Lata sześćdziesiąte. Andrzej (10)

„The Animals” zagrali w parku Kościuszki w Hali Parkowej dwa koncerty, ale Andrzej i tak na nich nie był. Bilety kosztowały 70 zł i sprzedawano je na katowickim rynku w „Orbisie” gdzie ustawiały się tasiemcowe kolejki na kilka godzin stania. Jak opowiadano w „Santku”, Park Kościuszki pełen był milicjantów i koników sprzedających bilety po horrendalnych cenach przez cały tydzień poprzedzający występ. Posiłki milicyjne ściągnięte z całego województwa dzień przed koncertem usiłowały rozproszyć oblegające park tłumy, a w dniu koncertu i tak przegrały z atakującą drzwi młodzieżą, która biletów nie posiadała. Komentowali to wszystko szczegółowo w „Santku”. „Animalsi” zaczęli koncert od „I’m crying”. Wszyscy dyskutanci kawiarniani mieli grającą pocztówkę z tym utworem kupioną w ukrytych w podwórzach sklepikach na Wawelskiej i Wieczorka, zawsze wygiętą, ale i tak możliwą do wielokrotnego odtwarzania. Przed „Animalsami” wystąpił łódzki zespół „Polanie”, których nikt nie chciał słuchać. Podobno mimo, że nie było stojących miejsc, wszyscy stali bądź skakali po krzesłach i, jak potem drwiąco donosiły gazety, słychać było tylko wrzeszczącą salę. Po koncercie, czego już w gazetach nie było, tłum zaatakował milicyjne nyski i do Katowic, po „Animalsach”, żadnych zachodnich muzyków nie zapraszano.
Andrzej nie żałował, że nie wdział Erica Burdona, ani jego żółtych butów i wąskich spodni w pasy. Cotygodniowa “Top 20” w Radiu Luxemburg w nocy z niedzieli na poniedziałek pozwalała śledzić ranking utworów Beatlesów, The Rolling Stones, The Hollies, The Animals, Gerry and the Pacemakers, Lulu czy Billy J. Kramera, a także nasycić jego potrzeby. Na prywatki zawsze ktoś przynosił longplaye, a nawet magnetofony szpulowe. Dzięki tegorocznym najnowszym przepisom celno-dewizowym Polacy mogli odwiedzać demoludy ustawiając się w kolejkach do “Orbisu” “Sports-Touristu”, Biura Turystyki Polskiego Związku Motorowego BTZ PTTK, Biura Wczasów Podróży i Turystyki ZSP, “Juventuru”, “Turysty” i “Gromady”. Wielogodzinne stanie jednak się opłacało – prestiż wakacji zagranicznych był tak wielki, że wart był każdego wysiłku. Kuba Andrzejowi bardzo się przydawała, by nie być gorszym.
A wszyscy oglądali telewizję i to ich łączyło.
Jesienią 1965 roku telewizja była już ustabilizowaną, dobrze prosperującą machiną propagandową, telewizorów było coraz więcej, liczba godzin emisji rosła. Nie było w klasie Andrzeja nikogo, kto nie miałby telewizora. W liceum wymagano, by uczniowie ją oglądali. Wiele programów przedpołudniowych było przeznaczonych dla szkół i nauczyciele chętnie korzystali z takiej pomocy lekcyjnej, a ich szkoła, sztandarowa „pawilonówka” wybudowana w ramach „Tysiąc szkół na tysiąclecie” miała w pracowniach telewizory. Rozpoczęto przez telewizję kursy języka rosyjskiego i programy naukowe. Andrzej, który coraz intensywniej interesował się przedmiotem prowadzonym przez ich wychowawcę nazywanego „Fizykiem”, nie bardzo lubił ani książek popularnonaukowych, ani tych programów i uważał, że wszystko spłycają. Lubił oglądać telewizję tylko rozrywkowo, oglądał w czwartki „Kobrę” a w poniedziałki od stycznia „Stawkę większą niż życie” w teatrze telewizji. Zresztą w tak małym mieszkaniu trudno było się odizolować od telewizora, szczególnie, że Krystyna była fanatyczką kryminałów. „Kobra” spełniała jej oczekiwania, a w Hansie Klossie – radzieckim agencie o pseudonimie J-23 – natychmiast się zakochała, zastępując zajmującego do tej pory w jej sercu Gregory’ego Pecka. Dzięki „Interwizji”, powstałej w opozycji do zachodniej „Eurowizji” telewizja mogła nadawać bezpośrednie programy z Moskwy i tylko pojawiające się okna – nawet przez godzinę z napisem „Przepraszamy za usterki”- hamowały tę eskalację. W 1963 roku pokazano zdumiewającą wszystkich osiągnięciami technicznymi Polski Ludowej bezpośrednią transmisję z USA z manifestacji przeciwko dyskryminacji rasowej poprzez satelitę „Telstar”.
Andrzej nie fascynował się „Wielką grą”, oglądał chętniej „Wielokropka”, ale obowiązkowo „Psa Huckelberry’ego” Hanny i Barbery, a wieczorem „Bonanzę” i „Świętego” oraz „Wojnę domową”. Ta ostatnia w sposób inteligentny wyszydzała ciągoty nastolatków do rock-and-rolla, niemniej wszyscy w klasie ją oglądali.
Od kiedy Komitet do Spraw Radiofonii „Polskie Radio” został przekształcony w Komitet do Spraw Radia i Telewizji, zwany w skrócie Radiokomitetem, telewizja stała się centralnym organem administracji państwowej, podlegała prezesowi Rady Ministrów czyli Partii. Sowiecki model socjalistycznego kraju obowiązywał w całym bloku wschodnim. Wszystkie telewizje demoludów – Polski, NRD, Węgier, ZSRR, Czechosłowacji Rumunii i Bułgarii jednoczyła „Interwizja” traktująca zachodnią „Eurowizję” jako niebezpieczną. Wszystko, co nadawano zależne było od wskazań i opinii KC PZPR i wiedzieli o tym wszyscy nie tylko z Wolnej Europy, ale przekonywali się o tym na co dzień na własnej skórze. Telewizja budująca społeczeństwo socjalistyczne krzewiąca idee marksizmu-leninizmu tępiła subiektywne i dowolne oceny nie pochodzące z Partii. I kiedy Lucjan Kydryński w audycji „Muzyka łatwa lekka i przyjemna” jako wielki autorytet i znawca muzyki potępił i wyśmiał Beatlesów wysławiając w ich miejsce francuskich piosenkarzy, Andrzej po prostu przestał go oglądać.
Jednak zerwanie z telewizją było niemożliwe. Telewizja walcząca z kiczem i tandetą próbowała złamać wszelki opór i odrazę zatrudniając bardzo dobrze wykształconych w przedwojennych szkołach ludzi dobrze im płacąc oraz umożliwiając im zarobek z wielu lukratywnych źródeł, dzięki czemu stawali się ludźmi wolnymi, zadowolonymi z życia i promieniującymi szczęściem. Swoboda i aluzyjność wypowiadanych na antenie komentarzy, branych opacznie przez oglądających za wywrotowe, przyciągała coraz to więcej uzależniających się od niej telewidzów i telemanów. „Słusznym kierunkiem” było też udostępnienie ambitnej produkcji o zacięciu politycznym i wychowawczym, co znaleziono w neorealizmie włoskim i francuskiej artystycznej lewicy, rezygnując stopniowo z obfitości filmów radzieckich i tworząc pozór państwa otwartego na świat współczesny. Na przełomie 1965 i 1966 z okazji 1000-lecia państwa polskiego pojawiło się w telewizji zdumiewająco dużo imprez, festynów, wieców z całkowitym pominięciem uroczystości kościelnych. Nagonki na obchody Milenium Chrztu Polski przez kościół katolicki zwiększyły się przy okazji „Listu biskupów”. Podkreślano reakcyjną i antynarodową politykę Kościoła i antypolską postawę Watykanu. Po tym okresie już zupełnie przemilczano święta kościelne, a na Boże Ciało nadawano najlepsze filmy w czasie, kiedy ulicami Polski szły procesje.
Ale i tak głównym tematem spotkań w „Santku” pozostała telewizja, którą wszyscy kochali coraz mocniej też dlatego, że innego sposobu spędzania czasu nie było. Nowoczesna aparatura filmowa kina „Kosmos” psuła się coraz częściej i systematyczne stanie w ogromnym ścisku w holu kina przed rozpoczęcia kolejnego seansu stało się normą.

Jeszcze jesienią na szkolnej akademii związanej z kolejną rocznicą Rewolucji Październikowej zacytowano słowa towarzysza Edwarda Gierka: „Wyrażam przekonanie, że w chwili obecnej problemem pierwszorzędnej wagi jest sprawa zespolenia wysiłków trzech podstawowych ogniw wychowawczych: rodziny, szkoły i zakładu pracy, w jeden wspólny nurt. Chodzi tu o swoiście rozumianą „koordynację poziomą” wysiłków wychowawczych w układzie: rodzina – szkoła – zakład pracy”.

Krystyna koordynowała się poziomo co tydzień, przed lekcją przysposobienia obronnego podcinała Andrzejowi włosy do poziomu, o którym precyzyjnie wiedział, czy jeszcze nie zostanie wyrzucony z lekcji. Andrzej miał po Rudku i Krystynie niesłychanie gęste, kręcące się włosy, odrastające w zawrotnym tempie i co tydzień podłoga kuchni zasłana była jego kłakami.
W klasie niemal wszyscy palili oprócz Andrzeja. Zapowiadano produkcję nowych papierosów z filtrem pod nazwą „Start” próbując wycofać niefortunną nazwę radomskich „Sportów”. Przedwojenna fabryka w Radomiu kupiła właśnie nowe maszyny potaniające produkcję i „Starty” miały kosztować 4 złote na co wszyscy się cieszyli. Dotychczasowe „Sporty” po 10 sztuk za 1,75 zł nie miały filtra i trzeba było nieustannie wypluwać pozostające w ustach drobiny. Bardziej wyrafinowani klasowi palacze kupowali fajkowy „Neptun ”z amerykańskiego tytoniu za 25 złotych i robili je sami owijając tytoń w gazetę, które były mocniejsze i dawały pożądanego kopa.

Na szkolne uroczystości obowiązywały marynarki i ich producentami były Bytomskie Zakłady Przemysłu Odzieżowego, które produkowały tylko na eksport. Krystyna miała problem z ubraniem Andrzeja, przemyskie ciuchy nie miały tak małych garniturów. Weszły do produkcji laminaty, bardzo drogie marynarki klejone zamiast szwów i nikt nie wiedział, jak to prać czy prasować. Było natomiast w sklepach dużo młodzieżowej odzieży z teksasu i nikt w tym nie chodził, a Andrzej nigdy by czegoś podobnego na siebie nie włożył, jak płaszcza z popeliny z podpinką na zatrzaski. Nigdy nie miał ortalionu i dobrze, bo stał się szybko zupełnie démodé. Polski przemysł zakupił podobno zachodnie maszyny do ich produkcji i teraz sklepy zalewano ortalionami. Natomiast Krystyna poszukiwała koszul non iron piekielnie drogich, których jugosłowiańskie partie rzucono w czerwcu do „Zenitu” i zakończyło się to dewastacją sklepu i przyjazdem milicji. Polskich koszul stilonowych produkcji Kaliskich Zakładów Dziewiarskich nie było w oficjalnej sprzedaży i Krystyna nigdy Andrzejowi takiej koszuli nie kupiła i była skazana na prasowanie.

Naprzeciwko szkoły pawilonowej na Diablinie zaczęto przed budynkiem kotłowni, na 5 metrowej skarpie budować pawilon Ogniska Muzycznego w kształcie rotundy o średnicy 36 metrów z oszklonym parterem i jednym piętrem, co na lekcjach z zainteresowaniem śledzili.
Mimo tych szlachetnych inicjatyw wznoszenia nowych budynków użyteczności publicznej, mrocznej strony dzielnicy nie dawało się już ukryć. Włamywano się do piwnic pokonując łomem każdy zamek. W stojących motocyklach odkręcano kurki z benzyną i zalewano nią ulice. W hotelu robotniczym naprzeciwko kościoła zapijaczeni robotnicy toczyli regularne bójki wewnątrz jak i na zewnątrz budynku. Napadano na pocztę, niszczono windy, wyrywano torebki staruszkom, kopano mężczyzn stających w ich obronie. Ten stan nasilił się jeszcze po zasiedleniu bloków przy Armii Czerwonej i Dzierżyńskiego. Dzielnica nie miała ani nocnego oświetlenia, ani posterunku milicji. Krystyna bała się o Andrzeja, który wracał późno do domu, na całe szczęście zawsze chodzili do kina w grupie.
Tak też zobaczyli „Salto” Tadeusza Konwickiego, które wydało im się filmem cudacznym i wydumanym, nie mającym nic wspólnego z ich codziennością. Życie mimo wszystko było o wiele prostsze.

Krystynie udało się kupić za 32 złote książkę telefoniczną. Miała 616 stron i Andrzej wertując z dumą napotkał swoje nazwisko na ostatnich kartkach abonentów przybyłych w czasie druku książki. Była podzielona na dwie części: w pierwszej numery instytucji, a w drugiej mieszkańcy i Andrzej mógł już dzwonić do wszystkich z klasy bez zapisywania ich numerów.

Na sylwestra u Maćka, który był już parą z Jolą, przyszła cała klasa, gdyż jego rodzice zawsze bawili się w ten dzień z aktorami teatru Wyspiańskiego i na noc nie wracali, Andrzej zaczął chodzić z Aldoną i potem uczył ją matematyki i fizyki. Fizyk na wywiadówce opowiadał mrożące krew w żyłach historie zaniedbań uczniów względem jego przedmiotu i pochwalona Krystyna dowiedziała się, że Andrzej będzie startował w międzyszkolnej olimpiadzie z dziedziny fizyki. Zwycięzcy mogli liczyć na przyjęcia na wyższe studia bez egzaminu. Ponieważ Rudek planował, by te wakacje spędzili na Kubie, Krystyna nie zgodziła się, by był nieobecny w klasie maturalnej i poprosiła jedynie o zwolnienie Andrzeja z czerwca i września.

Fizyk jeździł z klasą na wycieczki szkolne w Beskidy i do Zakopanego i klasa coraz bardziej była zgrana, formowały się trwałe związki i sympatie. Do połówki pokoju Andrzeja schodziło się coraz więcej chłopców i dziewcząt, za jego przykładem dzielono podobne jak jego mieszkania na Koszutce. Stawiano przepierzania w pokojach, a nawet kuchniach, by każdy mógł mieć podobny jak Andrzej, azyl.
Czasami grupą ze swoimi dziewczynami jechali Dzierżyńskiego tramwajem do Wesołego Miasteczka gdzie odnowiono „ślimaka” i zainstalowano na wzór Disneylandu w Los Angeles „wirujące filiżanki” i miniaturowy pociąg elektryczny złożony z elektrowozu i trzech odkrytych wagoników po 30 pasażerów. Jako „wycieczka szkolna” mieli zniżkę za pół ceny, a co 10 uczeń bilet bezpłatny.
Andrzej w dalszym ciągu interesował się lekkoatletyką i mimo, że na igrzyskach szkolnych zdobył brązowy medal w biegach i skokach, nie rósł i był najniższy w klasie. Wpatrywał się siedząc metr od ekranu w stojącą na najwyższym stopniu podium ze złotym medalem Irenę Kirszenstein. Była tylko o trzy lata od niego starsza i miała 176 centymetrów wzrostu.
Rodzice Maćka mieli zaprzyjaźnionych górali w Witowie, zaledwie 13 kilometrów od Zakopanego i Maciek postanowił z Andrzejem pojechać tam na narty. Śnieg leżał jeszcze w maju i można było swobodnie pojechać na wakacje wielkanocne, ale nie było czym. Stali więc na rynku, by kupić bilety do Zakopanego przed „Orbisem” już od szóstej rano. Kiedy wpuszczono ich do małego lokalu w trzech czynnych kasach sprzedawano bilety lotnicze, kolejowe, autobusowe na cały świat. Musieli równocześnie kupić bilet powrotny, gdyż jak się dowiedzieli w kolejce, nikt ich nie zabierze z powrotem, jeśli nie wykupi się biletu powrotnego i spóźni się na ten sam autobus, który ich przywiózł, trzeba będzie wracać piechotą z Zakopanego do Katowic, bowiem w autobusach do Zakopanego wszystkie miejsca wykupione są przez posiadaczy biletów powrotnych. Kierowcy autobusów, jak się dowiadywali z rozgadanej kolejki, nawet kiedy mają dużo wolnych miejsc, sadystycznie nie zabierają turystów stojących i wymachujących rozpaczliwie na przystankach i Andrzej czule wspomniał kubańską guaguę.
Nie łatwiej im było w Zakopanem, autobus do Witowa już przyjechał napchany, ludzie pchali się, złościli, złorzeczyli, panowała ogólna wściekłość. Tysiące turystów, urlopowiczów i tubylców przypadało na zaledwie kilka autobusów. Na dodatek w sklepie wiejskim nie było dosłownie nic, a w Zakopanem też w sklepach spożywczych niewiele do jedzenia, którego próżno szukali po brudnych i zatłoczonych Krupówkach. O kupieniu biletu na Kasprowy Wierch czy biletu na autobus do Morskiego Oka nie było mowy. Natomiast na bazarze łatwo było kupić po cenach takich jak w PKO elastyczne skarpetki i koszule non iron, miniaturowe wnętrza chat góralskich i drewniane figurki.

Jeszcze w maju jego sztandarowa szkoła musiała uczestniczyć w manifestacji mieszkańców Śląska i Zagłębia. W upale, pośród pół miliona ludzi na katowickim Rondzie tysiące młodzieży stanęło obok żyjących jeszcze Powstańców Śląskich. Umundurowani powstańcy w rogatywkach siedzieli tuż przy trybunie, blisko miejsca, gdzie miał stanąć zatwierdzony już w Warszawie Pomnik Powstańców. Makietę z wygraną na konkursie rzeźbą pomnika pokazywano wszędzie, miał mieć trzy skrzydła symbolizujące trzy powstania. Nad trybuną zawisła warszawska Syrenka, gdyż pomnik miała sfinansować Warszawa. W morzu sztandarów, górniczych orkiestr powiewających pióropuszami czapek, zanim uroczyście położono kamień węgielny pod budowę pomnika, rozpoczęły się wielogodzinne uroczystości.
Równo o godzinie 16 ryknęły syreny fabryczne by ci, którzy pracują na drugą zmianę mogli w uroczystości duchowo uczestniczyć. Na trybunie zasiedli: członek Biura Politycznego KC PZPR, przewodniczący Rady Państwa i Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu tow. Edward Ochab, członek Biura Politycznego KC PZPR, Marszałek Polski tow. Marian Spychalski, członkowie Komitetu Centralnego PZPR, ministrowie i generalicja WP, przedstawiciele władz naczelnych Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego z członkiem Rady Państwa wiceprezesem NK ZSL Bolesławem Podedwornym, przedstawiciele władz Stronnictwa Demokratycznego z członkiem Rady Państwa wiceprzewodniczącą CK SD Eugenią Krassowską, delegacja z Warszawy z I sekretarzem Komitetu Warszawskiego PZPR tow. Stanisławem Kociołkiem, członek Biura Politycznego KC PZPR, I sekretarz KW PZPR tow. Edward Gierek, członek Rady Państwa, przewodniczący Prez. WRN, przewodniczący Krajowej Komisji Weteranów Powstań Śląskich ZBoWiD tow. Jerzy Ziętek, sekretarze KW PZPR tow. tow. Zdzisław Grudzień, Stanisław Kowalczyk, Rudolf Juzek, członkowie Egzekutywy KW tow. tow. Mieczysław Hankus, Władysław Herman, Włodzimierz Janiurek, Bolesław Lubas, Piotr Mazelon, Jan Mitręga, Tadeusz Pyka, Roman Stachoń, Karol Stawarz, Jerzy Szuba, Ryszard Trzcionka. oraz członkowie Prezydium Woj. Rady Narodowej.

Kiedy w ostatnich dniach maja Andrzej był w samolocie lecącym na jego czteromiesięczne wakacje do Hawany, nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Miał na nosie przepisane przez okulistę, do którego skierował go lekarz badający wyjeżdżających w tropiki, okulary i wszystko nareszcie wyraźnie zobaczył.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *