwell oraz liczne rzeźby: pomniki, marmurowe sarkofagi w kościołach, a także wspaniała ceramika, która rozkwitła tutaj w największej na świecie fabryce.
Ale cudem techniki i budownictwa jest otwarty przez królową Wiktorię w 1849 High Level Bridge dla ruchu drogowego i kolejowego przez Tyne na dwóch poziomach. Pociągi mogły już przejechać rzekę, miasto i jechać do Szkocji. Na tym moście rozgrywają się słynne sceny z „Dorwać Cartera” z Michaelem Caine, a także sceny z „Burzliwyego poniedziałku” ze Stingiem, które są hołdem złożonym i mostowi i miastu.
Raptem jedna dekada po śmierci królowej Wiktorii, to czasy edwardiańskie i jej syn Edward zdążył w Newcastle zaznaczyć swoje umiłowanie do luksusu i wykwintu. Taki jest najpiękniejszy budynek w Newcastle, stoi zaraz przy kolumnie Greya na ulicy Blackett zaprojektowany przez Benjamina Simpsona dla karczmarza Emersona. Kamienica „Emerson Chambers” to przemieszanie secesji z neobarokiem, zarówno od zewnątrz jak i od wewnątrz jego zaskakujące, wybujałe elementy architektoniczne sprawiają, że odcina się od reszty budowli swoją kuriozalnością, ironicznością i wesołym klimatem. Na czterech piętrach zajętych przez księgarnię gigantycznej sieci Waterstones panuje w środku dnia ruch zaskakujący w stosunku do innych księgarń, które są zazwyczaj puste. Na pierwszym piętrze otoczona regałami jest kawiarnia wypełniona po brzegi pijącymi cappuccino i dyskutującymi seniorami. Panuje tu całkiem odrębna atmosfera niż na luzackiej ulicy, gdzie nosi się wszystko i byle jak. Patrzę na mokrą ulicę z łukowatych okien najwyższego piętra, na kolumnę i panujący tu miejski ruch.
Nikt nie przypuszczał, że wojna może być tak okrutna, I wojna światowa była całkowitą nowością, przeraziła i uświadomiła ludzkie możliwości w zadawaniu bliźnim cierpień na masową skalę. Kobiety z Newcastle z początku entuzjastycznie zastąpiły mężczyzn na opuszczonych stanowiskach w przemyśle ciężkim, gdzie produkowano amunicję (13000 karabinów, 14 milionów pocisków i 100 czołgów), statki i samoloty wojenne, stawały się pielęgniarkami w budynkach zamienionych na szpitale, prowadziły w mieście tramwaje i autobusy, a nawet grały w piłkę w drużynie Newcastle. By je bardziej zmotywować w stoczni odwiedził je król Jerzy V z królową Marią.
Kiedy koszmar się skończył i pozostawił kaleki, sieroty i wdowy, oglądały na Grainger Street paradę pokojową. 10000 żołnierzy i ochotników i przyszło na odsłonięcie trzech pomników wojennych, z których jeden stoi na Eldon Square powstały w 1923 roku. Teraz dekoruje się go makami na Poppy Day. Na ławeczce przed wielkim hipermarketem zbudowanym w latach siedemdziesiątych w miejscu zabytkowych tarasów z kolumnami otaczającymi pomnik ze świętym Jerzym zabijającym smoka wojny, młodzi ludzie grają i śpiewają smutne pieśni z wojennych czasów. Wchodzę do wielkiego domu towarowego Eldon Square Shopping Centre, toalety są na samej górze, zajmują całe piętro. Trudno się połapać w licznych odnogach handlowych pasaży mających bramy na różne ulice, często pokrywające się miejsce z tymi samymi, jakie stały tu, w X wieku, kiedy gród był ogrodzony.
W latach sześćdziesiątych podobno barbarzyńsko wyburzano zabytkowe budynki Newcatle, by postawić supermarkety, stworzyć ronda i nowe arterie. Tym sposobem padł najbardziej opłakiwany na blogach pasaż Royal Arcade z korynckimi kolumnami na Pilgrim Street, by mogła tu przebiec autostrada i zbudowano biały, wielokondygnacyjny budynek Swan House, podobno architektoniczne monstrum 1960 roku.
Na blogach płaczą, bo w Arcade mieścił się legendarny klub klub A’Gogo, który był najważniejszą w latach pięćdziesiątych częścią życia nocnego w Newcastle, gdzie grali Jimi Hendrix, The Who, The Rolling Stones i chodził na ich występy gimnazjalista Sting.
Przechodzę przez obrotowy, czerwony most Swing powstały jeszcze w XIX wieku jako cud inżynierii, niestety nie zdążę już zwiedzić drugiej strony rzek Tyne, ale cieszę się, że chociaż zdążę jeszcze przejść nabrzeżem. Idę ścieżką u podnóża wysokiego nasypu wzdłuż rzeki, u góry zagląda wieża nieczynnego kościoła, teraz jest tam St. Mary’s Heritage Centre, są tam biblioteki, sale wystawowe i konferencyjne, na zegarze wieży już za dwadzieścia druga, a Kajtek ma po mnie przyjechać o drugiej pod hotel Copthorne. Szybko biegnę przez chaszcze, mijam mężczyznę z wędką, nikogo tu nie ma oprócz niego, mijam zabytkowe lampy z kulami szklanymi, nade mną gigantyczna budowla Sage Gateshead w postmodernistycznym stylu jako ogromny szklany pęcherz gdzie są sale koncertowe. Otwarty został w 2004 roku obok Bałtyckiego Centrum Sztuki Współczesnej i Gateshead Millennium Bridge w obecności królowej, niestety, już go nie odwiedzę. Pędzę przez Millennium Bridge, lekki, biały most, kładka jakby się chwieje, gdy równolegle pędzą rowery osobną ścieżką.
Kiedy dopadam hotelu, Kajtek właśnie nadjeżdża i chce zaraz jechać nad morze, by odpocząć. Ale są korki, jednak udaje nam się do hotelu w Roker zajechać w ciągu pół godziny.
Jak czytałam w folderze podczas jazdy, miasto należy tak jak Newcastle do hrabstwa Tyne and Wea. Miasto wzbogaciło się w czasie rewolucji przemysłowej nie tylko na przemyśle stoczniowym, ale także na hotelach dla zamożnych właścicieli fabryk i kopalń, którzy z rodzinami zjeżdżali do należącego do Sunderland Roker, do świeżo powstałego uzdrowiska, gdyż zauważono, że świeże powietrze i kąpiele morskie działają kojąco.
Jeszcze niedawno główną promenadą wzdłuż wybrzeża i ozdobionej krużgankami balustrady nad urwiskiem jeździł tramwaj. Nie wiadomo, gdzie konkretnie Lewis Carroll napisał „Jabberwocka” i „Alicje” , ale tropów jest mnóstwo. Alicja przyjeżdżała tu z siostrą i rodzicami na wakacje na plażę pod skalistym urwiskiem, gdzie były groty, na pobliskich wrzosowiskach mnóstwo białych królików, a w kościele rzeźba uśmiechniętego kota.
Dzisiaj badacze piszą o tym wszystkim tomy, powstają w parkach tych okolic żeliwne pomniki postaci z Alicji w „Krainie czarów”, ale i bez tego wszystkiego Roker jest przepiękny, romantyczny i nawiedzany przede wszystkim przez nowożeńców spędzających tu swój miodowy miesiąc.
W recepcji hotelu stoi piramida czerwonych jabłek, dają nam klucze do pokoju natychmiast, ale by się przedostać do niego, trzeba pokonać z naszymi walizami na kółkach wiele schodów i drzwi, gdyż hotel ma strukturę statku, a my mamy mieszkać w kajutach na samym dole. Pokoje mają bardzo romantyczne nazwy z angielskich imion kobiecych i męskich, bohaterów powieści, ale nasz pokój ma tylko liczbę.
W pokoju oprawa okrągłego lustra i gałki mebli są z okrętowej liny i wszelkie szczegóły wystroju, łącznie z najnowszym numerem gazety lokalnej „Echo” jest w estetyce przedwojennej.
Jemy zaraz po przyjeździe w jedynej restauracji „Santini’s”, gdzie dają o tej porze ciepły posiłek, w szeregowym bliźniaku – bungalowie przy ulicy Roker Terrace, gdzie są ekskluzywne apartamenty i hotele z widokiem na morze. O tej porze jest tutaj dużo dzieci i mimo, że to kuchnia włoska, jedzenie w dalszym ciągu jest okropne.
Wzdłuż wybrzeża ciągną się trawniki na szczycie klifu, dopiero na dole jest piasek i plaża, i różne urządzenia dla zabaw dzieci. Groty skalne, które tam były za czasów Alicji zostały usunięte i plażę poszerzono.
Na trawnikach wieloma sposobami upamiętniono zmarłych. Postawiono na początku XX wieku z szarego kamienia krzyż z plecionką celtycką z reliefami ptaków i zwierząt splecionych wewnątrz liści. Od wschodu krzyża sceny z życia mnicha średniowiecznego Benedykta, któremu krzyż był poświęcony, już za życia uznanego za świętego, jest czczony jako czcigodny przez kościół anglikański. Po pierwszej wojnie światowej wyryto na nim napisy upamiętniające jej ofiary.
Kilkanaście kondolencyjnych ławek umieszczono w najpiękniejszych miejscach widokowych. Dedykacje na mosiężnych tabliczkach są bardzo zróżnicowane i poetyckie, umajone świeżymi i sztucznymi kwiatami. Ławki są dzierżawione na dziesięć lat.
Kajtek na samym brzegu robi zdjęcie morza na czas, by uzyskać efekt polukrowanej jego powierzchni, a ja zbieram kamyki i muszelki, by przywieźć trochę Morza Północnego do Polski.
Wieczorem sale na parterze tętnią życiem, w restauracji wszyscy piją piwo, a w sali obok odbywają się jakieś zbiorowe zabawy, konkursy i wspólne śpiewanie. Kajtek idzie na piwo, ale niedługo wraca i by mi nie przeszkadzać przenosi się z laptopem i by porozmawiać z Jean przez telefon na półpiętro, gdzie stoi ogromny fotel i wisi dwumetrowe lustro w złotej ramie.
Ja siedzę jeszcze długo w wannie, by dojść do siebie, łazienka ma tu taką samą wielkość jak pokój i uważam, że to bardzo dobre proporcje dla każdego mieszkania.
Zasypiam jak kamień odurzona powietrzem morskim i bardzo zmęczona zwiedzaniem.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki