Lata sześćdziesiąte. Andrzej (9)

Jeszcze w styczniu 1965 roku wysłał babci ze Szczyrku do Przemyśla pocztówkę o takiej treści: Pozdrowienia ze Szczyrku, jestem z kolegą na nartach, fajnie, że nie ma tu mamy i Ewy.
Andrzej dusił się w ciasnym domu, wpadał tylko na posiłki i uczył się nocami. Przejściowe wprawdzie, ale prawdziwe doświadczenie posiadania oddzielnego pokoju na Kubie zdemoralizowało domowników i wszyscy zaczęli odczuwać potrzebę izolacji nieznaną wcześniej.
Z klasą zaliczyli wprawdzie kino „Kosmos” otwarte na Koszutce z wielka pompą w 20 rocznicę wejścia wojsk radzieckich, czyli wyzwolenia Katowic, ale Andrzej rzadko tam bywał. Przyjechał wtedy twórca „Krzyżaków” ze Zbyszkiem z Bogdańca i odbyła się projekcja „Pierwszego dnia wolności”, gdzie Kalenik zagrał esesmana. Najnowocześniejsze kino w Katowicach miało ekran panoramiczny 5,20 m x 13 m, 700 miejsc i wysokie uskoki między rzędami miękkich foteli, gdzie nikt nikomu nie zasłaniał, dźwięk stereofoniczny emitowany urządzeniami polskiej produkcji D 345 i niemieckimi Zeiss Ikona oraz klimatyzację. Projektor polskiej produkcji AT 5 miał rewolwerowy uchwyt obiektów i elektromechaniczny napęd. Wchodziło się do hallu, w którym bileterki i kasjerki ubrane były w jednakowe granatowe kostiumy, na piętro po ażurowych schodach, gdzie stało kilkanaście stolików, przy których można było napić się kawy.
Ale bilety były najczęściej nie do dostania.
Mówiło się tylko o Beatlesach i kiedy jesienią ubiegłego roku Helen Shapiro wystąpiła w krakowskiej hali Wisły, koleżanki z klasy Andrzeja zdwoiły ilość lakieru do włosów na tapirowane głowy. Wiosną nastąpiła inwazja młodzieży na wszystkie kina w całej Polsce wyświetlające angielski film z Beatelsami i biletów nie dawało się kupić. Film „A Hard Day’s Night” nazwano „The Beatles” lub „Wieczorem po ciężkim dniu”. Kronika pokazywała oblegane kasy kin „Praha”, „Moskwa” i Sali Kongresowej. 400 tysięcy warszawskiej młodzieży i – jak kąśliwie dodawano, „byłej młodzieży”- histeryzowało w kinach i na ulicach Warszawy. Podobnie o seansach filmowych w Krakowie donosił słany z Przemyśla „Przekrój”. W żartobliwym i jednocześnie zjadliwym tonie, zapowiadał zmierzch zachodniej mody na kudłatych.
Tymczasem usilnie próbowano zainteresować młodzież nieprawdopodobnym boomem prasy radzieckiej dostarczanej tonami do kiosków i czytelni KMPiKu. Chwalono najlepsze na świecie wyniki czytelnictwa z ZSRR w porównaniu z krajami europejskimi i USA, dowodząc, że obecnie w ZSRR na tysiąc mieszkańców przypada 800 egzemplarzy gazet i czasopism.
Nie wiadomo, czy te statystyki obejmowały też te egzemplarze, które wożono do krajów socjalistycznych. W Polsce leżały nietknięte „Prawda”, „Pionierskaja Prawda”, „Komsomolskaja Prawda”, „Sielskaja żizn”, Sowietskaja Rosija”, Trud”, „Sowietskij Sport”, „Uczitielska Gazieta” „Futbol”, „Niediela”, „Rabotnica”, „Krokodił”, „Ogoniok”, „Nauka i Żizn”, „Litieraturnaja Gazieta”. Gazet tych nikt nie ruszał i nie kupował i nawet rusycystka na lekcji nie odważyła się nigdy proponować ich uczniom. Nie zainteresowali się nimi, kiedy barwnie pokazano tam „kosmiczną przechadzkę”, do której kosmonauci radzieccy – Leonow i Bielajew – przygotowywali się rok. Gazety groziły, że jeszcze w tym roku Związek Radziecki przeprowadzi następny eksperyment zespołowego lotu dwu lub więcej statków załogowych, które w Kosmosie połączą się burtami, by już niedługo popędzić ku Księżycowi, Marsowi i Wenus, a opuszczenie statku przez kosmonautę stanowił pierwszy etap w przygotowaniach do przyszłego montażu na orbicie przestrzennych stacji kosmicznych z których wystartują rakiety ku planetom układu słonecznego.
Andrzeja jak i jego całą klasę nic to wszystko nie obchodziło. W dalszym ciągu nie miał dżinsów i szpulowego magnetofonu, adapter był już na wykończeniu, a pocztówkowe płyty niemiłosiernie trzeszczały. Na dodatek cała szkoła pojechała tramwajem do Parku Kościuszki na manifestację przyjaźni z bratnią Kubą powitać Raula Castro z małżonką Vilmą Espin. Andrzej nie musiał się wykazywać znajomością hiszpańskiego, gdyż nikogo nie obchodziło co mówi Raul, a i tak głównie przemawiał Gierek. Powiewały flagi narodowe Polski i Kuby i na ogromnym transparencie hasło „Socjalizm młodością i przyszłością świata”. Obok Kliszki, Gierka i Ziętka na trybunie zasiadł ojciec ich szkolnego kolegi z klasy wyżej, naczelny dyrektor Katowickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego mgr inż. Benon Stranz. Orkiestra górnicza zagrała hymny narodowe Republiki Kuby i Polski. Podkreślono i potępiono antypokojowe knowania amerykańskich imperialistów. Krzyczano „Niech żyje wieczna przyjaźń narodów Polski i Kuby”. Delegacja górników wręczyła towarzyszowi Raulowi Castro olbrzymi puchar z węgla dla towarzysza Fidela Castro. Harcerze i harcerki wręczyli kwiaty. Potem odśpiewano Międzynarodówkę.
Całą trasę przejazdu ulicami Katowic udekorowano flagami biało-czerwonymi, czerwonymi i flagami narodowymi Kuby. Po obu ich stronach stały spędzone ze szkół i zakładów pracy tłumy mieszkańców Katowic. Jak się potem okazało, Raul dostał jeszcze popiersie Stanisława Staszica wyrzeźbione w węglu w Kopalni Staszic.
W Santku omawiano kwietniowy występ jazzowy Elli Fitzgerald z zespołem Oskara Petersona w Pałacu Kultury w Warszawie, na który ktoś z paczki pojechał.
W kwietniu też poszli na film „Pingwin” namówieni entuzjastycznymi recenzjami, do którego były ogonki, ale przynajmniej bilety można było kupić. W katowickim „Światowidzie”, kinie „non-stop” ludzie stali, czekając na wolne krzesło i jak pisali recenzenci katowiccy, dlatego czekali, że ci co siedzieli, nie chcieli kina opuszczać, tak się film podobał. Obok Psa Huckleberry’ego, Pingwin stał się dla nich najczęściej omawianym bohaterem filmowym, którego fałszywy romantyzm odczytali jako zamach na ich wiedzę o relacjach męsko – damskich.
Na Koszutce zmieniono nazwy ulic, zaczęto rugować z socrealistycznego osiedla niemieckich komunistów. I tak wycofano Klarę Zetkin i dano jej ulicę dwa lata wcześniej zmarłemu Gustawowi Morcinkowi. Andrzej mieszkał teraz nie na ulicy Liebknechta, ale na ulicy generała Aleksandra Zawadzkiego zmarłym w ubiegłym roku.
W maju zmarła Maria Dąbrowska, która jak i Eliza Orzeszkowa wszystkich ich na polskim śmiertelnie nudziła, a wydana w całym powojennym okresie w zawrotnej ilości 1700 tysięcy egzemplarzy wypełniała szczelnie stragany i kiermasze „Targi Książki”. Na kiermaszu z okazji „Dni Oświaty” sprzedawano świeżo wydanych „Ludzi stamtąd”, a zapowiedziane „Przygody myślącego człowieka” się nie pojawiły. Andrzej skrył się przed deszczem w podcieniach Zenitu i udało mu się kupić „Małą Encyklopedię” i bardzo się z tej zdobyczy ucieszył. W domu nie mieli żadnej encyklopedii, a przedwojenny „Lexikon”, który używał Rudek, był tylko po niemiecku. Na stoiskach muzycznych leżały jedynie płyty długogrające Violetty Villas, Marii Koterbskiej, Sławy Przybylskiej, Danuty Rinn i “Filipinek”.
Z trudem wydostał się z targów omijając zalecane przez polonistkę stoliki z siedzącymi tam śląskimi pisarzami: Aleksanderem Baumgardtenem, Stanisławem Broszkiewiczem, Janem Baranowiczem, Janem Brzozą i Marią Klimas-Błahutową. Wszędzie krążyły dzieci polujące na darmowe foldery, torebki i kartonowe bibeloty.
Wrócił do domu Armii Czerwonej i w podcieniach świeżo wybudowanego „Separatora” oglądał wystawy salonu “Motozbytu” stojąc na wąskim, tymczasowym chodniku dla pieszych. Podobnie jak tutaj, na Koszutce przy ul. Armii Czerwonej otwarto pawilon ZURiT-u. Pawilony lśniły nowością i sławą niedawnych partyjnych uroczystości ich otwarcia. Wszystko było w nich fikcją: zarówno samochody, których nie dawało się kupić, jak i telewizory które naprawiano miesiącami w oczekiwaniu na dostarczenie części zamiennych. Na wprost rozciągał się widok wznoszonych fundamentów „Superjednostki”, a w dalszym tle rozgrzebanego Ronda. Miano na dniach zainstalować przy Rondzie sygnalizację świetlną i nadrobić zaniedbania, gdyż Katowice były jedynym wojewódzkim miastem w Polsce nie posiadającym sygnalizacji ulicznej.
Zbliżały się wakacje i Krystyna przerażona wydatkami na segmenty Kowalskiego zadecydowała, że na wakacje pojadą tylko do Przemyśla. Mieli i tak piękne wakacje na Kubie, pora trochę zaoszczędzić. Andrzej dostał świadectwo do klasy dziesiątej bez żadnej trójki i z zaledwie trzema czwórkami. W dalszym ciągu jednak najbardziej interesował się matematyką i fizyką.
Perony PKP dostępne tylko jednym wejściem od placu Andrzeja, gdyż nowy dworzec był cały czas w budowie, były wypełnione jadącymi na kolonie i obozy letnie dziećmi i młodzieżą.
Przed kasami, dodatkowo uruchomionymi na czas wakacji, stały gigantyczne kolejki.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *